poniedziałek, 15 grudnia 2014

16. Odpowiedź


- Martwię się o nią – powiedział Zayn, wpatrując się we wzory, jakie zdobiły dywan w salonie Josha.
- Jeśli ty się martwisz, to co ja mam powiedzieć? To nie ciebie uderzyła w twarz, a później zachowywała się wyjątkowo dziwnie przez prawie cały tydzień – wyszeptał Josh i nieświadomie dotknął miejsca na policzku, na którym pozostał ślad po ostatnim incydencie.
We wtorek go uderzyła. W środę leżała cały dzień w łóżku. W czwartek wszedł do jej pokoju trochę za późno - zdążyła namalować swoim pisakiem czarne koło, o rozmiarach kierownicy. W piątek przyjechała jego mama, zobaczyć „zamianę” Jack i akurat tego dnia dziewczyna płakała przez kilka godzin. Nikt nie był w stanie zatrzymać jej potoku łez. A dzisiaj przechodzi samą siebie. Na początku stała spokojnie przed oknem w sypialni. Jednak nie minęła godzina, a zaczęła biegać z góry na dół, jakby czegoś szukała, ale za każdym razem zapominała, czego konkretnie. Po dwóch godzinach bezustannego słuchania tupotu jej stóp na schodach i piętrze, zadzwonił do Zayna, czy nie chciałby podzielić jego losu. Nie zdziwił się, gdy otrzymał odpowiedź twierdzącą. Josh żył w przekonaniu, że jego przyjaciel oszalał, a co za tym idzie: Zayn powoli stawał się idealnym kompanem dla Jack.
Podczas swoich bezcelowych wędrówek dziewczyna wywróciła się co najmniej trzy razy. Słychać było, jak potyka się o coś na drodze lub dźwięk upadającego ciała na schodach. Za każdym razem, Zayn zrywał się pierwszy i ratował brunetkę. Ledwo Josh zdążył zareagować na dźwięk, a już jego przyjaciel był tam, żeby pomóc Jack.
Jestem z góry na straconej pozycji, pomyślał, lecz mimowolnie się uśmiechnął. Dziwnie było patrzeć na zakochanego Zayna Malika. Czasami Josh miał ochotę wyjść po cichu, czując się w mieszkaniu bardziej jak intruz niż gospodarz.
Znowu usłyszeli głuchy łomot. Dochodził z korytarza, a jego źródłem z pewnością była drobna dziewiętnastolatka. Nim się obejrzał, Zayn już był na nogach.
- No pewnie – mruknął Josh, ale nie zatrzymał bruneta. Po co? Przecież i tak by go nie wysłuchał. Zayn ostatnio kierował się wyłącznie sercem.

Przykucnął obok niej. Widziała to wyraźnie. Rozpoznawała jego buty, sposób podwijania nogawek spodni, rękę, którą wyciągnął, aby pomóc jej wstać. Mogła nareszcie zobaczyć błysk w oku napotkanych osób, mogła zrobić cokolwiek bez gróźb i krzyków Nicości, więc dlaczego tego  nie robiła? Dlaczego upadała i nie chciała wstać? Coś straciła. Zabijając Nicość, odpłynęła z niej jakaś siła do dalszej egzystencji. To czym była Ona skutecznie podtrzymywało Jack przy życiu. Nie mogła się poddać dopóki dzieliła swoją duszą z Nią. Do tej pory były razem, znienawidzone, lecz nie samotne. Teraz, gdy Jej zabrakło, czuła ciężar spadających na nią nowych obowiązków, czuła  c i ę ż a r  rzeczywistości. Miała także świadomość, że tylko od niej będzie zależało, czy zechce udźwignąć, to co przyniesie los, czy podda się na samym początku. Maraton czas zacząć.
Gotowa, do startu, start!
Wyimaginowany wystrzał niemal rozsadził jej czaszkę.
Jack nie było gotowa biec.

- No dalej! Wstajemy, Jack – powiedział Zayn i mocno chwycił rękę dziewczyny. Brunetka podniosła głowę i spojrzała na niego, jakby zastanawiając się, czy może mu zaufać. Po chwili poczuł, że ściska jego dłoń. Uśmiechnął się szeroko, myśląc, jak wiele radości sprawia mu tak z pozoru niewielka rzecz. Jack z pomocą Zayna, wstała z podłogi i stanęła niepewnie u boku chłopaka. Ten objął ją delikatnie wokół talii i pokierował do salonu, gdzie czekał na nich Josh. Kiedy stanęli przed wejściem do pomieszczenia, Jack wyszarpnęła się z ramion bruneta. Zayn westchnął przeciągle.
- Hej, może już wystarczy na dzisiaj? Usiądź z nami. Musisz trochę odpocząć. – Chciał znowu chwycić ją za dłoń, ale Jack zdążyła odsunąć się jeszcze dalej, a następnie pobiec na schody. Brunet wpatrywał się w nią jak oczarowany. Co z tego, że go ignoruje? Co z tego, że zachowuje się nienormalnie? Co z tego, że jest chora? W tamtej chwili Zayn chłonął widok jej idealnej sylwetki otulonej błękitną sukienką, na którą założyła szary, gruby sweter. Skarpety podciągnięte prawie do kolan. Lekko rozczochrane włosy i te oczy, które wpatrywały się w niego, jakby oczekując wyjaśnień na temat sytuacji, w jakiej się znaleźli.
- Nie wiem, Jack, ale proponuję szukać odpowiedzi razem – szepnął, dopiero po chwili uświadamiając sobie, że powiedział to na głos.
Jack pobiegła do swojego pokoju. Może nie chciała poznać prawdy. 


***
Zayn i Josh siedzieli przy stole w kuchni i rozmawiali na temat powrotu do pracy. Kiedy tylko skończy się przerwa, zaczną się przygotowania do nowego albumu. Nowe teksty, muzyka, nagrywanie, na końcu ogłoszenie trasy koncertowej. Mimo że zostały im jeszcze niecałe trzy tygodnie wolnego, zdawali sobie sprawę, że czas szybko leci i zanim się obejrzą, znowu będą siedzieć do późna w studio, tworząc swoją muzykę. Równie dobrze mogli zacząć myśleć o tym już teraz.
- Wszyscy się zgodziliśmy, że musimy zmienić trochę brzmienie. Nie możemy zanudzać tymi samymi dźwiękami. Potrzebujemy czegoś nowego – tłumaczył Zayn przyjacielowi. Tamten kiwał głową, pijąc gorącą czekoladę.
- Fakt, ale nie wiadomo, na ile pozwoli wam management. No wiesz – Josh wzruszył ramionami i sięgnął po jedno z ciastek ustawionych na szerokim talerzu.
- Nawet nie wspominaj – westchnął znużony brunet. Nie lubił tego tematu. To prawda, że nie mogli o wszystkim sami decydować. Musieli liczyć się ze zdaniem kierownictwa. – Uważam, że zasłużyliśmy na trochę zaufania. Powinni dać nam wolną rękę, przynajmniej w wyborze piosenek do albumu.
- Powodzenia – przyjaciel uśmiechnął się pokrzepiająco i skonsumował kolejne ciastko, równocześnie podsuwając talerzyk z resztą słodyczy w stronę Zayna.
- Dzięki – zdążył odpowiedzieć chłopak. Resztę wypowiedzi przerwał mu dzwonek do drzwi. Josh uniósł brwi, potem zabawnie je zmarszczył i zrobił kwaśną minę.
- Nie w porę, człowieku za drzwiami. Nie w porę – mruknął i poszedł przywitać nieproszonego gościa.
Zayn miał złe przeczucia. Potwierdziły się one, gdy usłyszał wesoły głos Nialla. Potem zaległa cisza. Znowu odezwał się Niall. Teraz Josh. Niall. Ściszone głosy, szuranie stóp rozlegające się w korytarzu. I już byli w kuchni.
- Zayn…-  zaczął Josh i zacisnął usta, jakby tłumiąc złość.
- Cholera, Horan! Co ja ci mówiłem? Porąbało cię, czy jak? – krzyknął zdenerwowany chłopak, wstając z krzesła.
- Dajcie spokój! Robicie z tego jakąś tajemnicę rangi państwowej. Przecież nie wygadam. Spokojnie. Po prostu miałem dość tego biernego obserwowania przez tyle miesięcy. Ja też mogę pomóc – wyjaśnił Niall i założył ręce na piersi. Josh i Zayn spojrzeli na niego wściekli.
- Nikt cię o nic takiego nie prosił! – zarzucił mu Malik.
- Dlatego sam wyszedłem z inicjatywą – prychnął Irlandczyk i oparł się o framugę drzwi. – Problem? – uniósł brwi, najwyraźniej nie rozumiejąc obaw kolegów.
- Tak! – wrzasnęła chórem poirytowana dwójka.
Zapadła ogłuszająca cisza. Niall stał tam, niczym skazaniec, najpewniej żałując swojej decyzji. Natomiast Zayn i Josh starali się ochłonąć. Tego nie spodziewał się ani jeden, ani drugi, ani trzeci. Wszyscy zawiedli siebie nawzajem i czuli się nie swojo, stojąc tam jak kołki.
Zayn minął ich w drzwiach. Zdziwieni powiedli za nim wzrokiem.
- Idę na górę – wyjaśnił i już go nie było.
- Do Jack? – spytał zaciekawiony blondyn.
-Do Jack – potwierdził Josh.

Chodziła po pokoju. Tak naprawdę błądziła. W tej małej przestrzeni, czuła się jak w puszczy. Korony drzew zasłaniały światło. Nie docierało do niej praktycznie nic. Potykała się o kamienie, ściółkę, spróchniałe gałęzie, wystające korzenie, ciernie. Te ostatnie przypominały jej o ostrych paznokciach Nicości, o tym jak wiele razy, była nimi duszona, raniona. Miała ochotę krzyczeć, ale nie było już nikogo, kto by ją tutaj usłyszał. Nikogo. I niczego. Tak myślała.
A potem usłyszała śpiew ptaków. Najpierw jeden głos, potem dołączyły się kolejne, a każdy z nich nucił tę samą melodię. Mimo że nigdy przedtem jej nie słyszała, wiedziała, że to Piosenka o Miłości.
Stawiała coraz większe kroki, czuła zmianę w powietrzu. Już nie błądziła, teraz szła do  c e l u.
- Jack? Nawet nie wiesz, co się teraz dzieje tam na dole. – Usłyszała. Rozglądała się dookoła, wiedziała, że szuka Jego twarzy. Przekroczyła wszystkie przeszkody i w końcu Go ujrzała. Stał tuż obok. Trzymał się pod boki, wyprostowany, dostojny. Jak jedno z tych drzew, które jeszcze chwilę temu mijała. Teraz to wszystko zniknęło. Byli tylko oni i Piosenka w głowie dziewczyny.
Podszedł i podał jej kartkę i długopis.
- Napisz coś – poprosił.
Nie mogła. Trzymała tylko kartkę, czuła ją pod palcami. Bezradna i zdezorientowana wolałaby skulić się na ziemi.
- Jack! Czekam, czekam na ciebie.

Stał i niecierpliwie przestępował z nogi na nogę. Dziwnie było być tak blisko Jack. Czuło się jej obecność tuż obok siebie, mimo świadomości, że tak naprawdę Ona sama mogła być gdzieś daleko. Mieszkała w innym świecie. Po prostu chciał, żeby kiedyś go tam zaprowadziła.
Nagle wpadł na pomysł. Był śmieszny, szalony, nielogiczny i pewnie nie zadziała, ale Zayn postanowił spróbować. Podszedł do dużego okna, za którym niebo było już dawno ciemnogranatowe. Otworzył je szeroko, wspiął się na parapet i odwrócił do dziewczyny.
- Skoczę. Bądź pewna, że skoczę, jeśli nie dasz mi jakiegoś znaku… Jeśli nie jestem ci potrzebny, zrobię to, bo, Jack, przysięgam, że oszalałem. Jestem teraz wariatem i potrzebuję cię bardziej niż ty mnie, czy kogokolwiek innego. Muszę wiedzieć… czy coś dla ciebie znaczę. Proszę – spojrzał na nią ostatni raz i zwrócił spojrzenie ku niebu. Następnie zerknął w dół. Nie było tak wysoko, ale mimo tego, serce zabiło mu mocniej. Wysunął jedną nogę poza krawędź.
I wtedy poczuł, jak coś ciągnie go do tyłu. Jack trzymała chłopaka za koszulkę i patrzyła na niego wielkimi, przestraszonymi oczami. Zayn czuł, jak jego wnętrze rozsadza niepohamowana radość. Zeskoczył z parapetu, chwytając Jack w ramiona.
To, co zrobiła, było jak słowa:
 
„Szukajmy odpowiedzi razem”



*_*_*_*_*_*_*_*_*_*_*_*_*_*_*_*_*_*_*_*_*_*_*_*_*_*_*_*_*_*_*_*_*_*_*_*_*_*_*_*_*_*_*_

Na początek chciałabym podziękować wszystkim, którzy wspierają mnie w tworzeniu IWTBTS. Komentującym tutaj, na wattpadzie, osobom, które piszą do mnie maile, tweetują, czy zadają pytania na asku. Jest to dla mnie coś naprawdę niezwykłego i jestem Wam ogromnie wdzięczna za okazywane zainteresowanie.
Co do rozdziału, to przepraszam, jeśli pojawią się jakieś błędy. Rozdział kończyłam w pośpiechu.
Co do osób, które nie komentują. Nie wiem, co mam napisać. Nie znam Was, bo nie dajecie mi się poznać. Nie wiem, jak mam do Was przemówić, żeby zachęcić do wyrażania opinii. Przepraszam.

Gdybyście chcieli zrobić mi prezent na Święta Bożego Narodzenia...
Byłabym przeszczęśliwa, gdyby udało Wam się przekroczyć liczbę 90 komentarzy. Wiem, że to dużo, ale... byłoby wspaniale :)
Wtedy ja także postaram się dać coś od siebie.

Pozdrawiam
A. xx