„Tiffany,
U mnie dobrze.
Dziękuję za prezent. „Buszujący w zbożu", to ładny tytuł, prawda? Holden
miał nieporządek w głowie, duży bałagan. Żal mi go. I muszę go lubić.
To był dobry prezent, Tiffany. Pytałaś, jak jest teraz. Ciężko o tym
mówić, już lepiej pisać, ale i tak nie prosto. Nie mogę powiedzieć, że
cały czas sobie radzę. Jest często ładnie w moich myślach, bardzo miło,
ale nie potrafię podzielić się tym, co przychodzi po tym miłym. Wiem, że
miałam próbować opisywać takie rzeczy chłopakom, ale nie umiem za
bardzo. Trochę niedobrze, prawda? Staram się, wiesz, że tak. Może tylko
czasem tchórzę umyślnie. Oni są teraz zajęci często. Dużo pracy, dużo
muzyki. Lubię słuchać. Wolę. Opowiedz mi więcej o swoim kocie, ciekawie o
nim opowiadasz. Wydaje się naprawdę niezwykły, a pamiętam tylko, że był
gruby. Pozdrów go ode mnie. Napiszę szybko znów.
Jack"
Środa była ponura. Jakby
ktoś wlazł drabiną na niebo i wylał z góry tony szarej farby. Josh
podrapał się po brodzie w zamyśleniu. Pracę zaczynał po południu, co nie
koniecznie mu się podobało. Wolał zaczynać dzień od sprecyzowanych
zadań, a potem finalizować go błogim lenistwem. Nigdy na odwrót. W
przypadku, kiedy nie miał obowiązku wstawania rankiem, po prostu spał,
ile mógł. Zawsze za wiele, bo nie potrafił się powstrzymać przed
wykorzystaniem tak dobrej okazji. Wstawał z obolałą głową i szwendał się
po mieszkaniu bez sensu przez co najmniej godzinę. W końcu zbierał się w
sobie na tyle, by przygotować śniadanie, ubrać się. A kiedy sprawdzał
czas, okazywało się, że zostało mu jakieś dwie, góra trzy godziny do
wyjścia. Znowu ulatywała z niego energia i nie potrafił zmusić się do
jakiejkolwiek aktywności. Wtedy najczęściej wybierał jakąś płytę i
umieszczał ją w odtwarzaczu, zakładał papcie i siadał na parapecie okna
wypatrując motywacji. Zazwyczaj nie nadchodziła, ale za to mógł
poobserwować, jak świat się miewa. I dzisiaj właśnie świat był widocznie
obrażony. Może i na Josha, który denerwuje go swoim nudnym nie-byciem.
Westchnął przeciągle i zsunął się z parapetu. Nogi trochę mu zdrętwiały.
Drugie westchnięcie. Pokręcił się chwilę po pokoju i w końcu,
postanowił. Czas na trzecią herbatę. Nim zszedł do kuchni, zapukał do
pokoju Jack.
- Masz ochotę na herbatę? – zapytał, kiedy ta otworzyła drzwi.
Miała. Uśmiechnęła się i
pobiegła po swój kubek, w którym wieczorem piła kakao z piankami.
Najbardziej lubiła niebieskie pianki. A Zayn kupił tydzień temu kolejną
paczkę. Taką dużą. Bardzo się wtedy ucieszyła. Wzięła jeszcze z półki
napisany w nocy list. Josh może zdąży go wysłać jeszcze dziś.
„Tiffany,
Chłopcy cię
pozdrawiają. Naprawdę dużo pracują. Szykują nowy album. Chcą „wejść na
nowy poziom. Taki nieznany. Nieznany, jak wzięcie niespodziewanego
zakrętu na drodze, którą się jedzie po raz pierwszy, rozumiesz, Jack?"
tak mówią. Interesujące. Narysowałam Pana Tumnusa polującego na
Felicitę. Dlaczego on tak nie lubi tej papugi? Karm go bardziej,
Tiffany. On musi być głodny, dlatego. Ja ci ten rysunek wyślę. Pokaż mu.
Grubaskowi. Odwiedzisz nas niedługo?
Jack"
W piątki wieczorem
przyjeżdżała ciocia i zostawała, aż do niedzieli. Zmieniła pracę i teraz
miała więcej wolnego. Gotowała obiady jej i Joshowi. To było miłe. I
opowiadała dużo historii. Ciocia miała kiedyś bardzo ciekawe życie.
Teraz już mniej – sama tak powiedziała i zaśmiała się, ale widać było,
że oczy są smutne. Za miesiąc w taki piątek właśnie ma przyjechać tutaj
Tiffany. Będą siedziały we trójkę. Jack obiecała, że wtedy poczęstuje
ich niebieskimi piankami. Dziewczyna wyczekiwała tego dnia. Nie
wiedziała dlaczego, ale bardzo jej zależało, żeby pokazać Tiffany, że
się jej udaje, że potrafi sięgnąć bezpiecznej codzienności. Jak się
ciocia głośno śmieje! – pomyślała nagle i poprawiła koc, żeby bardziej
przykrywał im stopy. Oglądały film.
„Tiffany,
Tak się cieszę, że
nas odwiedziłaś. Było miło, prawda? Podobało ci się? Mój pokój jest
brzydki, prawda? Nie potrafię z nim nic zrobić. To on kieruje mną. Ten
pokój chybaby nie polubił żadnych zmian, a mógłby być ładny. Jest
przykry. Wchodzę tam i czuję, że jest mi przykro, ale też wiem, że to
moja wina. To ja mu kazałam być takim smutnym i on się przyzwyczaił. Nic
z tym nie zrobimy. Teraz siedzę częściej w kuchni, a jak nie ma Josha,
to wchodzę do jego pokoju, na fotel. Nie skarż mu. Ja wiem, że poczułby
się nieswojo, ale udałby, że to nic. Nie wolno tak w cudzym pokoju bez
pozwolenia. Wtargnięcie. I jakby kradniesz trochę życie tej osoby.
Niepotrzebnie udaję. Po prostu chyba szukam dla siebie nowego miejsca.
Te stare nie są za dobre, rozumiesz. Kuchnię lubię, bo tam jest
najcieplej i wiszą zdjęcia. Co u Pana Tumnusa? Czy jest obrażony?
Przyjedź z nim następnym razem, naprawdę!
Jack"
Zayn siedział na blacie i
brzdękał niepewnie na gitarze. Myślał, że dołapał dobrą melodię, ale
ta, gdy tylko sięgnął po instrument rozpłynęła się, rozmazała. Po chwili
zrezygnował zupełnie i odłożył gitarę, przysiadając się do Jack i
sięgając po rogalika z czekoladą. Jedli powoli i w milczeniu. Potem Zayn
umył talerze i nastawił wodę w czajniku. Miał ochotę na kawę.
Zaproponował to samo Jack, ale dziewczyna podziękowała. Oparła głowę o
boazerię na ścianie. Zayn sięgnął do swojej torby i wyciągnął małą,
kwadratową paczkę, przewiązaną złotą wstążką.
- Dla ciebie –
powiedział i postawił prezent na stole przed oczami dziewczyny.
Zmarszczyła brwi i sięgnęła po paczkę. Rozwinęła ją powoli. W środku
były zdjęcia. – Miałem dać wcześniej, ale nie mogę ostatnio na nic
znaleźć czasu.
Skinęła głową i zaczęła
przeglądać fotografie. Było ich około trzydziestu. Na większości z nich
była ona, ale pojawiał się też Josh, czasami ciocia, a raz nawet Zayn,
śmiejący się nad fragmentem książki. Pamiętała to. Zdjęcia były bardzo
ładne, robione pod różnymi kątami i jakby lekko zamglone. Miały ciepłe
kolory. Pogładziła palcem fotografię zrobioną jeszcze w Goodwood.
Przedstawiała ona szereg figurek na jeden z półek w pokoju gościnnym
oraz fragment okna. Zza tego okna właśnie wyzierała niewyraźnie
zarysowana sylwetka Jack, stojącej obok starej jabłoni. Spojrzała na
chłopaka z wdzięcznością.
„Dziękuję" powiedziała w języku migowym.
- Nie ma za co –
uśmiechnął się i usiadł znowu z parującym kubkiem aromatycznej kawy w
dłoniach. Dał jej parę minut na dokładne przyjrzenie się każdemu
obrazkowi. Kiedy wydawało się, że skończyła, zaproponował zawieszenie
paru z nich tutaj, w kuchni. W końcu przydałoby się trochę uaktualnić
zbiór rodzinnych zdjęć. Zgodziła się. Znaleźli taśmę i wybrawszy parę
najlepszych, umieścili kolejne wspomnienia na szafkach. Przyjrzeli się
swojemu dziełu z zadowoleniem.
- Mam pytanie – odezwał
się nagle. Spojrzał na dziewczynę, a ta skinęła głową na znak, żeby
mówił. – Zawsze byłem ciekaw, a Josh nie za bardzo wiedział. Dlaczego
masz na imię akurat Jack?
Zaskoczył ją. Usiadła na krześle i zamknęła na moment oczy, a potem zaczęła bezgłośną opowieść.
„To na cześć kota taty.
Mama tak zawsze mówiła. Kiedy się urodziłam miałam oczy zupełnie jak
tamten kot. I tata przysięgał na wszystko, że pierwszy dźwięk jaki z
siebie wydobyłam to było miauknięcie. A mamie się spodobało. Czemu nie?"
Posługiwała się swoimi rękami jeszcze niepewnie, jakby nie do końca
wierząc, że mogą nieść za sobą jakieś znacznie, że ktoś inny to rozumie,
ale tak było. Rozumiał.
- Bo czemu nie nadać imienia po miłym kocie? – dokończył Zayn z uśmiechem.
„Właśnie."
- I lubisz to imię?
„Bardzo."
„Zayn,
Dziś nie był dobry
dzień. Znowu obudziłam się z koszmaru i było ciemno. Zapaliłam światło i
czekałam, aż mi przejdzie. Długo mi huczało w głowie. Myślałam, że jej
się pozbywam na zawsze, ale boję się, że ona nigdy nie zniknie w
całości. We śnie - przecież może wrócić i nic nie poradzę. Wiesz o kim
piszę, o Nicości. Potem ranek jest taki ciemny. Mogłabym zapalić tysiąc
żarówek, a i tak byłoby ciemno. Dopiero musi stać się coś naprawdę
wesołego, żebym zapomniała. A dzisiaj było nijak. Czytałam sama do
południa. Potem długo nic. Wieczorem wrócił Josh, ale szybko poszedł
spać. Pracuje chyba za dużo. Rozumiem, bo chcecie zrobić coś
wyjątkowego. Ja też chcę, żeby ten album wam wyszedł. Wyjdzie na pewno.
Już niedługo. Tak samo, jak ja w końcu nauczę się zadusić ostatnią
ciemność w mojej głowie. Chcę tu pisać całkiem szczerze, dlatego, że w
dzień nie potrafię nawet przed samą sobą się przyznać do takich myśli.
Może to brzmi dla ciebie źle, ale w rzeczywistości jest o wiele lepiej.
Tak dużo już do mnie wróciło. Jestem zadowolona. To tylko jedno
zmartwienie przy mnóstwie dobrych rzeczy.
Jack"
Wsunęła ostrożnie
kopertę z numerem dwadzieścia osiem do starego, tekturowego pudła i
schowała z powrotem w kącie szafy. Kiedyś przecież mu to da. Będą lepsze
okazje.
Może to głupie, ale tak przeżywam tą historię, że gdy widzę jak Jack się komunikuje to automatycznie pojawia mi się ogromny uśmiech na twarzy i łezka kręci się w oku. Piękny rozdział.
OdpowiedzUsuń❤❤❤❤❤❤❤❤❤❤❤❤❤❤❤❤❤❤❤❤
OdpowiedzUsuńCzekam na następny;)
OdpowiedzUsuńPrzecudowny rozdział.Tak bardzo się cieszę że Jack zaczęła się porozumiewać ❤
OdpowiedzUsuńŚwietny :D
OdpowiedzUsuńWreszcie!! Uwielbiam Cię 💗 💗
OdpowiedzUsuńWyszedl super, jest nieziemski, czekam na moment kiedy Jack powie w końcu pierwsze slowo, wiem ze to bedzie powiedziane tylko dla Zayna, sa uroczy xx czekam z niecierpliwością na następny i zycze duzo weny xx
OdpowiedzUsuńCzakem na następny 💖
OdpowiedzUsuńKocham ❤❤
OdpowiedzUsuń