czwartek, 2 listopada 2017

23. Listy i koty


„Tiffany,
U mnie dobrze. Dziękuję za prezent. „Buszujący w zbożu", to ładny tytuł, prawda? Holden miał nieporządek w głowie, duży bałagan. Żal mi go. I muszę go lubić. To był dobry prezent, Tiffany. Pytałaś, jak jest teraz. Ciężko o tym mówić, już lepiej pisać, ale i tak nie prosto. Nie mogę powiedzieć, że cały czas sobie radzę. Jest często ładnie w moich myślach, bardzo miło, ale nie potrafię podzielić się tym, co przychodzi po tym miłym. Wiem, że miałam próbować opisywać takie rzeczy chłopakom, ale nie umiem za bardzo. Trochę niedobrze, prawda? Staram się, wiesz, że tak. Może tylko czasem tchórzę umyślnie. Oni są teraz zajęci często. Dużo pracy, dużo muzyki. Lubię słuchać. Wolę. Opowiedz mi więcej o swoim kocie, ciekawie o nim opowiadasz. Wydaje się naprawdę niezwykły, a pamiętam tylko, że był gruby. Pozdrów go ode mnie. Napiszę szybko znów.
Jack"

Środa była ponura. Jakby ktoś wlazł drabiną na niebo i wylał z góry tony szarej farby. Josh podrapał się po brodzie w zamyśleniu. Pracę zaczynał po południu, co nie koniecznie mu się podobało. Wolał zaczynać dzień od sprecyzowanych zadań, a potem finalizować go błogim lenistwem. Nigdy na odwrót. W przypadku, kiedy nie miał obowiązku wstawania rankiem, po prostu spał, ile mógł. Zawsze za wiele, bo nie potrafił się powstrzymać przed wykorzystaniem tak dobrej okazji. Wstawał z obolałą głową i szwendał się po mieszkaniu bez sensu przez co najmniej godzinę. W końcu zbierał się w sobie na tyle, by przygotować śniadanie, ubrać się. A kiedy sprawdzał czas, okazywało się, że zostało mu jakieś dwie, góra trzy godziny do wyjścia. Znowu ulatywała z niego energia i nie potrafił zmusić się do jakiejkolwiek aktywności. Wtedy najczęściej wybierał jakąś płytę i umieszczał ją w odtwarzaczu, zakładał papcie i siadał na parapecie okna wypatrując motywacji. Zazwyczaj nie nadchodziła, ale za to mógł poobserwować, jak świat się miewa. I dzisiaj właśnie świat był widocznie obrażony. Może i na Josha, który denerwuje go swoim nudnym nie-byciem. Westchnął przeciągle i zsunął się z parapetu. Nogi trochę mu zdrętwiały. Drugie westchnięcie. Pokręcił się chwilę po pokoju i w końcu, postanowił. Czas na trzecią herbatę. Nim zszedł do kuchni, zapukał do pokoju Jack.
- Masz ochotę na herbatę? – zapytał, kiedy ta otworzyła drzwi.
Miała. Uśmiechnęła się i pobiegła po swój kubek, w którym wieczorem piła kakao z piankami. Najbardziej lubiła niebieskie pianki. A Zayn kupił tydzień temu kolejną paczkę. Taką dużą. Bardzo się wtedy ucieszyła. Wzięła jeszcze z półki napisany w nocy list. Josh może zdąży go wysłać jeszcze dziś.

„Tiffany,
Chłopcy cię pozdrawiają. Naprawdę dużo pracują. Szykują nowy album. Chcą „wejść na nowy poziom. Taki nieznany. Nieznany, jak wzięcie niespodziewanego zakrętu na drodze, którą się jedzie po raz pierwszy, rozumiesz, Jack?" tak mówią. Interesujące. Narysowałam Pana Tumnusa polującego na Felicitę. Dlaczego on tak nie lubi tej papugi? Karm go bardziej, Tiffany. On musi być głodny, dlatego. Ja ci ten rysunek wyślę. Pokaż mu. Grubaskowi. Odwiedzisz nas niedługo?
Jack"

W piątki wieczorem przyjeżdżała ciocia i zostawała, aż do niedzieli. Zmieniła pracę i teraz miała więcej wolnego. Gotowała obiady jej i Joshowi. To było miłe. I opowiadała dużo historii. Ciocia miała kiedyś bardzo ciekawe życie. Teraz już mniej – sama tak powiedziała i zaśmiała się, ale widać było, że oczy są smutne. Za miesiąc w taki piątek właśnie ma przyjechać tutaj Tiffany. Będą siedziały we trójkę. Jack obiecała, że wtedy poczęstuje ich niebieskimi piankami. Dziewczyna wyczekiwała tego dnia. Nie wiedziała dlaczego, ale bardzo jej zależało, żeby pokazać Tiffany, że się jej udaje, że potrafi sięgnąć bezpiecznej codzienności. Jak się ciocia głośno śmieje! – pomyślała nagle i poprawiła koc, żeby bardziej przykrywał im stopy. Oglądały film.
„Tiffany,
Tak się cieszę, że nas odwiedziłaś. Było miło, prawda? Podobało ci się? Mój pokój jest brzydki, prawda? Nie potrafię z nim nic zrobić. To on kieruje mną. Ten pokój chybaby nie polubił żadnych zmian, a mógłby być ładny. Jest przykry. Wchodzę tam i czuję, że jest mi przykro, ale też wiem, że to moja wina. To ja mu kazałam być takim smutnym i on się przyzwyczaił. Nic z tym nie zrobimy. Teraz siedzę częściej w kuchni, a jak nie ma Josha, to wchodzę do jego pokoju, na fotel. Nie skarż mu. Ja wiem, że poczułby się nieswojo, ale udałby, że to nic. Nie wolno tak w cudzym pokoju bez pozwolenia. Wtargnięcie. I jakby kradniesz trochę życie tej osoby. Niepotrzebnie udaję. Po prostu chyba szukam dla siebie nowego miejsca. Te stare nie są za dobre, rozumiesz. Kuchnię lubię, bo tam jest najcieplej i wiszą zdjęcia. Co u Pana Tumnusa? Czy jest obrażony? Przyjedź z nim następnym razem, naprawdę!
Jack"
Zayn siedział na blacie i brzdękał niepewnie na gitarze. Myślał, że dołapał dobrą melodię, ale ta, gdy tylko sięgnął po instrument rozpłynęła się, rozmazała. Po chwili zrezygnował zupełnie i odłożył gitarę, przysiadając się do Jack i sięgając po rogalika z czekoladą. Jedli powoli i w milczeniu. Potem Zayn umył talerze i nastawił wodę w czajniku. Miał ochotę na kawę. Zaproponował to samo Jack, ale dziewczyna podziękowała. Oparła głowę o boazerię na ścianie. Zayn sięgnął do swojej torby i wyciągnął małą, kwadratową paczkę, przewiązaną złotą wstążką.
- Dla ciebie – powiedział i postawił prezent na stole przed oczami dziewczyny. Zmarszczyła brwi i sięgnęła po paczkę. Rozwinęła ją powoli. W środku były zdjęcia. – Miałem dać wcześniej, ale nie mogę ostatnio na nic znaleźć czasu.
Skinęła głową i zaczęła przeglądać fotografie. Było ich około trzydziestu. Na większości z nich była ona, ale pojawiał się też Josh, czasami ciocia, a raz nawet Zayn, śmiejący się nad fragmentem książki. Pamiętała to. Zdjęcia były bardzo ładne, robione pod różnymi kątami i jakby lekko zamglone. Miały ciepłe kolory. Pogładziła palcem fotografię zrobioną jeszcze w Goodwood. Przedstawiała ona szereg figurek na jeden z półek w pokoju gościnnym oraz fragment okna. Zza tego okna właśnie wyzierała niewyraźnie zarysowana sylwetka Jack, stojącej obok starej jabłoni. Spojrzała na chłopaka z wdzięcznością.
„Dziękuję" powiedziała w języku migowym.
- Nie ma za co – uśmiechnął się i usiadł znowu z parującym kubkiem aromatycznej kawy w dłoniach. Dał jej parę minut na dokładne przyjrzenie się każdemu obrazkowi. Kiedy wydawało się, że skończyła, zaproponował zawieszenie paru z nich tutaj, w kuchni. W końcu przydałoby się trochę uaktualnić zbiór rodzinnych zdjęć. Zgodziła się. Znaleźli taśmę i wybrawszy parę najlepszych, umieścili kolejne wspomnienia na szafkach. Przyjrzeli się swojemu dziełu z zadowoleniem.
- Mam pytanie – odezwał się nagle. Spojrzał na dziewczynę, a ta skinęła głową na znak, żeby mówił. – Zawsze byłem ciekaw, a Josh nie za bardzo wiedział. Dlaczego masz na imię akurat Jack?
Zaskoczył ją. Usiadła na krześle i zamknęła na moment oczy, a potem zaczęła bezgłośną opowieść.
„To na cześć kota taty. Mama tak zawsze mówiła. Kiedy się urodziłam miałam oczy zupełnie jak tamten kot. I tata przysięgał na wszystko, że pierwszy dźwięk jaki z siebie wydobyłam to było miauknięcie. A mamie się spodobało. Czemu nie?" Posługiwała się swoimi rękami jeszcze niepewnie, jakby nie do końca wierząc, że mogą nieść za sobą jakieś znacznie, że ktoś inny to rozumie, ale tak było. Rozumiał.
- Bo czemu nie nadać imienia po miłym kocie? – dokończył Zayn z uśmiechem.
„Właśnie."
- I lubisz to imię?
„Bardzo."
„Zayn,
Dziś nie był dobry dzień. Znowu obudziłam się z koszmaru i było ciemno. Zapaliłam światło i czekałam, aż mi przejdzie. Długo mi huczało w głowie. Myślałam, że jej się pozbywam na zawsze, ale boję się, że ona nigdy nie zniknie w całości. We śnie - przecież może wrócić i nic nie poradzę. Wiesz o kim piszę, o Nicości. Potem ranek jest taki ciemny. Mogłabym zapalić tysiąc żarówek, a i tak byłoby ciemno. Dopiero musi stać się coś naprawdę wesołego, żebym zapomniała. A dzisiaj było nijak. Czytałam sama do południa. Potem długo nic. Wieczorem wrócił Josh, ale szybko poszedł spać. Pracuje chyba za dużo. Rozumiem, bo chcecie zrobić coś wyjątkowego. Ja też chcę, żeby ten album wam wyszedł. Wyjdzie na pewno. Już niedługo. Tak samo, jak ja w końcu nauczę się zadusić ostatnią ciemność w mojej głowie. Chcę tu pisać całkiem szczerze, dlatego, że w dzień nie potrafię nawet przed samą sobą się przyznać do takich myśli. Może to brzmi dla ciebie źle, ale w rzeczywistości jest o wiele lepiej. Tak dużo już do mnie wróciło. Jestem zadowolona. To tylko jedno zmartwienie przy mnóstwie dobrych rzeczy.
Jack"

Wsunęła ostrożnie kopertę z numerem dwadzieścia osiem do starego, tekturowego pudła i schowała z powrotem w kącie szafy. Kiedyś przecież mu to da. Będą lepsze okazje.

9 komentarzy:

  1. Może to głupie, ale tak przeżywam tą historię, że gdy widzę jak Jack się komunikuje to automatycznie pojawia mi się ogromny uśmiech na twarzy i łezka kręci się w oku. Piękny rozdział.

    OdpowiedzUsuń
  2. ❤❤❤❤❤❤❤❤❤❤❤❤❤❤❤❤❤❤❤❤

    OdpowiedzUsuń
  3. Przecudowny rozdział.Tak bardzo się cieszę że Jack zaczęła się porozumiewać ❤

    OdpowiedzUsuń
  4. Wreszcie!! Uwielbiam Cię 💗 💗

    OdpowiedzUsuń
  5. Wyszedl super, jest nieziemski, czekam na moment kiedy Jack powie w końcu pierwsze slowo, wiem ze to bedzie powiedziane tylko dla Zayna, sa uroczy xx czekam z niecierpliwością na następny i zycze duzo weny xx

    OdpowiedzUsuń
  6. Kocham ❤❤

    OdpowiedzUsuń