Panującą w mieszkaniu ciszę przerwał dzwonek do drzwi. Josh
wstał z kanapy, którą chwilę wcześniej dokładnie oczyścił z wszelkich plam oraz
uporządkował rzeczy zalegające na niej od przeszło kilku tygodni. Zmęczony
porządkami poczłapał w stronę źródła dźwięku. Spojrzał przez wizjer i po chwili
przekręcił zamek w drzwiach. Przed nim stał przystojny brunet o ciemnej
karnacji i pogodnych czekoladowych oczach. Trzymał w ręku zgrzewkę piwa
szczerząc się do kolegi.
- Zayn, stary! Tylko mi nie mów, że reszta nie przyjdzie -
odezwał się wyraźnie poirytowany chłopak.
- Reszta nie przyjdzie - oświadczył spokojnie tamten, a
uśmiech nie zszedł nawet na moment z jego twarzy. Klepnął Josha przyjacielsko w
ramię i wszedł do mieszkania, mijając gospodarza w drzwiach.- Nie ma co się
złościć. Więcej będzie dla nas - postukał palcem w jedną z sześciu puszek dając
tym do zrozumienia, iż zaistniały stan rzeczy wcale go nie przygnębia, wręcz
przeciwnie, na swój sposób raduje. Dwudziestoparolatek
westchnął ostentacyjnie wyrażając tym samym dezaprobatę dla zachowania swojego
młodszego towarzysza.
- Materialista - skwitował, zamykając drzwi, które wydały z
siebie serię jęków. Poprowadził Zayna do kuchni. Gość postawił napoje na stole,
a sam przysunął sobie najbliższe krzesło. Rozejrzał się po pomieszczeniu z
zaciekawieniem lustrując zawartość półek, na których oprócz cukierniczek,
solniczek i tym podobnych przedmiotów znajdowały się również zdjęcia z różnych
okresów życia ich perkusisty.
- O mój Boże, byłeś taki uroczy! - zażartował brunet na
widok fotografii Josha kąpanego prawdopodobnie przez jego matkę w ogromnej
wannie. Chłopak odwrócił wzrok od
przyrządzanych właśnie przekąsek i wyszczerzył oczy w zdumieniu.
- Myślałem, że się już tego pozbyłem. Mama musiała mi to podłożyć
podczas ostatniej wizyty - skomentował. Przeraził się na myśl, ile jeszcze
takich zdjęć posiada jego rodzicielka.
Po chwili Zayn chrząknął chcąc zwrócić uwagę pogrążonego w
myślach chłopaka przesypującego właśnie chipsy do dwóch pojemnych misek.
- Muszę skorzystać z toalety - wyjaśnił Mulat podnosząc się
z wygodnego siedzenia.
- Idź w stronę wąskich schodków prowadzących na półpiętro. Kiedy
wyjdziesz po nich, skręć w lewo. Tam od razu są drzwi do łazienki. Po prawej
stronie jest tylko duże okno, więc raczej się nie pomylisz - wytłumaczył
szatyn.- Nie wiem, czy wspominałem, ale mieszka ze mną jeszcze Jack, to rodzina.
Jednak mało prawdopodobne, że się po drodze spotkacie. Rzadko kiedy wychodzi z
pokoju.
- Rozumiem. Włączyć
po drodze telewizor? O której dokładnie mecz się zaczyna?- odezwał się
wychodząc już z pomieszczenia.
- Jeszcze nie. Mamy jakieś pół godziny zanim zaczną go transmitować
- usłyszał odpowiedź Josha będąc już w pobliżu schodków. Pokonując pierwsze
stopnie spojrzał w górę. Półpiętro pogrążone byłoby w zupełnej ciemności, gdyby
nie duże okno po prawej stronie. W kontach parapetu znajdowały się kolejne
zdjęcia, których jednak z tej odległości nie był w stanie dokładnie obejrzeć.
Naprzeciwko miał ciemne, dębowe drzwi,
sprawiające mroczne wrażenie, które zapewne prowadziły do pokoju tajemniczego
Jacka. ‘Dziwne, że Josh dopiero teraz o nim wspomniał’ pomyślał kończąc swoją
wspinaczkę po schodach. Ruszył w lewo,
według instrukcji przyjaciela. Otworzył drewniane drzwi ze szklanym witrażem po
środku. Znalazł się w dość przestronnej
łazience, oświetlonej teraz jedynie małym owalnym oknem. Rozejrzał się w
poszukiwaniu kontaktu. Chwilę później pomieszczenie oblała poświata bijąca z
lampy w suficie. Zayna przeszedł dreszcz niepokoju. Może był on spowodowany ciszą
jaka nieustannie panowała w tej części kamienicy. Brunet pomyślał, że współlokator
ich perkusisty musi być bardzo spokojny. Pewnie nie sprawia żadnych kłopotów.
Uśmiechnął się na wspomnienie swoich wybryków sprzed wstąpienia do zespołu. W
swoich rodzinnym mieście był uważany z „Bad boya”. Nigdy nie walczył z tą
opinią, która poniekąd mu pasowała. Jednak, kiedy znalazł się z chłopakami z
One Direction wyśmiali go. Uważali, że taki spokojny i nieśmiały facet jak on,
nie może być tym „niegrzecznym”.
Przejrzał się jeszcze
w lustrze wiszącym nad umywalką. Przeczesał ręką swoje gęste włosy. Chwycił za
klamkę i pociągnął. Przez chwilę szarpał się, gdyż ta nie chciała ustąpić. Gdy
się mu to w końcu udało, drzwi otworzyły
się lekko skrzypiąc. Nagle serce zaczęło mu bić w oszałamiającym tempie. W
półmroku dostrzegł sylwetkę jakiejś dziewczyny siedzącej na parapecie okna. Jej
długie włosy swobodnie opadały kaskadą na plecy. Postać nie wydawała żadnych
dźwięków ani nie poruszała się. Zayn zdławił w sobie chęć wrzaśnięcia na całe
gardło. Poczuł, że ręce zaczęły mu się pocić, a na ciele wystąpiła gęsia
skórka. Mulat nie chciał wyjść na paranoika wszczynając alarm bez konkretnego powodu.
To mogła być koleżanka tego całego Jack’a. Josh po prostu zapomniał go o tym
poinformować. Tak sobie tłumacząc kierował się w stronę tajemniczej dziewczyny.
Kiedy znalazł się dostatecznie blisko przyjrzał się uważniej postaci, która w
dalszym ciągu była odwrócona do niego tyłem i nic nie wskazywało na to, że ma
zamiar się z nim pierwsza przywitać.
- Cześć. Jestem Zayn, przyszedłem do Josha i...-przerwał,
kiedy uświadomił sobie, że dziewczyna najwyraźniej nie wykazuje zainteresowania
zawarciem znajomości. Na chwilę odwrócił głowę w kierunku schodów i podjął
ostatnią próbę nawiązania kontaktu z napawającą go przerażeniem osobą. Ostrożnie
musnął ramię długowłosej nieznajomej. Nagle jej tułów bezwładnie opadł ukazując twarz o pięknych,
delikatnych rysach. Zszokowany brunet nie mogąc dłużej tłumić swych emocji,
krzyknął. Oczy dziewczyny były zamglone, ciało zwiotczałe. Pierwsze co przyszło
Zaynowi na myśl, to to, że ma przed sobą martwą osobę. Chwilę potem
usłyszał jak ktoś wbiega po schodach.
Kilka sekund później oglądał zmartwioną postać Josha biegnącego w ich stronę.
Starszy chłopak zaczął kląć pod nosem, kiedy brał w swoje ramiona kruche ciało
nieprzytomnej brunetki. Zdążył tylko krzyknąć: „Chodź” do swojego towarzysza i
już gnał z powrotem na dół. Zayn nie myśląc dłużej pobiegł za chłopakiem.
Znalazł go wraz z tą dziewczyną w salonie. Josh próbował ją obudzić. Poklepywał
ją po policzkach, błagał by otworzyła oczy, wachlował gazetą, którą znalazł na
stoliku. W pewnym momencie brunet usłyszał jak przyjaciel woła od niej po
imieniu… Jack. ‘To był ten Jack? Co tu się dzieje?’ Zaynowi zawróciło się w
głowie. Jednak teraz ważniejsze, żeby biedaczka odzyskała przytomność.
- W czym mogę pomóc?- zapytał zdenerwowanego chłopaka.
- Przynieś wodę, cokolwiek!- prawie wrzasnął na niego
zdesperowany dwudziestoparolatek, nie przestając machać gazetą nad Jack. Mulat
jak najszybciej pobiegł w stronę kuchni o mało nie potrącając przy tym donicy z
jakimś kwiatem w korytarzu. Chwycił dwulitrową butelkę wody mineralnej stojącej na kredensie
i już zmierzał w powrotną drogę. Od drzwi pokoju rzucił Joshowi napój i tamten
nie zwlekając wylał troszkę na twarz nieprzytomnej dziewczyny. Jej oczy nagle
zaczęły szaleńczo mrugać. Pozbyła się resztek wody spływającej jej po twarzy
kilkoma precyzyjnymi ruchami rąk. Obydwóch młodzieńców odetchnęło z ulgą.
- Ale mi napędziłaś strachu - Josh zaśmiał się nerwowo,
odgarniając jej kilka kosmyków z bladego czoła. Dziewczyna spojrzała na niego
pustym wzrokiem i niepewnie wstała. Już miała odejść, jednak szatyn mocno
chwycił ją za nadgarstek.- O nie, nie! Teraz pójdziemy do kuchni coś zjeść.
Założę się, że znowu mnie nie posłuchałaś i głodowałaś prawie cały dzień.
Co Zayna zdziwiło,
Jack znowu nie odezwała się ani słowem i nie zwracając uwagi na gościa, jakby
dalej nieprzytomna, podążyła za chłopakiem, prowadzącym ją do pokoju obok.
Zafascynowany dziewiętnastolatek ruszył za nimi. W kuchni Josh przygotował
swojej kuzynce płatki z mlekiem i usiadł obok niej czekając, aż ta zacznie
swoimi powolnymi ruchami wkładać łyżkę z jedzeniem do ust. Uśmiechał się do
niej i opowiadał jak minął mu dzień, co robił, co grał, o czym myślał. Jednak
ona patrzyła tępo w ścianę kuchni. Bez wyrazu. Bez życia.
- Co jej jest?- zapytał Zayn patrząc na pozbawioną
jakiejkolwiek emocji twarz Jack.
Josh przestał na chwilę obserwować poczynania dziewczyny i
ze smutkiem spojrzał na swojego przyjaciela.
- Ona… nie mówi Zayn. Ona nic nie robi - odpowiedział
zdławionym głosem. Wyraźnie nie mógł się z tym pogodzić.- Prawie do wszystkiego
trzeba ją nakłaniać. Potrafi przesiedzieć kilka godzin wpatrując się w jakiś
punkt. Jest jak w transie. Rodzice poprosili, żebym się nią zaopiekował. Miałeś
z nią najlepszy kontakt, twierdzili. Co miałem zrobić? Przygarnąłem ją. Ktoś
powie, że nie sprawia kłopotów. Najgorsze jest to, że to prawda. Jest jak
roślina. Ona po prostu egzystuje. Jeśli jej nie podlejesz, to uschnie. Czasami zapomina
jeść. Nie jestem w stanie przewidzieć, kiedy jest na tyle przytomna, żeby
otworzyć lodówkę i coś sobie przygotować. Ja muszę wyjść rano do pracy. Jack tutaj
zostaje. Sama. Przypominam jej, żeby zrobiła to i to, ale kiedy zapomni…- w
oczach chłopaka zbierały się łzy.- kiedy zapomni dzieje się coś takiego jak
dzisiaj. Nie chcemy jej oddać do obcych, którzy mieli by się nią „dobrze”
zająć. Mamy świadomość jak traktują takie osoby. Raz na miesiąc przychodzi do
niej psychiatra. Wiesz jak to jest, gdy za każdym razem powtarza „Nie ma
poprawy”? Człowiek łudzi się, że ona w końcu się odezwie, zareaguje, sama
zawalczy o swoje życie. Pamiętam kiedy byliśmy mali. To ona wszystkimi
kierowała, wszystkich pocieszała, wspierała, rozśmieszała. Teraz przyszła moja
kolej i… ja nie daję rady - Josh zakrył twarz dłońmi. To było dla niego bardzo
trudne i Zayn miał wyrzuty sumienia, że poruszył ten temat. Mimo to wciąż nie
wiedział co się tak naprawdę stało.
- Co spowodowało…- przerwał zastanawiając się jak powinien określić
stan dziewczyny.
- Chorobę?- dokończył towarzysz.- Kiedy miała dziesięć lat…
ktoś zamordował jej rodziców. Jack była tego świadkiem.
Brunet nie wiedział co powiedzieć. Nie mógł uwierzyć, że
ktoś mógł się wykazać takim okrucieństwem i pozbawić małe dziecko obojga
rodziców. To musiał być potwór, a nie człowiek, pomyślał. Spojrzał znowu na
Jack tym razem bacznie przyglądając się każdemu jej ruchowi. Przy uważnej obserwacji
można było dostrzec, iż robi to wszystko sztywno niczym maszyna. Nie
zareagowała słysząc ich rozmowę. Nawet nie odwróciła głowy.
- Nie da się jej pomóc, Josh? – zapytał nie mogąc pogodzić
się, że ktoś taki jak Jack zostanie już na zawsze bezduszną karykaturą dawnej
siebie.
-Jak?! Wszyscy mówią, że to ona sama musi chcieć z tego
wyjść, z tej cholernej skorupy! Tylko, że Jack najwyraźniej, to zupełnie nie
obchodzi. Codziennie próbuję nawiązać z nią kontakt, ale ona nie reaguje. Zachowuje
się jakby żyła w innym świecie… ograniczonym, małym, pieprzonym świecie.
Tracimy nadzieję, że to kiedykolwiek się zmieni.
Zayn przełknął ślinę.
Jeszcze nigdy nie widział tego chłopaka w takim stanie. Jednak na dziewczynie
kończącej jeść, nie wywarło to żadnego wrażenia. Odsunęła krzesło i wzięła
pusty talerz do ręki. Niosła go w stronę zlewu, jednak upuściła kilka
centymetrów przed celem. Naczynie pękło na kilka kawałków. Jeden z nich otarł
się o nogę Jack, powodując, że na nodze pojawiła się czerwona pręga.
Nieprzejęta niczym dziewczyna wyszła spokojnie z pomieszczenia. Po chwili
słychać było jej kroki na ciemnych schodach. Dziewiętnastolatek zdziwił się,
gdy szatyn spokojnie pozbierał resztki talerza na szufelkę i wrzucił je do
kosza.
- Pozwolisz jej tak odejść? Okaleczyła się, może trzeba jej
to czymś zalać – odezwał się Zayn, nie rozumiejąc jak można się tak po prostu
poddać.
- Przepraszam Cię stary, ale co ty możesz o tym wiedzieć?! –
wykrzyczał mu w twarz nagle cały czerwony od złości Josh. – Nie widzisz, że ona
jest chora psychicznie? Przyszedłeś, zobaczyłeś i już myślisz, że masz na
wszystko gotowe odpowiedzi. Jesteś genialnym naukowcem, który potrafi ją
wyleczyć? Nie? To jakim prawem, mówisz mi co mam robić. To nie jest takie
łatwe, jak myślisz! –zszokowany brunet przyjął na siebie wszystkie zniewagi
płynące z ust przyjaciela. Kiedy tamten skończył, chłopak ruszył w kierunku
drzwi wejściowych.
-Masz rację.- mruknął chwytając za klamkę. – Gówno wiem.
Wyszedł trzaskając drzwiami. Nie usłyszał już, kiedy postać
w kuchni cicho szepnęła „Przepraszam”.
*_*_*_*_*_*_*_*_*_*_*_*_*_*_*_*_*_*_*_*_*_*_*_*_*_*_*_*_*_*_*_*_*_*_*_*_*_*_*_*_*_
W końcu pojawił się pierwszy rozdział! Przepraszam, że zabrało mi to tyle czasu. Czuje się z tym okropnie, ale nie dałam rady dodać wcześniej, ponieważ byłam przez pewien czas pozbawiona Internetu...
Co do prologu! Byłam szczerze zdumiona, że aż tak wiele się Was tutaj pojawiło w tak krótkim czasie. Każdy komentarz sprawił mi ogromną przyjemność. Mam nadzieję, że będzie tak dalej ;) Proszę komentujcie, jeśli już to czytacie. Naprawdę mi to pomaga!
Jeszcze raz przepraszam za to opóźnienie.
A.