czwartek, 19 lutego 2015

17. Puzzle



„Dziękuję.”
To chciała powiedzieć Jack. Pragnęła otworzyć usta, użyć strun głosowych, o których istnieniu mogła równie dobrze zapomnieć, usłyszeć jak wypowiada podziękowanie i zobaczyć jego reakcję. Jednak tak się nie stało. Chciała płakać, co byłoby oznaką smutku, a także szczęścia. Cieszyła się, ponieważ poczuła, że odzyskuje siebie. Do głowy Jack wpadło słowo „puzzle”. Przypomniała sobie, czym są i do czego służą. Żeby ułożyć pełen obraz potrzeba czasu, cierpliwości i wytrwałości, robi się to po kolei, kawałek po kawałku. Jej puzzlami były wspomnienia, a ona, Zayn i Josh byli ludźmi, którzy zbierali to wszystko razem, marząc o ujrzeniu końcowego efektu. Jaka radość byłaby z ułożenia całego obrazu, gdyby przychodziło to łatwo i szybko? Jack zrozumiała, że potrzeba czasu, którym nareszcie dysponowała. Nikt jej nie gonił, ani nie groził. Pożegnała Nicość, czas pożegnać także swoją skorupę, która blokowała ją od ujrzenia rzeczywistości w pełnym świetle. Jak ślepiec potrzebowała mocnej, dobrze wykonanej laski, która pomagałaby jej wyznaczać kierunek drogi. Wiedziała, że już miała… kogoś takiego. Zayn był jej podporą, osobą, dzięki której szła wciąż naprzód. I choć czasem się gubiła, on ją doganiał i potrafił przekonać, że zna lepszą drogę. Więc szła za nim. Szła  d z i ę k i  niemu. Szła tak od kilku miesięcy i czuła, że mogłaby iść jeszcze latami. Dopóki nie wydostaną się z tej pułapki razem.

Zayn oparł swój podbródek na czubku głowy Jack i westchnął. Zamknął  na chwilę oczy, wyobrażając sobie, jakby to było móc z nią porozmawiać.
- Gdybym cię spytał, o czym myślisz, a ty mogłabyś mi odpowiedzieć, zrobiłabyś to?
Odsunął się od dziewczyny i spojrzał jej w oczy. Przekrzywił głowę i uśmiechnął się zaciekawiony.
- No, nie patrz tak. Chciałbym wiedzieć, co tam siedzi. – Dotknął delikatnie palcem jej czoła. Jack w tym samym momencie przymknęła oczy.

Może już wiesz, tylko nie zdajesz sobie z tego sprawy.

Dziewczyna przerwała kontakt wzrokowy i podeszła do łóżka. Spod poduszki wyciągnęła książkę o znajomym kształcie. Ponownie zbliżyła się do Zayna i przycisnęła „Małego Księcia” do klatki piersiowej chłopaka. Następnie brunet poczuł jak łapie go za rękę i przyciąga jego dłoń do chłodnej okładki książki. Na końcu stanęła na palcach, dotknęła ust Zayna i poruszyła swoimi palcami w powietrzu, jakby symbolizując ulatujące słowa. W końcu usiadła na bujanym fotelu, znajdującym się w rogu pokoju, podwinęła nogi, oparła brodę o kolana i uśmiechnęła się w stronę chłopaka.
- Ach, więc tak – Zayn przełknął ślinę, nie mogąc zebrać myśli. – Spróbuję zachować spokój i pozostać obojętny na twoją chwilową, statystycznie rzecz biorąc - niesłychanie wysoką, aktywność ruchową i zachowam się jak profesjonalista. Jak profesjonali… - wypuścił wstrzymywane powietrze i otworzył książkę. Przerzucił kilka kartek, zanim ponownie się odezwał. – Jakieś specjalne życzenia odnośnie rozdziału, który mam przeczytać?
Jack jakby się namyślała przez moment. Sięgnęła do kieszeni spodni i wyciągnęła krótki ołówek i stosik karteczek. Na jednej zaczęła coś pisać. Zayn podszedł, a w tym czasie dziewczyna szybko oderwała kartkę od reszty i umieściła ją na wyciągniętej dłoni bruneta. Ten przeczytał, kiwnął głową i usiadł na podłodze.
- Od początku, mówisz – podrapał się po brodzie i uśmiechnął. – Wszystko zaczniemy od początku, Jack.

***
Kiedy Zayn w końcu zszedł na dół, na dworze było już ciemno. Pierwsze skierował swoje kroki do kuchni, jednak nikogo tam nie zastał. Jedyne, co zauważył to stos brudnych naczyń w zlewie. Wycofał się zatem i poszedł do salonu. Już z korytarza dostrzegł delikatną poświatę, świadczącą o włączonym telewizorze. Uchylił drzwi i wsunął głowę do środka, próbując ocenić sytuację. Na kanapie dostrzegł czuprynę Josha, jednak po Niallu nie było śladu. Wszedł do środka i opadł na skórzany fotel. Westchnął przeciągle i spojrzał ukradkiem na przyjaciela, który wpatrywał się w ekran nieobecnym wzrokiem od czasu do czasu sięgając ręką do miski z popcornem. Josh nie odwracając się w stronę towarzysza, powiedział:
- Czasami się zastanawiam, co ty tam robisz przez…  – tu przerwał i spojrzał na zegarek. – pięć godzin. Masz szczęście, że darzę cię bezgranicznym zaufaniem. Ale, stary, pięć godzin? Z Jack? Czytając jej jedną popieprzoną książkę?
- To bardzo wartościowa książka! – wykrzyknął Zayn. – Nawet twoja kuzynka to wie.
Josh podniósł ręce w geście poddania się i wycofania z tematu.
- Nie wnikam, Mały Książę.
- Dobra, zamknij się. Nie powinieneś się z tego śmiać, kretynie. – Zayn uśmiechnął się pod nosem i wyciągnął nogi na dywanie.  
- Popcornu? – Josh wyciągnął w jego stronę miskę z jedzeniem. Brunet wziął garść i podziękował.
- Chciałbym ją gdzieś zabrać – wystrzelił nagle Zayn i rzucił szybkie spojrzenie na kolegę, aby zobaczyć jego reakcję.
- To znaczy?
- No, myślałem, żeby wyjechać z nią poza Londyn, na dwa lub trzy dni. Póki mamy wolne. Może to by pomogło. Boże, nawet nie wiesz, co zrobiła kilka godzin temu! – Josh ożywił się, usiadł na kanapie i odłożył jedzenie. Uniósł brwi, czekając na wyjaśnienia, a kiedy już wszystko usłyszał nie mógł znaleźć słów, żeby wyrazić swoje zdumienie.
- O cholera! Słodki Jezu, to się dzieje naprawdę? – wstał i zaczął kręcić się po pokoju, jak dziecko po zjedzeniu dużej ilości czekolady. Chwycił się za głowę i zaczął się śmiać. – I pomyśleć, jak zachowywała się jeszcze parę miesięcy temu. Dziękuję, Zayn. Nawet nie wiesz, ile to znaczy dla mojej rodziny.
Zayn był trochę zażenowany całą sytuacją. Tak naprawdę pewną część historii zachował dla siebie. Czuł, że byłoby nie na miejscu opowiadanie wszystkiego ze szczegółami. Każdy moment z Jack przeżywał bardzo osobiście i dziwnie było mu dzielić się tym z innymi. Chciał zatrzymać choć cząstkę tamtych chwil, nietkniętą przez umysł nikogo oprócz niego i Jack. Te momenty potrzebowały pozostać idealne i prywatne, żyjące tylko w ich pamięci. Tworzył niemal album z tych chwil i pragnął chronić go za wszelką cenę.
- A co z wyjazdem? – chciał usłyszeć opinię Josha na ten temat.
- Myślę, że to nie najgorszy pomysł. Masz już jakiś ogólny zarys, czy na razie tylko rzuciłeś temat?
- W zasadzie to – zaczął Zayn i sięgnął do tylnej kieszeni dżinsów. – Myślałem, żeby pojechać tu.
To mówiąc, wyciągnął kartkę, na której wydrukowane były informacje, na temat miejsca, które udało mu się znaleźć w ostatnim czasie.
- No tak, mogłem się spodziewać – mruknął Josh i zaczął czytać ulotkę. – Goodwood?
- W zasadzie to na pograniczu Goodwood i Singleton. Dom znajduje się nie tak daleko, dlatego spokojnie można zajechać tam samochodem. Myślę, że Jack wytrzyma tę podróż. Poza tym nie trzeba będzie się martwić przygotowywaniem posiłków i ogólnie opieką nad posiadłością, ponieważ dom należy do znajomej mojej mamy. Nie musisz się martwić, czy to bezpieczne miejsce. Uwierz mi, że tak. Byłem tam co najmniej trzy razy i bardzo miło to wspominam. Myślę, że Jack również by się spodobało.
- Czy ty masz swoje życie, czy już do reszty postanowiłeś się poświęcić wyższym celom? – prychnął Josh, tak naprawdę, nie mogąc wyjść z podziwu nad nowym, zorganizowanym, gotowym do poświęceń Zaynem. Zastanawiał się, co z tego wszystkiego wyniknie.
- Życie Jack nad moje – zaśmiał się Zayn. Może rozbawiły go te patetyczne słowa, a może fakt, że były prawdziwe.
- Ten pomysł… może naprawdę wypalić. Kiedy chciałeś wyjechać?
- Mogę choćby za godzinę – zapewnił Zayn i wzruszył ramionami.
- Skonsultuję to z mamą i dam ci znać. W razie czego bądź gotowy na szybkie pakowanie. Tylko co na to Jack?
- Myślę, że nie będzie specjalnie protestować – wyraził swoją opinię Zayn. Wspominając dzisiejsze wydarzenie, pomyślał, że tam mogłaby naprawdę zacząć od początku.

***
- Zayn, jedziemy! Za dwa dni. Moja mama chce koniecznie przyjechać, spakować Jack i upewnić się, że wszystko pójdzie dobrze – Josh westchnął teatralnie do słuchawki. Jednak jego przyjaciel po drugiej stronie już go nie słuchał. Zaczął sobie układać w głowie, co należy teraz zrobić. Potwierdzić pobyt u znajomej mamy, poinformować o swoich planach najbliższych znajomych, spakować się…
- Hej! Jesteś tam? – usłyszał krzyk Josha.
- Jestem.
- Cieszę się, to może być jeszcze większy przełom.
- Mam nadzieję.

Zaledwie kilka godzin później wszystko się posypało.
- Zayn? Jednak nie jedziemy. Przed chwilą dostałem wiadomość z firmy. Mam stawić się na próby. Mają jakieś nowe informacje, szykują zmiany bla, bla, bla. Nie mogę uwierzyć. Wszystko spieprzyli.
- Nie dasz rady się z tego wykręcić? – fala irytacji zalała Zayna.
- Spróbuję, ale wątpię, czy mi się uda – wymamrotał Josh zupełnie przybity zaistniałą sytuacją. Między nimi zaległa cisza. Każdy myślał, jak mogłoby być, a jak będzie. Zayn naprawdę czuł, że mogą wiele stracić, jeśli podróż nie dojdzie do skutku.
- A gdybym… a gdybym wziął kogoś innego? – Chłopak zaczął intensywnie myśleć.
- Na przykład kogo?
Trzasnęły drzwi wejściowe, w mieszkaniu dało się słyszeć tubalny śmiech Irlandczyka. Zayn spojrzał w tamtą stronę.
- Na przykład Nialla.

***
Stali na parkingu przed kamienicą Josha. Bagażnik zawierał już dwie torby, czekali na trzecią. Zayn wysiadł w końcu z samochodu i zapukał do środka. Otworzył mu Josh, który na pierwszy rzut oka wyglądał na lekko zbitego z tropu.
- Chaos, chaos, chaos. Jeśli jesteś szczęśliwym posiadaczek porządku, to serdecznie zapraszam – powiedział i otworzył szerzej drzwi, wpuszczając Zayna do mieszkania. Chłopak rozglądał się na prawo i lewo od razu dostrzegając różnicę. Wszędzie walały się różne części garderoby, a także walizki, torby i torebki.
- Mama jest perfekcjonistką, więc kiedy jej coś nie wychodzi – Josh machnął ręką wokół i wykrzywił twarz. Zayn kiwnął głową, ukrywając uśmiech.
Nagle usłyszeli szybkie kroki w korytarzu, a po chwili zobaczyli wspomnianą wcześniej osobę.
- Zayn, już jesteś! Przepraszam, że tak nas zastałeś. Jesteśmy kompletnie niezorganizowani. Boże, Boże, nie wiem, czy to dobry pomysł – pokręciła głową kilkakrotnie i wzięła się pod boki. – To znaczy, uważam, że lepiej by było, gdyby Josh mógł jechać, a już najlepiej, gdybym była to ja. Jednak nie ma takiej możliwości. Cholerna praca.
Zayn uniósł brwi i uśmiechnął się lekko.
- Wszystko dobrze, pani Devine. Niech się pani nie martwi. Będę o wszystkim na bieżąco was informował. Jest również możliwość rozmowy z właścicielką domu, w którym zamieszkamy przez ten czas. To naprawdę świetna osoba, proszę mi wierzyć.
- Wierzę ci, kochanie. Tylko rozumiesz, to są typowe matczyne obawy. Nie mam nad nimi kontroli – zażartowała i poklepała Zayna po policzku. Wymienili z Joshem spojrzenia. Przez ten cały czas, relacje Zayna z Panią Devine również uległy znaczącym zmianom. Wszystko wokół się zmieniało, a brunet coraz bardziej czuł się przywiązany do tej rodziny.
- No dobrze, skoro już tu jesteś, to może przekonasz Jack do zejścia na dół? Oprócz rozrzucenia ubrań na podłogę, niespecjalnie wykazała się dzisiaj chęcią współpracy – mruknęła kobieta i już jej nie było. Zniknęła w kuchni, najprawdopodobniej kończąc szykować jedzenie na drogę.
Zayn, zgodnie z prośbą, poszedł do pokoju Jack.
Sypialnia przypomniała mniej więcej stan całego mieszkania. Porozrzucane rzeczy, a w środku tego wszystkiego, siedząca po turecku Jack, z czarną torebką zawieszoną na ramieniu. Zayn zanotował w myślach, żeby później sprawdzić jej zawartość. Po incydencie ze scyzorykiem wszyscy byli ostrożniejsi.
- Gotowa? – odezwał się. Dziewczyna spojrzała na niego i przechyliła głowę w bok, jakby zastanawiając się, skąd go kojarzy. Zrobił krok w jej stronę, a ona w tym samym czasie, cofnęła się do tyłu. Zayn zmarszczył brwi, a jego serca zaczęło bić mocniej.
„Błagam, niech to przebiegnie bezproblemowo. Błagam” modlił się w duchu. Znowu przysunął się w jej stronę, jednak dziewczyna, niczym automat, zrobiła krok w tył.
- Cholera, Jack! Nie teraz, nie dziś! Proszę cię, chodź tutaj. Musimy już iść – czuł, że jeśli go nie posłucha, że jeśli go teraz upokorzy przed matką Josha, to będzie to jego największa porażka. Brunetka rozszerzyła oczy i otworzyła usta. Wyglądało to zupełnie, jakby chciała się odwdzięczyć i nakrzyczeć teraz na niego. Oboje wiedzieli, że nie potrafi. Zamknęła usta. Zayn otrząsnął się z krótkiej iluzji, z sennego marzenia, o usłyszeniu głosu Jack.
- Chodź ze mną. Chyba możemy sobie ufać? – spojrzał w jej przejrzyste oczy i wyciągnął rękę w tamtą stronę.

Możemy, pomyślała i położyła swoją dłoń na jego.


Złączył ich palce ze sobą i upewniwszy się, że mu już nie ucieknie, poszli szukać swoich odpowiedzi. 


 *_*_*_*_*_*_*_*_*_*_*_*_*_*_*_*_*_*_*_*_*_*_*_*_*_*_*_*_*_*_*_*_*_*_*_*_*_*_*_*_*_*_*_

Tak. Wiem. Rozumiem. Beznadzieja. Możecie mnie już nienawidzić. 
Ale pod tym rozdziałem chciałabym przede wszystkim podziękować Wam za te wszystkie komentarze i wiadomości, jakie do mnie ślecie! Na niektóre jeszcze nie zdążyłam odpisać, ale postaram się wszystko nadrobić. Dziękuję! Dziękuję! Dziękuję! W ogóle ponad 100 komentarzy?! Dziękuję za wszystko. Za to, że dzięki wam zaczynam wierzyć, że to, co piszę może być dobre, że sprawiacie, że mój sen o zostaniu pisarką, ziszcza się w każdym ciepłym słowie od Was :)

Pozdrawiam
A.