poniedziałek, 6 października 2014

14. Szpitalne łóżko



- Wiem, że potrafisz.  Proszę.
To nie jest takie proste.
- Chociaż miej to przy sobie. Może zmienisz zdanie.
Chciałabym, żeby to ode mnie zależało.
- Popatrz. Mam w ręce mnóstwo kartek zapisanych przez ciebie. Nikt cię do tego nie zmuszał. Zrobiłaś to z własnej woli. Ja i Josh wiemy, że z tego wyjdziesz. Jack, nie czujesz, że to może być już wkrótce? Nie tylko my zauważyliśmy zmiany. Cała twoja rodzina troszczy się o ciebie i też widzą, że coś się dzieje, że to „coś” w tobie się kruszy. Nie zostawiaj tak tego. Napisz coś jeszcze. Przy mnie.

Co trzyma człowieka tak blisko drugiej osoby? Co sprawia, że zwykle zaprzątnięty błahostkami dnia codziennego chłopak, staje się nagle samotnikiem, którego myśli ogarnęło jedno pragnienie? Nie ma wyjaśnienia dla tych wszystkich przemian, za które odpowiedzialna jest miłość, troska, cierpienie, czy jakiekolwiek inne silne uczucie. Wszyscy tak samo, bez wyjątku, zostają zmienieni. Na zawsze i nieodwracalnie. Ktoś szkicuje, kreśli  na  kartach ludzkich dusz różne obrazki, z których czasem powstają pełne historie. Nie ma jak się temu przeciwstawić. Ludzie są wystawieni na działania innych przez całe życie. Dlatego siedzącemu obok szpitalnego łóżka chłopakowi, było tak trudno odejść. Dlatego było tak trudno się poddać. Dziewczyna leżąca na tam, zajęła prawie całą podświadomość Zayna. Nie było mocy, która mogłaby go odciągnąć od Jack. Po tym wszystkim czuł, że w jakiś sposób przynależy do niej i że było to coś nowego. Z jednej strony przerażenie i poczucie ograniczonej swobody, z drugiej niesamowita radość. Kim się stawał, siedząc godzinami w sali nr 27? Może ona odpowie mu na to pytanie pewnego dnia. 

A co jeśli widzi się światło w tunelu, ale jakaś część niej, czuje, że tam już nie ma miejsca, dla kogoś takiego? Co jeśli ta jedna myśl, odpycha ją od rzeczywistości? Patrzyła dookoła, wokół świata, w którym żyła. Jaki był okropny!  Mimo to, czuła się bezsilna i niezdolna do pozostawienia tej części swojego „ja”. Ważnej, lecz niebezpiecznej.
 Nicość była jak szkło, które pewnego dnia wbiło się głęboko w stopę. Najpierw ból był do wytrzymania, więc nie zatrzymała się, by je wyciągnąć, ale szła dalej i dalej, aż było za późno, aby dało się interweniować. Szkło przestało być obcym ciałem i stało się jednością. Przyrosło do Jack. Nicości nie ma bez niej. Jej nie ma bez Nicości. Czemu czuła, że to nieprawda?
Umierasz?
Prawie. Z twojej winy.
Nie zasługujesz na lepszy los.
Dobrze wiesz, że mówiąc o mnie, mówisz o sobie. Patrzysz na własną śmierć – wydusiła Ona. Z jej ust wypłynęła strużka krwi.
Nicość już nie tańczyła, nie śmiała się, nie drwiła.
Leżała, leżała przykuta do łóżka z kolców róż.
I ledwo oddychała.

***
Zayn nie mógł wiecznie przebywać w szpitalu. Po pierwsze – był człowiekiem, a każdy normalny przedstawiciel tego gatunku potrzebuje jedzenia i picia. Po drugie, drzemki na plastikowym krześle źle wpływały zarówno na jego kręgosłup jak i samopoczucie. Po trzecie, obiecał spotkać się dzisiaj z chłopakami. Chcieli omówić kilka kwestii dotyczących przyszłego albumu. W końcu urlop zespołu kończył się za miesiąc. Poza tym, nie widział się z nimi dość długo i wiedział, że było to nieuprzejme z jego strony. Byli dla niego jak rodzina, dlatego tym bardziej czuł wyrzuty sumienia z powodu ich notorycznego zaniedbywania.  Wstał z krzesła, po czym się przeciągnął. Jego stałymi rozrywkami ostatnich dni, stały się czytanie gazet, książek, bawienie się telefonem i gapienie się na Jack. Josh mimo ciągłych prób przekonania przyjaciela do zmiany otoczenia, musiał się pogodzić z widokiem bruneta praktycznie za każdym razem, kiedy wchodził do sali.
Zayn w ciągu tych kilku dni spotkał praktycznie większą część rodziny Josha i Jack. Przychodzili mniejszymi grupkami i za każdym razem wyglądali na tak samo zdumionych widokiem obcego chłopaka, w którym po pewnym czasie dostrzegali członka grupy One Direction. Wszyscy starali się być uprzejmi, ale czuć było jakieś napięcie wiszące między nimi. Może było to spowodowane przebywaniem kogoś spoza „kręgu” wraz z Jack. A może wstyd, że to Zayn więcej poświęcał czasu biednej dziewczynie niż jej własna rodzina. Opuszczając pokój, chłopak zawsze słyszał rozchodzące się po korytarzu, gorączkowe szepty, które przypominały mu rozsypane przez kogoś szklane kulki, które tak trudno później złapać i policzyć, czy wszystkie znowu są razem. Po każdej takiej wizycie prosił Josha, żeby przypomniał rodzinie, jak ważne jest zachowanie całej tej sprawy w tajemnicy. Jak dotąd szło nieźle. Zero akcji z fotoreporterami. Zero wiadomości o dziwnych wypadach Zayna Malika. Zero zera. Idealnie. Szkoda tylko, że tym samym określeniem można było opisać zachowanie Jack w ostatnich dniach. Nie ważne jak bardzo się starał i jak wiele czasu poświęcał na przebywanie z nią. Dziewczyna nic nie robiła sobie z jego obecności. Tak jakby nie istniał. Nie miał pojęcia w jaki sposób powinien to interpretować. Czy nie chciała jego towarzystwa? Była zła? Czy wręcz przeciwnie, potrzebowała kogoś przy sobie, bo w jej „wnętrzu” jak zawsze, toczyła się walka? Zayn marzył, żeby mieć choć nikłe pojęcie o tych wszystkich sprawach związanych z umysłami chorych psychicznie, by móc przynajmniej w części przewidzieć, co się stanie lub jakie podjąć środki, żeby osiągnąć, to o czym pragnęła każda osoba związana w jakiś sposób z Jack. Jej przypadek był inny, zresztą można tak chyba powiedzieć o każdym cierpiącym na jakąś chorobę psychiczną. Do pacjenta z zaburzeniami, należało podchodzić inaczej. To nie było przeziębienie, na które ma się sprawdzony przepis. To była choroba umysłu, ducha. Nie takie proste, jak mogło się wydawać komuś z boku.
- Wiesz, nie zawsze jestem taki cierpliwy i wyrozumiały  – odezwał się Zayn, składając gazetę na pół i kładąc ją na stoliku obok Jack. - Siedzę tu, czekam na choćby jeden twój ruch, sygnał, ale nic się nie dzieje. Może na początku to i trochę odprężające, ale po paru dniach, człowiek czuje się jakby siedział na niewiarygodnie twardym kamieniu przez rok i, proszę cię, jeśli nie przemawia do ciebie idea napisania lub przemówienia do mnie, to zlituj się chociaż nad moim tyłkiem, bo, zapewniam cię,  za dwa dni będzie zupełnie płaski.
- Nie wiem, czy to ją przekona – usłyszał śmiech, więc odwrócił się w tamtą stronę. Przy drzwiach stała młoda pielęgniarka, trzymając tacę pełną różnych środków, których zawartość była dla niego wielką niewiadomą.
- Kto wie? Warto było spróbować, bo co jeśli ona jest z tego rodzaju ludzi, którzy oceniają innych wyłącznie na podstawie wyglądu? Sądzę, że mógłbym wiele stracić, gdyby mój tył wyglądał jak deska snowboardowa.
- Co racja, to racja – przyznała mu kobieta i minęła go w przejściu. Zabrała się za sprawdzanie aparatury przy Jack. – Jak tam, kochana? Mam nadzieję, że czujesz się już lepiej.
Zayn przypatrywał się przez chwilę czynnościom wykonywanym przez pielęgniarkę i myślał, czy te wszystkie lekarstwa w ogóle działają. On nie zauważył poprawy, jednak miał głęboką nadzieję, że taka nastąpiła.
- Do zobaczenia – powiedział.
- Do widzenia – dziewczyna odwróciła się w stronę bruneta, jednak zorientowała się, że pożegnanie było raczej skierowane do pacjentki leżącej na łóżku niż do niej. Zaczerwieniła się. Pomyślała, jak to jest możliwe, że ta tajemnicza dziewczyna o długich, brązowych włosach, zdobyła coś, o czym ona sama od zawsze marzyła? Bezinteresowną miłość.
Imponował jej ten zdeterminowany chłopak o oliwkowej skórze. Miała nadzieję, że pewnego dnia, los się do niego uśmiechnie. Naprawdę należało mu się.
- Postaraj się. Postaraj się jeszcze bardziej  – szepnęła do ucha Jack.

***
Wszedł do klubu, mrużąc oczy. Na zewnątrz było już ciemno, natomiast tutaj, ledwo przekroczył próg, a kolorowe światła rozpoczęły gwałtowny taniec na jego twarzy. Wszyscy mienili się tysiącami barw. Zayn starał się jak najszybciej odnaleźć grupkę przyjaciół. Kiedy ich w końcu namierzył, skierował swoje kroki w tamtą stronę.
- … Powiedziałem im, że mają się odwalić. W tamtej chwili, czułem, że tracę kontrolę i byłem gotów im nieźle dołożyć – Chłopak stanął naprzeciwko znajomych, uśmiechając się lekko, usłyszawszy fragment opowieści Louisa.
- Chciałbym to zobaczyć – odezwał się, a spojrzenia wszystkich powędrowały w jego stronę.
- Ale co? – zapytał zdezorientowany Lou, zgubiwszy wątek, po przybyciu Zayna.
- Jak tracisz kontrolę…  - zaczął brunet, naśladując wzburzony ton kumpla.
- Dobra, siadaj. Ciekawy jestem, jak ty byś zareagował, gdybyś po raz setny w tym miesiącu musiał użerać się z żądnymi krwi paparazzi – jęknął Louis i przesunął się, robiąc miejsce Malikowi. – Swoją drogą, jak to się dzieje, że nigdzie o tobie nie słychać? Zdradź swój sekret. Mam do zaoferowania więcej forsy niż na to wyglądam.
Grupka wybuchła śmiechem. To fakt, że Zaynowi wiodło się nie najgorzej, jeśli chodzi o unikanie wszelkich afer. Jednak jakim sposobem udało mu się to osiągnąć, nie miał zamiaru zdradzać.
- Polecam zorientować się, gdzie jest najbliższy schron i udać się tam, uprzednio zaopatrując się w prowiant- zażartował, łatwo odwlekając dyskusję na temat jego rzeczywistego pobytu.
Rozejrzał się po zebranych. Oprócz piątki przyjaciół, zauważył kilka znajomych twarzy z ekipy. Wszyscy trzymali w rękach jakieś napoje i przekrzykiwali się nawzajem. Na pewno większość nie powinna już wsiadać za kółko. Wokół panował ogólny harmider. Zaynowi rzuciło się, jak bardzo różni się to miejsce od otoczenia w jakim ostatnio przebywał. Znowu poczuł dziwną chęć powrotu do Jack.
- Halo, Zayn! Tutaj reszta świata  – krzyknął Liam. Brunet otrząsnął się i uśmiechnął przepraszająco do pozostałych.
- Człowieku, poświęć chwilę swoim starym, dobrym przyjaciołom. Nie dość, że w ogóle się nie kontaktujesz, to kiedy w końcu udaje się nam ciebie gdzieś wyciągnąć, odlatujesz przy pierwszej lepszej okazji – Od tych słów Harrego, rozpoczęło się narzekanie wszystkich, jaki to Zayn stał się nietowarzyski. Zarzucali mu, że znika, że się nie udziela. Niby każdy komentarz wypowiedziany był w formie żartu, ale poczuł się nagle atakowany ze wszystkich stron bez możliwości obrony.
- Dobra, dobra, ludzie, on ma swoje powody! – wymamrotał Niall. Mimo że powiedział to dość cicho, zdołało to zwrócić uwagę większości.
- Jakie? Co takiego? – Wszyscy bez wyjątku odwrócili się w stronę blondyna, którego trzeźwość, Zayn postawił by pod znakiem zapytania. Spiął się na myśl o tym, co mógłby wyjawić Niall.
- Chodzi o… - Irlandczyk uśmiechnął się chytrze i wystawił palec ku górze. -  s e k r e t!
Grupa zaczęła się śmiać z zachowania chłopaka. Wszyscy najwyraźniej uznali, że Niall jest raczej bezużyteczny. Popatrzyli znowu na Zayna, jednak ten przybrał wyraz rozbawienia na twarzy i pokiwał głową.
- Tak, sekret. Pracuję dorywczo jako kucharka Nialla. Możemy przestać zwracać uwagę na pijanego Horana? – zaśmiał się. Jeszcze kilka minut temu planował, żeby się wcześniej urwać, jednak teraz zrozumiał, że musi przypilnować Nialla. Nie mógł pozwolić, żeby ten wyjawił prawdę.
Z klubu wyszli dopiero o piątej rano.

***                                                                                                                              
Szedł korytarzem. Białe ściany przytłaczały go, a jednocześnie wprowadzały w dziwny stan, którego nie potrafił wyjaśnić. Stawał się na wpół nieobecny. Myślami był już w świecie Jack. W świecie, do którego nie dawno nie miałby wstępu. Spędzając z nią tyle czasu, coraz więcej rozumiał i widział. Dostrzegał rzeczy, z których wcześniej nie zdawał sobie sprawy.
Był inny i tą innością chciał dostać się do serca Jack.
Wszedł powoli do pokoju, uprzednio pukając. Czynność na pozór bezsensowna, stała się rytuałem pełnym napięcia. Co jeśli kiedyś usłyszy ciche „Proszę”? Zobaczył ją opartą o poduszki i patrzącą na ścianę naprzeciwko. Był to powszechny obraz. Chciał zmian, a nie „tego”.
- Cześć, Jack.
Odwróciła głowę. Zayn poczuł, jak na jego twarzy wykwita uśmiech. Pierwszy raz od kilku dni, zwróciła na niego uwagę.
- Fajnie, że w końcu mnie zauważyłaś.
Widzę cię zawsze.
Wyciągnął z kieszeni złożoną dzisiejszą gazetę i usiadł na krześle. Westchnął ociężale i zaczął czytać. Nagle coś przyciągnęło jego uwagę do szpitalnego łóżka. To Jack wyciągnęła rękę, żeby sięgnąć po leżącą na stoliku czystą kartkę. Na pościeli położyła już długopis. Zayn powoli złożył dziennik, czując, że ta chwila nie może być przerwana żadnym gwałtownym ruchem. Wstał i niemal drżący podszedł bliżej Jack. Dziewczyna do tego czasu chwyciła długopis do ręki i zaczęła kreślić linie na papierze. Chłopak wstrzymał oddech. Pisała… pisała do niego. Czuł, że to wyobraźnia płata sobie z niego figle. Jednak realność wszystkiego dookoła, pozwalała mu wierzyć, że to się dzieje naprawdę. Zobaczył jak po policzkach Jack spływają łzy. Jedną ręką ocierała słone krople z twarzy, a drugą niepewnie coś zapisywała. Sekundy wydawały się długie niczym godziny. Zatrzymali się w czasie i przestrzeni. Tylko oni. Jack i Zayn.
Skończyła. Odłożyła długopis, chwyciła pewniej kartkę i odwróciła głowę w stronę Zayna. Wyciągnęła rękę, w której trzymała wiadomość do niego. Brunet przez chwilę znieruchomiał, oszołomiony jej bezpośrednim spojrzeniem. „Wspaniała” to było słowo, jakim opisałby Jack w tamtej chwili. Delikatnie wysunął kartkę z rąk dziewczyny.
- „Dziękuję. Bardzo się staram.” – przeczytał, a jego głos załamał się pod koniec. Nie mógł tego znieść. Widział, że cierpi, walcząc ze swoją chorobą. Chciałby, żeby to wszystko było dla niej łatwiejsze, ale nie był w stanie jej tego zapewnić. Ta niemoc okropnie bolała. Zdławił płacz i spojrzał na Jack, w jej piękne, przejrzyste oczy.
- Przecież wiem. Wszystko wiem. Bo ja cię, cholera, kocham.




*_*_*_*_*_*_*_*_*_*_*_*_*_*_*_*_*_*_*_*_*_*_*_*_*_*_*_*_*_*_*_*_*_*_*_*_*_*_*_*_*_*_*_

Przepraszam za lenistwo, ale mam dziwne wrażenie, że większość czytelników powinna przeprosić za to samo.
A.