Na
początku chciałabym was zachęcić do przeczytania tego wiersza, który znalazła
pewnego dnia moja siostra, niedługo po
tym jak opowiedziałam jej o pomyśle na tego bloga. Zgodnie wtedy
stwierdziłyśmy, że poniższe słowa idealnie opisują to, co chcę zawrzeć w tej
historii, więc obiecałam, że pewnego dnia dodam tutaj ten wiersz. Myślę, że to
odpowiedni moment.
Widzę,
że myślisz
Myślę, że czujesz
Czuję, że chcesz
Ale nie słyszę cię.
Pożyczyłem słownik, wykrzyczałem ci do ucha jego treść od A do Z.
Zapamiętałem tysiąc bezsensownych słów, byle tylko usłyszeć twój głos.
Gdziekolwiek pójdziesz,
Pójdę za tobą.
Skoro musisz milczeć,
Czy to ja mam mówić?
Ach, proszę, daj mi tylko jedno słowo.
Proszę, tylko jedno,
Chyba oszaleję, gdy tak cudnie milczysz,
I swą piękną główkę przechylasz,
Odwracając się ode mnie i całego świata.
Twoje milczenie to namiot,
Który stawiasz pośrodku świata.
Ustawiasz linki od niego i dziwisz się,
Kiedy nocą potyka się o nie chłopak.”
Myślę, że czujesz
Czuję, że chcesz
Ale nie słyszę cię.
Pożyczyłem słownik, wykrzyczałem ci do ucha jego treść od A do Z.
Zapamiętałem tysiąc bezsensownych słów, byle tylko usłyszeć twój głos.
Gdziekolwiek pójdziesz,
Pójdę za tobą.
Skoro musisz milczeć,
Czy to ja mam mówić?
Ach, proszę, daj mi tylko jedno słowo.
Proszę, tylko jedno,
Chyba oszaleję, gdy tak cudnie milczysz,
I swą piękną główkę przechylasz,
Odwracając się ode mnie i całego świata.
Twoje milczenie to namiot,
Który stawiasz pośrodku świata.
Ustawiasz linki od niego i dziwisz się,
Kiedy nocą potyka się o nie chłopak.”
Wir sind Helden - Nur ein Wort
(w książce „Freak
City”)
Mijały dni. Zupełnie niepostrzeżenie. Jak gdyby ktoś drwił
ze świata, mając w posiadaniu zegar, którym mógł przyspieszać dowoli czas, aby
następnie napawać się widokiem zagubionych ludzi. Tak właśnie się czuł Zayn.
Chwile z nią mijały mu tak szybko. Ich „rozmowy”, wyjęte spod definicji tego
słowa, były czymś na co czekał całymi dniami. Często zadawał sobie pytanie: Dlaczego
to zrobił? Dlaczego ją pokochał?
Nie potrafił znaleźć sensownej odpowiedzi. To po prostu się
stało. Moment, tak krótki, ledwo dostrzegalny, w którym zrozumiał, że to nie
jest „pomaganie”, to jest „walka o ukochaną osobę”. Wtedy wszystko się
zmieniło. On także.
- Przyjedziesz? – usłyszał pełen nadziei głos matki.
- Mamo… nie wiem, czy znajdę czas – obawiał się, że kłamstwo
można łatwo wychwycić z tonu jego głosu. Miał czas, miał go dużo, jednak był on
zarezerwowany dla pewnej osoby. Skarcił się w myślach, przecież to jego matka.
Nie można o tym zapominać.
Kobieta westchnęła.
- Zayn, przecież masz wolne. Potem już w ogóle nie znajdziesz
dla nas chwili. Czy ty zapominasz, że masz rodzinę? Co się z tobą dzieje?
Normalnie dawno już byś był z nami. Powiedz mi, o co tak naprawdę chodzi?
Miała rację i on doskonale zdawał sobie z tego sprawę. Nie
zmieniało to jednak faktu, iż ostatnimi czasy nie miał ochoty na spotkania z
dawnymi znajomymi, czy nawet z rodziną. Sam sobą gardził za taką postawę, lecz
trudno było mu zmienić ten stan rzeczy.
Zerknął na kalendarz. Rzeczywiście, dawno tam nie był.
Potarł ręką czoło.
- Dobrze. Przyjadę.
***
Nie zostawiam cię, powiedział.
A ona nie potrafiła uwierzyć.
Dusza Jack była niczym pustynia. Kiedyś, w czasach tak
odległych, że prawie wszyscy zdążyli o tym zapomnieć, była piękna. Zamiast
wszechobecnego piasku, były tam urodzajne pola, wysokie trawy, które chłodny
wiatr wprawiał w ruch. Wszystko wokół żyło, lecz nadszedł czas. Czas, którego
nie da się cofnąć, wydarzenia, których nie da się zapomnieć. I od tej pory
zapanowała susza. Powoli, nieprzerwanie usychały następne części tej ogromnej
połaci ziemi. Idąc teraz po pustyni, Jack dotyka piasku, który zdążyła
znienawidzić. Chciałaby, żeby zniknął, chciała ponownie ujrzeć te zielone pola,
którymi niegdyś przepełniona była jej dusza.
Czym w tym wszystkim była Nadzieja?
Czasami zdarza się, że na pustyni ujrzy się oazę. Jest to
pewnego rodzaju cud. Zobaczyć coś żyjącego pośród martwej przestrzeni. Na tego
rodzaju małe cuda można było i natknąć się w zakamarkach duszy Jack. Dlatego
jeszcze istniała. Posiadała Nadzieję.
Pojawienie się Zayn’a było czymś w rodzaju orzeźwiającego
deszczu. Jeśli pojawi się on raz, to nie zmieni nic. Po prostu na krótką chwilę
przyniesie ukojenie. Jednak deszcz padał z coraz większą siłą i coraz częściej.
Nic więc dziwnego, że wkrótce pustynia zaczęła się odradzać. Ten deszcz…
ratował ją. Jednak w dalszym ciągu nie nauczyła się w pełni mu ufać. Bała się,
że zostanie znowu pozbawiona życiodajnej wody.
To tylko parę dni, tłumaczył siedząc tamtego dnia obok niej.
Czuła, że chciał uścisnąć jej rękę, lecz nie zrobił tego. Czyżby on także się
bał, iż zostanie skrzywdzony?
I wyjechał.
Dlaczego jego słowa brzmiały dla niej jak pożegnanie?
Zrozumiała, że jej życie powinno być liczone nie w latach, lecz w dniach.
Dlatego właśnie czuła się porzucona. Kilka dni, jest dla Jack czasem, w którym
wiele może się zdarzyć. Pytanie brzmiało, czy będzie to coś dobrego, czy…
Mam coś dla Ciebie, szepnął i wsunął do jej ręki kwadratową
kopertę. W środku znajdowała się płyta. Po co jej to dawał? Jakie ma dla niej
znaczenie ten kawałek plastiku?
Chcę, żebyś ją odsłuchała. Proszę, spojrzał jej głęboko w
oczy. Wstał, otrzepał spodnie z niewidocznego pyłu i ruszył do wyjścia. Sięgnął
do klamki i przez chwilę się zawahał.
Nawet Cię wtedy nie przytulił.
Przecież wiem…
***
Zadzwonił do drzwi swojego rodzinnego domu. Chwilę musiał
poczekać. Była pora obiadowa. Pewnie wszyscy znajdowali się teraz w jadalni
przy stole. W końcu ktoś mu otworzył. W drzwiach stanęła jego młodsza siostra.
- Zayn! To Zayn! – wykrzyknęła i rzuciła mu się na szyję.
Zaśmiał się i mocno ją przytulił. Zaraz potem pomyślał, ile by dał, by móc tak
samo uściskać Jack. Bez skrępowania, bez obaw. Jednak wyrzucił z głowy to
wszystko, co się z nią wiązało. Miał przecież o tym tutaj zapomnieć.
Usłyszał dźwięk odsuwanych krzeseł. Moment później witała go
już cała rodzina. Byli tacy szczęśliwi, normalni. Tak właśnie powinno być,
pomyślał Zayn. Mimo to nie opuszczało go uczucie dziwnej tęsknoty.
I mijały dni.
Śmiał się razem z nimi. Rozmawiał na wszystkie tematy, które
zwykle pozbawione są sensu. Oglądał te cholerne programy. Udawał.
Bezczelnie udawał, że wszystko jest w porządku, że nic się
nie dzieje, że wcale nie czuje się zagubiony. Zdawał sobie sprawę, iż to
głupie. Ukrywał emocje, które nim targały. Starał się oszczędzić swoich
zmartwień, bliskim.
- Pójdę już do siebie – oświadczył, wstając z kanapy. Ojciec
odwrócił się do niego, ale zrezygnowany machnął dłonią. Oglądali razem mecz,
lecz Zayn wydawał się przez cały czas nieobecny. Może jest zmęczony.
- Nie zawołam cię jak nasi strzelą gola! – zaszantażował
jego ojciec, doskonale wiedząc, że to nic nie da. Po prostu chciał rozbawić
syna. Ten uśmiechnął się ironicznie.
- Nawet na to nie liczyłem – odpowiedział i poklepał
mężczyznę po ramieniu.
Ruszył w stronę swojego pokoju. Po drodze uważnie oglądał ściany domu, na których pojawiły się nowe zdjęcia, obrazy.
Wszystko się zmienia, pomyślał, wchodząc do sypialni.
Opadł na łóżko i głęboko odetchnął. Męczył się tym całym teatrzykiem przed rodziną. To nie tak, że nie chciał z nimi przebywać… Po prostu działo się z nim coś, czego sam do końca nie rozumiał, więc bał się wciągać to także ich. W końcu co miałby im powiedzieć?
Ruszył w stronę swojego pokoju. Po drodze uważnie oglądał ściany domu, na których pojawiły się nowe zdjęcia, obrazy.
Wszystko się zmienia, pomyślał, wchodząc do sypialni.
Opadł na łóżko i głęboko odetchnął. Męczył się tym całym teatrzykiem przed rodziną. To nie tak, że nie chciał z nimi przebywać… Po prostu działo się z nim coś, czego sam do końca nie rozumiał, więc bał się wciągać to także ich. W końcu co miałby im powiedzieć?
„Mamo, tato, cieszę się, że mogę was o tym poinformować.
Kocham pewną dziewczynę. Nie, nie przyjedzie tu. Nie, nie możecie jej poznać.
Dlaczego? To proste. Jest chora psychicznie i w dodatku nie mówi.”
By dopełnić dramatyczności sceny, rozpłakałby się, a rodzice
rzuciliby się go pocieszać, równocześnie usiłując mu wbić do głowy, że to może
wcale nie jest miłość, że to tylko złudzenie.
Miał ochotę kląć na świat, na to co zrobił Jack. Nagle
sparaliżowała go myśl, że gdyby ona nie była chora, może by jej wcale nie
pokochał, może nawet by jej nie poznał? Nigdy się tego nie dowie.
Ktoś zapukał do drzwi jego pokoju. Usiadł i spojrzał
niechętnie w tamtą stronę. Nie chciał się z nikim widzieć. Czego znowu od niego
chcą?!
- Proszę! – odezwał się z niecierpliwiony. Ktokolwiek to
był, nie trafił na najlepszy moment.
- Możemy porozmawiać? – do środka weszła jego matka.
Spojrzała czujnie na syna. Jego zachowanie nie uszło jej uwadze. Zaniepokojona
stwierdziła, że najwyższa pora dowiedzieć się, co się z nim dzieje.
- A mam wybór? – Zayn uśmiechnął się kwaśno i ponownie
rozłożył się na łóżku.
Kobieta, uznając to za pozwolenie, weszła i zamknęła drzwi, uprzednio
upewniając się, czy nikogo nie ma w pobliżu. Usiadła obok syna i zapatrzyła się
w jego zdjęcie z dzieciństwa, które wisiało na ścianie naprzeciwko od
niepamiętnych czasów. Uśmiechnęła się.
- Byłeś takim uroczym dzieckiem – zagadała, dźgając go
niezbyt delikatnie w bok.
- Teraz już nie jestem? – zapytał, spoglądając na nią z
rozbawieniem.
- Nie, Zayn. Teraz jesteś moim zabójczo przystojnym synem,
który nie wiem kiedy i nie wiem jak stał się mężczyzną – odparła i położyła się
obok niego. – I mam takie dziwne wrażenie, że ten mój mężczyzna coś ukrywa. Mylę
się?
Zayn napotkał jej wnikliwe spojrzenie. Jak tu coś ukryć
przed własną matką? Czy to w ogóle możliwe?
Pokręcił przecząco głową. Nie, nie myliła się ani trochę.
- To może powiesz mi, co cię tak dręczy od dłuższego czasu?
– uniosła brwi, czekając aż zacznie mówić. Zayn odwrócił głowę. Nie wiedział,
jak ma jej to wszystko wyjaśnić.
- No, dalej! Wyżal się matce – szepnęła i schwyciła jego
podbródek, zmuszając go, by na nią spojrzał. – Widzę, że masz jakiś problem i prędzej,
czy później będziesz musiał coś z tym zrobić, więc proszę ci, porozmawiaj ze
mną. W tym zwariowanym świecie jednego możesz być pewien, że odwieczną rolą
matki jest pomagać swoim zagubionym dzieciom.
Zayn wstał z łóżka i zaczął nerwowo przemierzać pokój.
- Sęk w tym, że sam nie jestem do końca pewny, o co mi
chodzi. A już kompletnie nie potrafię ująć tego w słowa. Rozumiesz?
Kobieta kiwnęła głową, jednocześnie czekając aż powie coś jeszcze.
Brunet założył ręce na piersi, chwilę później przeniósł je
na głowę, cały czas chodząc po pokoju. W końcu stanął przy oknie. Na zewnątrz
padał deszcz. Pojedyncze krople lądowały na szybie, aby spłynąć po niej w
niezrozumiałym dla śmiertelników tańcu. Zayn przycisnął rękę do zimnej tafli
okna. Chciałby być teraz przy niej. Pragnął ją przytulić, otrzeć łzy, jeśli takie
by się pojawiły, pocałować, lecz najbardziej ze wszystkiego pragnął, aby
wyzdrowiała.
- Kocham pewną dziewczynę – nawet nie zorientował się, kiedy
słowa wypłynęły z jego ust. W pierwszej chwili nie mógł uwierzyć, że powiedział
to na głos. Nigdy nie należał do osób specjalnie wylewnych.
- I to jest twój powód do rozpaczy? Zayn! To chyba dobrze.
Boże, a bałam się, że dzieje się coś złego.
- Ty nic nie rozumiesz! Ona jest inna… - drugie zdanie
niemal wyszeptał.
- Co masz na myśli? – kobieta znieruchomiała.
Odwrócił się w jej stronę. Mierzyli się przez chwilę
spojrzeniem. W oczach chłopaka było widać niepewność. Tej części zwierzenia bał
się najbardziej.
- Ona – musiał wziąć głęboki wdech, żeby jego głos nie
zadrżał. Podszedł bliżej do swojej matki i ściszył głos. – Jest chora. Nie tak
jak pewnie myślisz. Proszę cię, nie przerywaj mi teraz. To kuzynka Josha.
Poznałem ją parę miesięcy temu. To było… nie wiem, to było jak mocne uderzenie
w głowę. Coś wtedy mnie w niej zaintrygowało. A potem okazało się, że ona nie
jest zwyczajną dziewczyną.
Opowiedział jej wszystko. Od początku ich historii.
Wszystkie te momenty, które musiały doprowadzić do tego, że poczuł do niej, to
co nazywano miłością. Już nie dbał o to, iż jego głos niebezpiecznie drży, iż
jest na skraju załamania. Nawet kiedy po policzku spłynęła mu jedna, jedyna
łza, nie starł jej. Zachował ją jako dowód, że to wszystko co nim targało, te
uczucia, one były prawdziwe. Kiedy skończył, wpatrzył się w przestrzeń. Nie
mógł spojrzeć matce w oczy.
- Możesz mnie teraz nazwać szalonym.
W pokoju zapadła kompletna cisza. Chłopak poczuł się przez
chwilę, jakby obok niego miała zmaterializować się Jack. Było tak jak z nią…
zupełnie spokojnie. Świat bez dźwięków.
Nagle usłyszał płacz. To jego matka wylewała łzy, zapewne
nie mogąc pojąć tego, co się dzieje w jego życiu. Zayn przez chwilę żałował, że
powiedział jej o wszystkim.
- Nie… to jest… -
pociągnęła nosem i wstała. Znajdowali się teraz naprzeciwko siebie. – Zayn.
Teraz widzę jakie to musiało być dla ciebie trudne. Wiesz doskonale, że bardzo
cię kocham i jestem gotowa zrobić wszystko, żebyś był szczęśliwy, jednak… czy
na pewno jest tak jak powiedziałeś? Czy uważasz, że naprawdę ją kochasz? Możesz
jej nie znać, może ona wcale taka nie jest jak ci się wydaje – chciał coś
powiedzieć na swoją obronę, jednak podniosła rękę prosząc, by jej jeszcze nie
przerywał. – Mimo wszystko, nie jesteś już dzieckiem, żebym mówiła ci co masz
zrobić. Po prostu proszę cię, abyś był ostrożny. Miłość to pokrętne uczucie,
które trudno jest zrozumieć nam, zwykłym ludziom. Ty natomiast wierzysz, że
odnalazłeś to w tej dziewczynie. Dobrze, niech będzie. Wystarczy mi, że powiesz
mi tu i teraz, że jesteś całkowicie pewny tego, co robisz.
Nie wahał się. Już dawno uświadomił sobie, że zaszedł zbyt
daleko, by móc zrezygnować.
- Jestem pewny.
Wpatrywała się w niego. Było to jedno z tych spojrzeń, które
prześwietlają człowiek na wylot. Pokiwała głową.
- W takim razie chcę ją spotkać.
- Mamo…
- Chce ją spotkać, kiedy tylko będzie taka możliwość. W
ogóle… skoro jest dla ciebie taka ważna,
to jakim cudem jeszcze tu jesteś? Jedź ją ratować!
Zayn zaniemówił. Czy to była jego matka? Czy go słuch nie
mylił? Nigdy by nie podejrzewał, że będzie go namawiała do wyjazdu, o czym
zresztą marzył od kilku dni. Uśmiech wykwitł mu na twarzy. Zrobił krok w jej
stronę i przytulił ją z całych sił.
- Dziękuję – wyszeptał do jej ucha. – Za to, że zrozumiałaś.
- Nie masz za co. To ja powinnam dziękować za takiego syna.
***
Ile to już dni? Osiem, dziesięć, dwanaście… Nie wie, nie
liczy, nie potrafi. Po raz kolejny wcisnęła przycisk w odtwarzaczu i ponownie
usłyszała jego głos. Dzięki temu zapominała choć przez chwilę, jak jest
naprawdę. Chciała żyć w tej iluzji, jaką dawały jej płynące swobodnie słowa
chłopaka. Słuchała jego niepewnego tonu głosu na początku nagrania.:
„ To ja, Zayn. Nie wiem po co to mówię. Chyba to oczywiste…
bo to mój głos, a mam nadzieję, że przynajmniej po nim mnie kojarzysz. Nie, ja
o tym marzę! Chciałbym mieć pewność, że gdy staję obok ciebie, ty mnie
pamiętasz, wiesz kim jestem, zdajesz sobie sprawę, jak wiele dla mnie znaczysz.
Czasami… mam wrażenie, że tak jest. Może kiedyś mi powiesz, jak było naprawdę. Nagrałem
tutaj całego „Małego Księcia”. Pomyślałem, że… sam nie wiem. Po prostu
wyjeżdżam na trochę i nie chcę, żebyś rzuciła mnie w niepamięć. Ja się nie
poddam, wiesz? Czasami potrafię być uparty, jeśli czegoś naprawdę chcę. A tak
się akurat składa, że moim celem w życiu stało się zobaczenie ciebie w pełni
świadomej. Dlatego musisz wyzdrowieć. Chyba nie chcesz, żeby taki chłopak jak
ja zmarnował się na coś, czego w życiu nie osiągnie! Jeśli Josh teraz
podsłuchuje, to proszę cię, pozbądź się go, bo to trochę żenujące nawet jak na
mnie. Josh! Słyszysz? Spadaj!
*jego śmiech*
*chwila ciszy*
Dobra, skoro już nikogo nie ma, to powiem teraz coś, co mam zamiar ci powtarzać do upadłego. Tak naprawdę, to nagrałem to wszystko, bo jesteś dla mnie bardzo ważna. I kocham cię. Powinienem przestać się bać wypowiadać tych słów, ale tak trudno mi to przychodzi. Wybacz. Staram się…
*jego śmiech*
*chwila ciszy*
Dobra, skoro już nikogo nie ma, to powiem teraz coś, co mam zamiar ci powtarzać do upadłego. Tak naprawdę, to nagrałem to wszystko, bo jesteś dla mnie bardzo ważna. I kocham cię. Powinienem przestać się bać wypowiadać tych słów, ale tak trudno mi to przychodzi. Wybacz. Staram się…
" „Mały Książę” Antoine
De Saint-Exupery
Leonowi Werth
Przepraszam wszystkie dzieci za poświęcenie tej książki
dorosłemu. Mam ważne ku temu powody: ten dorosły jest moim najlepszym
przyjacielem na świecie (…)""
Sekundy mijały, Zayn mówił coraz śmielej, a Jack
najzwyczajniej w świecie się zakochiwała. Zupełnie nieświadoma.
*_*_*_*_*_*_*_*_*_*_*_*_*_*_*_*_*_*_*_*_*_*_*_*_*_*_*_*_*_*_*_*_*_*_*_*_*_*_*_*_*_*_*_
Dziękuję za 146 obserwatorów i za 57 komentarzy. Cieszę się, że w ogóle komuś się chce pisać. Wiem, że może to dla niektórych za wiele wejść i skomentować choć kilkoma słowami, więc dziękuję tej mniejszej grupie, która mnie wspiera :) Już nie mam pomysłów jak motywować resztę do dzielenia się wrażeniami po przeczytaniu, zatem po prostu zostawiam to Wam. Jeśli chcecie to piszcie, jeśli nie, to trudno, będę musiała to przeboleć, prawda? Na koniec życzę wszystkim Wesołych Świąt! Dziękuję za to, że tutaj jesteście i czytacie xx
Pozdrawiam
A.