niedziela, 20 kwietnia 2014

10. Widzę. Myślę. Czuję.



Na początku chciałabym was zachęcić do przeczytania tego wiersza, który znalazła pewnego dnia moja siostra,  niedługo po tym jak opowiedziałam jej o pomyśle na tego bloga. Zgodnie wtedy stwierdziłyśmy, że poniższe słowa idealnie opisują to, co chcę zawrzeć w tej historii, więc obiecałam, że pewnego dnia dodam tutaj ten wiersz. Myślę, że to odpowiedni moment.


Widzę, że myślisz
Myślę, że czujesz
Czuję, że chcesz
Ale nie słyszę cię.
Pożyczyłem słownik, wykrzyczałem ci do ucha jego treść od A do Z.
Zapamiętałem tysiąc bezsensownych słów, byle tylko usłyszeć twój głos.
Gdziekolwiek pójdziesz,
Pójdę za tobą.
Skoro musisz milczeć,
Czy to ja mam mówić?
Ach, proszę, daj mi tylko jedno słowo.
Proszę, tylko jedno,

Chyba oszaleję, gdy tak cudnie milczysz,
I swą piękną główkę przechylasz,
Odwracając się ode mnie i całego świata.
Twoje milczenie to namiot,
Który stawiasz pośrodku świata.
Ustawiasz linki od niego i dziwisz się,
Kiedy nocą potyka się o nie chłopak.”

Wir sind Helden - Nur ein Wort

(w książce „Freak City”)



Mijały dni. Zupełnie niepostrzeżenie. Jak gdyby ktoś drwił ze świata, mając w posiadaniu zegar, którym mógł przyspieszać dowoli czas, aby następnie napawać się widokiem zagubionych ludzi. Tak właśnie się czuł Zayn. Chwile z nią mijały mu tak szybko. Ich „rozmowy”, wyjęte spod definicji tego słowa, były czymś na co czekał całymi dniami. Często zadawał sobie pytanie: Dlaczego to zrobił? Dlaczego ją pokochał?
Nie potrafił znaleźć sensownej odpowiedzi. To po prostu się stało. Moment, tak krótki, ledwo dostrzegalny, w którym zrozumiał, że to nie jest „pomaganie”, to jest „walka o ukochaną osobę”. Wtedy wszystko się zmieniło. On także.
- Przyjedziesz? – usłyszał pełen nadziei głos matki.
- Mamo… nie wiem, czy znajdę czas – obawiał się, że kłamstwo można łatwo wychwycić z tonu jego głosu. Miał czas, miał go dużo, jednak był on zarezerwowany dla pewnej osoby. Skarcił się w myślach, przecież to jego matka. Nie można o tym zapominać.
Kobieta westchnęła.
- Zayn, przecież masz wolne. Potem już w ogóle nie znajdziesz dla nas chwili. Czy ty zapominasz, że masz rodzinę? Co się z tobą dzieje? Normalnie dawno już byś był z nami. Powiedz mi, o co tak naprawdę chodzi?
Miała rację i on doskonale zdawał sobie z tego sprawę. Nie zmieniało to jednak faktu, iż ostatnimi czasy nie miał ochoty na spotkania z dawnymi znajomymi, czy nawet z rodziną. Sam sobą gardził za taką postawę, lecz trudno było mu zmienić ten stan rzeczy.
Zerknął na kalendarz. Rzeczywiście, dawno tam nie był. Potarł ręką czoło.
- Dobrze. Przyjadę.

***
Nie zostawiam cię, powiedział.
A ona nie potrafiła uwierzyć.
Dusza Jack była niczym pustynia. Kiedyś, w czasach tak odległych, że prawie wszyscy zdążyli o tym zapomnieć, była piękna. Zamiast wszechobecnego piasku, były tam urodzajne pola, wysokie trawy, które chłodny wiatr wprawiał w ruch. Wszystko wokół żyło, lecz nadszedł czas. Czas, którego nie da się cofnąć, wydarzenia, których nie da się zapomnieć. I od tej pory zapanowała susza. Powoli, nieprzerwanie usychały następne części tej ogromnej połaci ziemi. Idąc teraz po pustyni, Jack dotyka piasku, który zdążyła znienawidzić. Chciałaby, żeby zniknął, chciała ponownie ujrzeć te zielone pola, którymi niegdyś przepełniona była jej dusza.
Czym w tym wszystkim była Nadzieja?
Czasami zdarza się, że na pustyni ujrzy się oazę. Jest to pewnego rodzaju cud. Zobaczyć coś żyjącego pośród martwej przestrzeni. Na tego rodzaju małe cuda można było i natknąć się w zakamarkach duszy Jack. Dlatego jeszcze istniała. Posiadała Nadzieję.
Pojawienie się Zayn’a było czymś w rodzaju orzeźwiającego deszczu. Jeśli pojawi się on raz, to nie zmieni nic. Po prostu na krótką chwilę przyniesie ukojenie. Jednak deszcz padał z coraz większą siłą i coraz częściej. Nic więc dziwnego, że wkrótce pustynia zaczęła się odradzać. Ten deszcz… ratował ją. Jednak w dalszym ciągu nie nauczyła się w pełni mu ufać. Bała się, że zostanie znowu pozbawiona życiodajnej wody.
To tylko parę dni, tłumaczył siedząc tamtego dnia obok niej. Czuła, że chciał uścisnąć jej rękę, lecz nie zrobił tego. Czyżby on także się bał, iż zostanie skrzywdzony?
I wyjechał.
Dlaczego jego słowa brzmiały dla niej jak pożegnanie? Zrozumiała, że jej życie powinno być liczone nie w latach, lecz w dniach. Dlatego właśnie czuła się porzucona. Kilka dni, jest dla Jack czasem, w którym wiele może się zdarzyć. Pytanie brzmiało, czy będzie to coś dobrego, czy…
Mam coś dla Ciebie, szepnął i wsunął do jej ręki kwadratową kopertę. W środku znajdowała się płyta. Po co jej to dawał? Jakie ma dla niej znaczenie ten kawałek plastiku?
Chcę, żebyś ją odsłuchała. Proszę, spojrzał jej głęboko w oczy. Wstał, otrzepał spodnie z niewidocznego pyłu i ruszył do wyjścia. Sięgnął do klamki i przez chwilę się zawahał.
Nawet Cię wtedy nie przytulił.
Przecież wiem…

***
Zadzwonił do drzwi swojego rodzinnego domu. Chwilę musiał poczekać. Była pora obiadowa. Pewnie wszyscy znajdowali się teraz w jadalni przy stole. W końcu ktoś mu otworzył. W drzwiach stanęła jego młodsza siostra.
- Zayn! To Zayn! – wykrzyknęła i rzuciła mu się na szyję. Zaśmiał się i mocno ją przytulił. Zaraz potem pomyślał, ile by dał, by móc tak samo uściskać Jack. Bez skrępowania, bez obaw. Jednak wyrzucił z głowy to wszystko, co się z nią wiązało. Miał przecież o tym tutaj zapomnieć.
Usłyszał dźwięk odsuwanych krzeseł. Moment później witała go już cała rodzina. Byli tacy szczęśliwi, normalni. Tak właśnie powinno być, pomyślał Zayn. Mimo to nie opuszczało go uczucie dziwnej tęsknoty.
I mijały dni.
Śmiał się razem z nimi. Rozmawiał na wszystkie tematy, które zwykle pozbawione są sensu. Oglądał te cholerne programy. Udawał.
Bezczelnie udawał, że wszystko jest w porządku, że nic się nie dzieje, że wcale nie czuje się zagubiony. Zdawał sobie sprawę, iż to głupie. Ukrywał emocje, które nim targały. Starał się oszczędzić swoich zmartwień, bliskim.
- Pójdę już do siebie – oświadczył, wstając z kanapy. Ojciec odwrócił się do niego, ale zrezygnowany machnął dłonią. Oglądali razem mecz, lecz Zayn wydawał się przez cały czas nieobecny. Może jest zmęczony.
- Nie zawołam cię jak nasi strzelą gola! – zaszantażował jego ojciec, doskonale wiedząc, że to nic nie da. Po prostu chciał rozbawić syna. Ten uśmiechnął się ironicznie.
- Nawet na to nie liczyłem – odpowiedział i poklepał mężczyznę po ramieniu.
Ruszył w stronę swojego pokoju. Po drodze uważnie oglądał ściany domu, na których pojawiły się nowe zdjęcia, obrazy.
Wszystko się zmienia, pomyślał, wchodząc do sypialni.
Opadł na łóżko i głęboko odetchnął. Męczył się tym całym teatrzykiem przed rodziną. To nie tak, że nie chciał z nimi przebywać… Po prostu działo się z nim coś, czego sam do końca nie rozumiał, więc bał się wciągać to także ich. W końcu co miałby im powiedzieć?
„Mamo, tato, cieszę się, że mogę was o tym poinformować. Kocham pewną dziewczynę. Nie, nie przyjedzie tu. Nie, nie możecie jej poznać. Dlaczego? To proste. Jest chora psychicznie i w dodatku nie mówi.”
By dopełnić dramatyczności sceny, rozpłakałby się, a rodzice rzuciliby się go pocieszać, równocześnie usiłując mu wbić do głowy, że to może wcale nie jest miłość, że to tylko złudzenie.
Miał ochotę kląć na świat, na to co zrobił Jack. Nagle sparaliżowała go myśl, że gdyby ona nie była chora, może by jej wcale nie pokochał, może nawet by jej nie poznał? Nigdy się tego nie dowie.
Ktoś zapukał do drzwi jego pokoju. Usiadł i spojrzał niechętnie w tamtą stronę. Nie chciał się z nikim widzieć. Czego znowu od niego chcą?!
- Proszę! – odezwał się z niecierpliwiony. Ktokolwiek to był, nie trafił na najlepszy moment.
- Możemy porozmawiać? – do środka weszła jego matka. Spojrzała czujnie na syna. Jego zachowanie nie uszło jej uwadze. Zaniepokojona stwierdziła, że najwyższa pora dowiedzieć się, co się z nim dzieje.
- A mam wybór? – Zayn uśmiechnął się kwaśno i ponownie rozłożył się na łóżku.
Kobieta, uznając to za pozwolenie, weszła i zamknęła drzwi, uprzednio upewniając się, czy nikogo nie ma w pobliżu. Usiadła obok syna i zapatrzyła się w jego zdjęcie z dzieciństwa, które wisiało na ścianie naprzeciwko od niepamiętnych czasów. Uśmiechnęła się.
- Byłeś takim uroczym dzieckiem – zagadała, dźgając go niezbyt delikatnie w bok.
- Teraz już nie jestem? – zapytał, spoglądając na nią z rozbawieniem.
- Nie, Zayn. Teraz jesteś moim zabójczo przystojnym synem, który nie wiem kiedy i nie wiem jak stał się mężczyzną – odparła i położyła się obok niego. – I mam takie dziwne wrażenie, że ten mój mężczyzna coś ukrywa. Mylę się?
Zayn napotkał jej wnikliwe spojrzenie. Jak tu coś ukryć przed własną matką? Czy to w ogóle możliwe?
Pokręcił przecząco głową. Nie, nie myliła się ani trochę.
- To może powiesz mi, co cię tak dręczy od dłuższego czasu? – uniosła brwi, czekając aż zacznie mówić. Zayn odwrócił głowę. Nie wiedział, jak ma jej to wszystko wyjaśnić.
- No, dalej! Wyżal się matce – szepnęła i schwyciła jego podbródek, zmuszając go, by na nią spojrzał. – Widzę, że masz jakiś problem i prędzej, czy później będziesz musiał coś z tym zrobić, więc proszę ci, porozmawiaj ze mną. W tym zwariowanym świecie jednego możesz być pewien, że odwieczną rolą matki jest pomagać swoim zagubionym dzieciom.
Zayn wstał z łóżka i zaczął nerwowo przemierzać pokój.
- Sęk w tym, że sam nie jestem do końca pewny, o co mi chodzi. A już kompletnie nie potrafię ująć tego w słowa. Rozumiesz?
Kobieta kiwnęła głową, jednocześnie czekając aż powie coś jeszcze.
Brunet założył ręce na piersi, chwilę później przeniósł je na głowę, cały czas chodząc po pokoju. W końcu stanął przy oknie. Na zewnątrz padał deszcz. Pojedyncze krople lądowały na szybie, aby spłynąć po niej w niezrozumiałym dla śmiertelników tańcu. Zayn przycisnął rękę do zimnej tafli okna. Chciałby być teraz przy niej. Pragnął ją przytulić, otrzeć łzy, jeśli takie by się pojawiły, pocałować, lecz  najbardziej ze wszystkiego pragnął, aby wyzdrowiała.
- Kocham pewną dziewczynę – nawet nie zorientował się, kiedy słowa wypłynęły z jego ust. W pierwszej chwili nie mógł uwierzyć, że powiedział to na głos. Nigdy nie należał do osób specjalnie wylewnych.
- I to jest twój powód do rozpaczy? Zayn! To chyba dobrze. Boże, a bałam się, że dzieje się coś złego.
- Ty nic nie rozumiesz! Ona jest inna… - drugie zdanie niemal wyszeptał.
- Co masz na myśli? – kobieta znieruchomiała.
Odwrócił się w jej stronę. Mierzyli się przez chwilę spojrzeniem. W oczach chłopaka było widać niepewność. Tej części zwierzenia bał się najbardziej.
- Ona – musiał wziąć głęboki wdech, żeby jego głos nie zadrżał. Podszedł bliżej do swojej matki i ściszył głos. – Jest chora. Nie tak jak pewnie myślisz. Proszę cię, nie przerywaj mi teraz. To kuzynka Josha. Poznałem ją parę miesięcy temu. To było… nie wiem, to było jak mocne uderzenie w głowę. Coś wtedy mnie w niej zaintrygowało. A potem okazało się, że ona nie jest zwyczajną dziewczyną.
Opowiedział jej wszystko. Od początku ich historii. Wszystkie te momenty, które musiały doprowadzić do tego, że poczuł do niej, to co nazywano miłością. Już nie dbał o to, iż jego głos niebezpiecznie drży, iż jest na skraju załamania. Nawet kiedy po policzku spłynęła mu jedna, jedyna łza, nie starł jej. Zachował ją jako dowód, że to wszystko co nim targało, te uczucia, one były prawdziwe. Kiedy skończył, wpatrzył się w przestrzeń. Nie mógł spojrzeć matce w oczy.
- Możesz mnie teraz nazwać szalonym.
W pokoju zapadła kompletna cisza. Chłopak poczuł się przez chwilę, jakby obok niego miała zmaterializować się Jack. Było tak jak z nią… zupełnie spokojnie. Świat bez dźwięków.
Nagle usłyszał płacz. To jego matka wylewała łzy, zapewne nie mogąc pojąć tego, co się dzieje w jego życiu. Zayn przez chwilę żałował, że powiedział jej o wszystkim.
- Nie… to jest…  - pociągnęła nosem i wstała. Znajdowali się teraz naprzeciwko siebie. – Zayn. Teraz widzę jakie to musiało być dla ciebie trudne. Wiesz doskonale, że bardzo cię kocham i jestem gotowa zrobić wszystko, żebyś był szczęśliwy, jednak… czy na pewno jest tak jak powiedziałeś? Czy uważasz, że naprawdę ją kochasz? Możesz jej nie znać, może ona wcale taka nie jest jak ci się wydaje – chciał coś powiedzieć na swoją obronę, jednak podniosła rękę prosząc, by jej jeszcze nie przerywał. – Mimo wszystko, nie jesteś już dzieckiem, żebym mówiła ci co masz zrobić. Po prostu proszę cię, abyś był ostrożny. Miłość to pokrętne uczucie, które trudno jest zrozumieć nam, zwykłym ludziom. Ty natomiast wierzysz, że odnalazłeś to w tej dziewczynie. Dobrze, niech będzie. Wystarczy mi, że powiesz mi tu i teraz, że jesteś całkowicie pewny tego, co robisz.
Nie wahał się. Już dawno uświadomił sobie, że zaszedł zbyt daleko, by móc zrezygnować.
- Jestem pewny.
Wpatrywała się w niego. Było to jedno z tych spojrzeń, które prześwietlają człowiek na wylot. Pokiwała głową.
- W takim razie chcę ją spotkać.
- Mamo…
- Chce ją spotkać, kiedy tylko będzie taka możliwość. W ogóle…  skoro jest dla ciebie taka ważna, to jakim cudem jeszcze tu jesteś? Jedź ją ratować!
Zayn zaniemówił. Czy to była jego matka? Czy go słuch nie mylił? Nigdy by nie podejrzewał, że będzie go namawiała do wyjazdu, o czym zresztą marzył od kilku dni. Uśmiech wykwitł mu na twarzy. Zrobił krok w jej stronę i przytulił ją z całych sił.
- Dziękuję – wyszeptał do jej ucha. – Za to, że zrozumiałaś.
- Nie masz za co. To ja powinnam dziękować za takiego syna.

***
Ile to już dni? Osiem, dziesięć, dwanaście… Nie wie, nie liczy, nie potrafi. Po raz kolejny wcisnęła przycisk w odtwarzaczu i ponownie usłyszała jego głos. Dzięki temu zapominała choć przez chwilę, jak jest naprawdę. Chciała żyć w tej iluzji, jaką dawały jej płynące swobodnie słowa chłopaka. Słuchała jego niepewnego tonu głosu na początku nagrania.:
„ To ja, Zayn. Nie wiem po co to mówię. Chyba to oczywiste… bo to mój głos, a mam nadzieję, że przynajmniej po nim mnie kojarzysz. Nie, ja o tym marzę! Chciałbym mieć pewność, że gdy staję obok ciebie, ty mnie pamiętasz, wiesz kim jestem, zdajesz sobie sprawę, jak wiele dla mnie znaczysz. Czasami… mam wrażenie, że tak jest. Może kiedyś mi powiesz, jak było naprawdę. Nagrałem tutaj całego „Małego Księcia”. Pomyślałem, że… sam nie wiem. Po prostu wyjeżdżam na trochę i nie chcę, żebyś rzuciła mnie w niepamięć. Ja się nie poddam, wiesz? Czasami potrafię być uparty, jeśli czegoś naprawdę chcę. A tak się akurat składa, że moim celem w życiu stało się zobaczenie ciebie w pełni świadomej. Dlatego musisz wyzdrowieć. Chyba nie chcesz, żeby taki chłopak jak ja zmarnował się na coś, czego w życiu nie osiągnie! Jeśli Josh teraz podsłuchuje, to proszę cię, pozbądź się go, bo to trochę żenujące nawet jak na mnie. Josh! Słyszysz? Spadaj!
*jego śmiech*
*chwila ciszy*
Dobra, skoro już nikogo  nie ma, to powiem teraz coś, co mam zamiar ci powtarzać do upadłego. Tak naprawdę, to nagrałem to wszystko, bo jesteś dla mnie bardzo ważna. I kocham cię. Powinienem przestać się bać wypowiadać tych słów, ale tak trudno mi to przychodzi. Wybacz. Staram się…

" „Mały Książę” Antoine De Saint-Exupery
Leonowi Werth
Przepraszam wszystkie dzieci za poświęcenie tej książki dorosłemu. Mam ważne ku temu powody: ten dorosły jest moim najlepszym przyjacielem na świecie (…)""

Sekundy mijały, Zayn mówił coraz śmielej, a Jack najzwyczajniej w świecie się zakochiwała. Zupełnie nieświadoma.








*_*_*_*_*_*_*_*_*_*_*_*_*_*_*_*_*_*_*_*_*_*_*_*_*_*_*_*_*_*_*_*_*_*_*_*_*_*_*_*_*_*_*_


Dziękuję za 146 obserwatorów i za 57 komentarzy. Cieszę się, że w ogóle komuś się chce pisać. Wiem, że może to dla niektórych za wiele wejść i skomentować choć kilkoma słowami, więc dziękuję tej mniejszej grupie, która mnie wspiera :) Już nie mam pomysłów jak motywować resztę do dzielenia się wrażeniami po przeczytaniu, zatem po prostu zostawiam to Wam. Jeśli chcecie to piszcie, jeśli nie, to trudno, będę musiała to przeboleć, prawda? Na koniec życzę wszystkim Wesołych Świąt! Dziękuję za to, że tutaj jesteście i czytacie xx

Pozdrawiam
A.