niedziela, 12 stycznia 2014

6. Krok do przodu



Zayn leżał w swoim łóżku, wykończony ostatnimi nagraniami. Dzisiaj oficjalnie zakończyli prace nad nowym albumem. Nie miał nawet siły, żeby cieszyć się razem z innymi. Mimo tego poszedł na imprezę zorganizowaną przez ludzi pracujących przez ostatnie miesiące, aby płyta powstała. Wytrzymał może godzinę i dyskretnie wymknął się na zewnątrz, uprzednio dzwoniąc po taksówkę. Menadżer oznajmił im dzisiaj, że będą mieli pięciomiesięczną przerwę na zregenerowanie sił. To była dla Zayna dobra wiadomość. Tak, kochał tych chłopaków i traktował ich jak braci, ale nagle zdał sobie sprawę, że jego hierarchia wartości uległa niewielkiej zmianie. Musiał dodać do niej pewną osobę, która stała się dla niego niezwykle istotna. Dlatego też potrzebował więcej czasu, aby ona mogła zrozumieć, jak bardzo mu zależy.
Teraz odpoczywał, skryty w swoim pokoju. Czuł się choć na chwilę odcięty od świata i było mu z tym dobrze. Wiedział, że długie bezczynne siedzenie nie leży w jego naturze, jednak od czasu do czasu lubił pobyć sam. Rozmyślał nad tym, co stało się niespełna miesiąc temu. Jack trafiła do szpitala. Josh bardzo się martwił, nie potrafił się na niczym skupić. On go rozumiał. Pamiętał jaką poczuł ulgę, kiedy okazało się, że to nic poważnego, że ona z tego wyjdzie. Jednak tym co najbardziej go zdumiało w tamtych dniach, była ukryta wiadomość od Dawnej Jack… Tak, tak właśnie nazywał tę dziewczynę, która skrywa się w zakamarkach swojej duszy. Wierzył, że ją stamtąd wydostanie. Westchnął po raz kolejny tego dnia. Nie wiedział co ma robić. Nie miał żadnego magicznego planu na ocalenie kuzynki Josha, a bardzo by chciał takowy posiadać. Odwiedzał ją  coraz częściej. Niall dał mu spokój i tylko uśmiechał się trochę wymuszenie, kiedy po raz wtóry Zayn wymykał się z mieszkania. Jednak to wszystko nie miało widocznych rezultatów. Brunet zastanawiał się skrycie, czy rzeczywiście podjął dobrą decyzję. Jak niby może ją uratować? „Nie jestem specjalistą. Nie wiem jak można jej pomóc.” pomyślał. Mimo tych wątpliwości nie chciał rezygnować. Po pierwsze zawiódł by siebie i Josha, po drugie Jack nie jest mu obojętna. Bardzo pragnął, aby jego uczucia do tej dziewczyny ograniczyły się tylko do chęci pomocy w powrocie do zdrowia, ale nie potrafił. Z każdym dniem wydawało mu się, iż grzęźnie w czymś z czego nie uda mu się już nigdy wydostać. Nawet przed samym sobą nie przyznawał się do tego, że na widok Jack jego serce zaczyna bić mocniej, że kiedy spojrzy w jej oczy jest gotowy zrobić wszystko by ją uratować. Chciał stać się dla niej kimś ważnym, chciał być jej obrońcą, gotowym by ją ocalić w każdej chwili. Jedyne co dawało mu nadzieję, to ten rysunek, który wykonała z myślą o nim.

Josh pomyślał, że jeszcze chwila a Zayn się do nich przeprowadzi. Z jednej strony śmieszyło go to, z drugiej, martwiło. Widział jak przyjaciel patrzy na Jack i domyślał się, że to nie jest tylko „pomaganie”. Dziewiętnastolatek praktycznie nawiedzał ich codziennie. Tak jak zawsze siadał obok dziewczyny, uśmiechał się, wyciągał pierwszą lepszą książkę i czytał. Czasami Josh przyłapywał  chłopaka na tym jak wpatruje się w Jack przez całe minuty. Czuł, że nawet gdyby teraz zabroniłby mu przychodzenia tutaj, Zayn by to zignorował. To było jasne, że on się w niej zakochuje. Ta myśl nękała Josha od kilkunastu dni. Miał świadomość, iż Jack jest, krótko mówiąc, bardzo atrakcyjna, ale trzeba spojrzeć prawdzie w oczy, jego kuzynka ma zaburzenie psychiczne. Samo to nie wróżyło niczego dobrego. Josh żył w przeświadczeniu, że przyjmując pomoc Zayna, zniszczy mu życie. Jego rozmyślania przerwał telefon. Odebrał połączenie i momentalnie jego twarz rozpromieniła się, gdy usłyszał głos matki.
- Josh, dzwoniłam do tego terapeuty. Zgodził się. Podałam mu twój adres i numer telefonu. Proszę cię bądź dla niego miły, podobno to świetny specjalista. Umówcie się jak najszybciej na pierwszą wizytę. Ty chyba najlepiej wiesz, jak bardzo zależy nam na czasie. Z Jack może być coraz gorzej…
- Wiem, mamo – przerwał jej chłopak. Nie chciał sprzeciwiać się matce, ale stracił nadzieję, że jakiś lekarz potrafi pomóc Jack. Było ich już tylu.
- Może lepiej będzie, żeby wtedy ten Zayn nie przychodził? Mam nadzieję, że rozumiesz o co mi chodzi. Ten pan mógłby się poczuć urażony, że bardziej wierzymy w umiejętności chłopaka nie mającego pojęcia o leczeniu niż w prawdziwego profesjonalisty – jej głos zabrzmiał trochę niepewnie. Sama nie wiedziała, czy to dobry pomysł. Przyjaciel Josha dał nadzieję całej rodzinie na wyzdrowienie Jack, jednak chyba nic więcej nie zdoła zrobić.
- Zastanowię się. Znasz moje zdanie. Wolę wizyty Zayna niż jakiegoś obcego faceta – odburknął Josh lekko zirytowany sugestiami kobiety. Chyba nikt nie zaprzeczy, że dotychczas, to ten dziewiętnastolatek zrobił więcej podczas kilku tygodni niż jakikolwiek terapeuta wciągu tych wszystkich lat.
Kiedy zakończyli rozmowę, Josh oparł głowę o ścianę kuchni i potarł ręką czoło. Ciężko mu było dyskutować na ten temat z matką. Mimo wszystko chłopak nie miał zamiaru wyganiać Zayna. Oczywiste, że bardziej ufał swoim przyjaciołom niż lekarzom, którzy tak wiele razy ich zawiedli.  Uspokoiwszy się, Josh wstał i ruszył w stronę wieszaka na ubrania. Zgarnął płaszcz, prędko założył buty i wyszedł cicho zamykając za sobą drzwi. Musiał coś odebrać i nie bał się opuścić mieszkania, ponieważ wiedział, że razem z Jack jest On…  a jemu ufał.

„(…) Jeśli chcesz mieć przyjaciela, oswój mnie!
- Jak to się robi? – spytał Mały Książę.
- Trzeba być bardzo cierpliwym. Na początku siądziesz w pewnej odległości ode mnie, ot tak, na trawie. Będę spoglądać na ciebie kątem oka, a ty nic nie powiesz. Mowa jest źródłem nieporozumień. Lecz każdego dnia będziesz mógł siadać trochę bliżej…”*
Zayn przerwał czytanie i spojrzał na Jack. Nie wiedział już, który raz czyta jej tę książkę. Uśmiechnął się pod nosem, widząc jak ta spokojnie buja się w fotelu. Był pewny, że go słucha. Miał wrażenie, że każde kolejne zdanie coraz bardziej zbliża ich do siebie.
- Wiesz co chcę ci przez to powiedzieć? – odezwał się. Oderwał głowę od twardej ściany i przeczesał swoje ciemnie włosy ręką. Oczywiście, nie uzyskał odpowiedzi. – Ty jesteś Lisem, a ja Małym Księciem. Chcesz, żeby cię oswoił, prawda? Zrobię to, bo pragnę mieć takiego przyjaciela.

Ja także

- Wierzę, że mnie słuchasz, Jack. Trochę głupio mówić do siebie przez cały czas. Chciałbym, żebyś dała jakiś znak. To może być dla ciebie trudne, ale spróbuj, dobrze?

Słucham Cię

Zayn zawiedziony opuścił głowę. Ile jeszcze razy będzie musiał patrzeć na jej obojętność? Ręka dziewczyny zwisała bezwładnie z fotela. Po namyśle chłopak delikatnie ujął jej małą dłoń i ścisnął chcąc przesłać w ten sposób trochę życia w pozbawione energii ciało Jack. 

Nie śmiej się, proszę Cię. Nie śmiej się z Nas.
Ty i ten chłopak, jesteście żałośni. Myślisz, że on cię uratuje? Jesteś tylko nędzną resztką człowieka. On natomiast jest najgłupszym mężczyzną jakiego widziałam.
Nie mów tak…
Nie możesz mi rozkazywać. Za mało masz w sobie siły, żeby się postawić.
Wtedy Jack pierwszy raz od niepamiętnych czasów poczuła nieodpartą chęć wydostania się stąd. Kipiała ze złości, kiedy Nicość tak ją znieważała. Pod wpływem emocji, podeszła i spoliczkowała Ją.
Jak śmiesz! Beze mnie zginiesz, ty durna dziewczyno!
Bez Ciebie w końcu stanę się wolna!

Brunet zszedł na dół, aby odnaleźć Josha. Zauważył brak jego rzeczy w holu, więc domyślił się, że tamten wyszedł. Skierował się zatem do kuchni i nalał sobie wody. Zaschło mu w gardle od czytania. Wystarczyło kilka łyków i opróżnił szklankę. Przetarł zmęczone oczy i z powrotem ruszył w stronę pokoju Jack.
Nacisnął klamkę i wszedł. Spojrzał na brunetkę, po czym zamarł. Był to pierwszy raz, kiedy ujrzał jak Jack płacze. Podbiegł  i schwycił jej twarz w obie dłonie. Kciukami ścierał łzy spływające wartkim strumieniem po policzkach dziewczyny. Wzruszył się, widząc w końcu emocje wymalowane na jej twarzy.
- Nie płacz, proszę.
 Ten dzień okazał się być jeszcze łaskawszy. Gdy znowu zaległa cisza, oczy Jack odnalazły spojrzenie chłopaka. Zayn na chwilę wstrzymał oddech, kiedy uświadomił sobie, co się dzieje.
To była środa, 23 października.
Wtedy po raz pierwszy Jack się do niego uśmiechnęła, a Zayn zrozumiał, że jego serce należy do niej.

***
- Zayn? – brunet już miał wychodzić, kiedy usłyszał wołanie Josha. Zrobił krok w tył i spojrzał pytająco na chłopaka.
- Tak?
- Łap – powiedział tylko i rzucił coś w jego stronę. Zayn wyciągnął rękę, aby schwycić przedmiot. Rozwarł dłoń i ujrzał klucze. Uniósł wysoko brwi dając do zrozumienia przyjacielowi, że oczekuje wyjaśnień. – Chcę, żebyś je miał w razie, gdybym ja nie mógł być przy Jack. Mam do ciebie pełne zaufanie. Wiem, że jej nie skrzywdzisz.
Zayn nie wiedział co powiedzieć. Josh naprawdę na nim polegał. Zacisnął szczękę i pomyślał, że teraz na pewno sobie nie odpuści. Chciałby powiedzieć coś,  co utwierdzi Josha w przekonaniu, że podjął dobrą decyzję, ale nie potrafił. Podszedł tylko i mocno uścisnął dłoń przyjaciela.
- Nie zawiodę was – wydukał i zacisnął pięści dla podkreślenia mocy swojej przysięgi.

Oby.
Jack stała w salonie i przysłuchiwała się rozmowie mężczyzn. Nie docierało do niej każde słowo, ale zrozumiała to jedno, najważniejsze. On jej pomoże. Nicości już nie było tak do śmiechu, kiedy pojęła, że dziewczyna naprawdę zaczyna się budzić.





*_*_*_*_*_*_*_*_*_*_*_*_*_*_*_*_*_*_*_*_*_*_*_*_*_*_*_*_*_*_*_*_*_*_*_*_*_*_*_*_*_*_

* cytat z książki "Mały Książę" A. De Saint-Exupery

Tak oto w 21. urodziny Zayn'a Malika pojawia się szósty rozdział na I Want To Break The Silence. Wiem, że musiałyście na niego czekać ok. trzy tygodnie i przepraszam. Smuci mnie tylko jedna rzecz. Członków mi przybywa, a komentarzy nie. Wręcz powiedziałaby, że ich liczba się systematycznie zmniejsza w porównaniu do rosnącej liczby czytelników. Naprawdę nie wiem co mam napisać, żeby zachęcić Was do komentowania. Bez tego po prostu nie mam ochoty pisać! Jest Was 93, a komentarzy 43. Coś chyba jest nie w porządku. Już nie wymagam od Was nie wiadomo jakich esejów na temat rozdziału, a szkoda, bo chętnie kiedyś bym taki przeczytała. Wysilcie się i choć napiszcie, czy się podobało, ulubiony moment, co zszokowało, zasmuciło, cokolwiek! Apeluję do osób, które tutaj dochodzą, aby napisały pod postem, że czytają. Chciałabym Was wszystkie kojarzyć po nazwie, a nie zobaczyć kolejnego członka i zaraz o nim zapomnieć, bo przecież nic nie napisał, więc jak niby mam go zapamiętać? Mam nadzieję, że rozumiecie. Byłoby miło, gdyby tutaj panowała nieoficjalna zasada CZYTASZ= KOMENTUJESZ.Moim marzeniem jest zobaczenie pewnego dnia, że ilość komentarzy równa się ilości czytelników! :p
Ostatnia rzecz, tym razem przyjemna. Wpisałam ostatnio na twitterze adres mojego bloga i ku mojemu zdumieniu oprócz moich własnych tak zwanych "reklam", pojawiło się kilka innych tweetów na temat opowiadania. Zrobiło mi się bardzo miło, cieszyłam z tego chyba  przez następne kilka dni! Nie spodziewałam się,  że ktoś na Twitterze wspomina o mojej historii. 
To chyba tyle z mojej strony, teraz liczę na Was! :)
Pozdrawiam
A.