wtorek, 7 kwietnia 2015

18. Rany



Zayn otrzymał ostatnie instrukcje i wskazówki, dotyczące postępowania z Jack i w końcu udało im się wejść do samochodu, gdzie za kierownicą czekał zwarty i gotowy Niall. Zdecydowali umieścić dziewczynę na tyłach pojazdu, żeby miała do dyspozycji całą wolną przestrzeń, natomiast brunet ulokował się na siedzeniu pasażera. Matka Josha stała w drzwiach do mieszkania, a on sam podszedł do samochodu i zastukał w szybkę, po czym uniósł kciuki do góry i uśmiechnął się pokrzepiająco.
- Będzie dobrze! – dotarł do nich jego stłumiony głos. Zayn pokiwał głową i też się uśmiechnął.
„Musi być dobrze” pomyślał.
Niall zasalutował prawą ręką, a następnie zapalił silnik samochodu.
- Jedziemy? – zapytał, jakby Zayn miałby nagle zmienić zdanie.
- Jedziemy – potwierdził przyjaciel i pomachał do dwójki na zewnątrz. Niall położył ręce na kierownicy i wcisnął pedał gazu. Zayn spojrzał w boczne lusterko, żeby sprawdzić jak trzyma się Jack. Dziewczyna ściskała pas, którym została przypięta i spoglądała nerwowo dookoła. W końcu skupiła wzrok na szybie, z której mogła oglądać mijane ulice.
- Cholera – odezwał się Zayn.
Niall spojrzał na niego zaniepokojony i uniósł brwi.
- Co jest?
- Poczułem ciężar odpowiedzialności, stary – odpowiedział mu brunet.
- Ach.
- Niall, mam jedną prośbę – blondyn znowu zerknął na towarzysza, a tamten cały się spiął.  – Nie odwracaj swojej idiotycznej głowy od drogi, kiedy prowadzisz! Masz patrzeć tam i tylko tam. Nie musisz mnie widzieć, kiedy rozmawiamy.
- Czy ja się odwracam? – zaśmiał się Irlandczyk i poklepał go uspokajająco po kolanie.
- Jesteś niepoważny – warknął Zayn.
- Nieprawda! – zawołał Niall i nałożył na nos okulary przeciwsłoneczne. – Potrafię być rozsądny, kiedy trzeba. No nie, Jack? – spojrzał na nią we wstecznym lusterku i wyszczerzył się w uśmiechu.
- Patrz na tę pieprzoną drogę! – krzyknął Zayn.
- Nic innego nie robię – zapewnił go tamten.
Jechali dopiero od czterech minut, a Zayn zdążył już co najmniej trzy razy pożałować, że zaangażował w to Nialla. Pozostawało mu mieć nadzieję, że los będzie im sprzyjał i uda im się dojechać w jednym kawałku na wyznaczone miejsce. 

Niall był osobą bardzo wesołą. To typ lekkoducha, który przeciętnie na jeden problem ma tysiąc powodów do uśmiechu. Jako że był duszą towarzystwa, zazwyczaj ludzie uwielbiali z nim przebywać, chyba, że akurat było się Zaynem, który nie marzył o niczym innych, jak o zaklejeniu taśmą ust przyjaciela. Zwłaszcza, że od dwudziestu dwóch minut Jack spała. I wolałby, żeby ten stan rzeczy się nie zmienił tylko dlatego, że Niall potrafił się naprawdę głośno śmiać. Naprawdę  g ł o ś n o. Z drugiej jednak strony, Zayn nie chciał być nieuprzejmy, zważywszy, że to właśnie ten zabawny Irlandczyk, rzucił wszystko i jechał z nim teraz do Goodwood, teoretycznie będąc w części odpowiedzialny za poczynania dziewczyny chorej psychicznie, której w zasadzie w ogóle nie znał. Pokręcone. Brunet w nagłym przebłysku olśnienia odkrył, że jest parszywym człowiekiem, który nie potrafi okazać wdzięczności. Jednak zaraz to uczucie minęło, kiedy usłyszał dławiącego się śmiechem przyjaciela. Kilka sekund później sytuacja okazała się jeszcze gorsza, bo Zayn zorientował się, że przez ten cały czas Niall nawet nie mówił do niego. Rozmawiał z kimś przez telefon, który trzymał przy uchu po swojej prawej stronie tak, że brunet nie zauważył tego wcześniej, ponieważ sam nie patrzył na towarzysza, a raczej przed siebie lub w boczne lusterko, skąd miał dobry widok na śpiącą Jack. Potarł nerwowo czoło na nowo poirytowany tym wszystkim.
- Niall? – odezwał się w końcu.
- Hm… czekaj chwilę – blondyn rzucił do telefonu. – Tak?
- Wiesz o ile zwiększa się prawdopodobieństwo wypadku, kiedy rozmawia się przez telefon?
- Oddzwonię później – rzucił do kogoś na drugiej linii i rozłączył się. – Zadowolony? – mruknął do Zayna. Ten skinął głową i odwrócił się w stronę Jack, której głowa podskakiwała w miarę, jak koła samochodu zmagały się z wyboistą drogą.
- Nawet mój własny ojciec jest bardziej wyluzowany od ciebie – narzekał blondyn.
- To świetnie.
- Żebyś wiedział – odparł Niall. – Człowieku, ty już nie jesteś normalny. No weź, nawet nie da się z tobą pożartować. To źle, tamto nie dobrze. Musisz odpuścić raz na jakiś czas. Myślę, że Jack nie potrzebuje, aż tyle opieki. Zwłaszcza, że to nie ty jesteś jej rodziną.
- Co ty tam wiesz – przerwał mu Zayn.
Niall rzucił mu jednosekundowe spojrzenie lub po prostu lekko przekrzywił głowę, bo przez ciemne okulary, nie można było dostrzec jego błękitnych oczu i stwierdzić, gdzie konkretnie patrzy chłopak. Blondyn prychnął i pogłośnił radio, które wcześniej szumiało sobie, nie zwracając niczyjej uwagi.
Pięć minut spędzili we względnej ciszy, kiedy nagle minęli tablicę z nazwą pewnej miejscowości, a Zayna nawiedziła straszliwa myśl.
- Niall?
- No co znowu? – jęknął tamten.
- Jesteś pewny, że dobrze jedziemy? – powiedział brunet i zaczął szukać mapy po schowkach.
- A nie? – przeraził się blondyn.
- A czy celowo minęliśmy Tonbridge, które z tego, co kojarzę, nie znajduje się na naszej trasie? – Zayn w końcu znalazł mapę i zaczął szukać miejsca, w którym się obecnie znajdowali.
Niall zlustrował wzrokiem okolice w poszukiwaniu miejsca, gdzie mógłby zjechać i się zatrzymać. W końcu takie znalazł, skręcił tam i zgasił silnik.
- Dawaj to – warknął Niall, wyrywając chłopakowi papier z rąk. Podrapał się po głowie, drugą ręką wygładzając mapę. Przeglądał ją przez chwilę, po czym zaklął.
- No to mamy opóźnienie? – odezwał się Malik.
- Trochę mamy.
Obydwaj równocześnie spojrzeli na śpiącą dziewczynę z tyłu samochodu.
- Jest bardzo źle? – dopytywał się Zayn.
- Nie, ale muszę zmienić trasę. Damy radę.
I wtedy Jack się obudziła.

Śniło jej się, że była wolna. Zupełnie lekka bez tych wszystkich ograniczeń. Jakby dotąd trzymała w sercu worek pełen kamieni, a ktoś w końcu go usunął. Mogła latać, śpiewać, śmiać się na głos, płakać, marzyć, tańczyć, reagować na prawdziwy świat.
Śnili jej się oni, rodzice. Byli ubrani tak, jak zazwyczaj. Mieli uśmiechy na twarzach. Wszystko było w porządku. Podeszła do nich, chciała coś powiedzieć. Patrzyli w stronę, z której szła, ale jej nie widzieli. Machała do nich rękami, jednak nie reagowali w żaden sposób. Tata położył rękę na ramieniu mamy i odwrócili się do niej plecami. Wtedy Jack zatrzymała się i krzyknęła z przerażenia. Rodzice byli przeżarci przez kwas. Z ich pleców lała się jeszcze krew, koszule z przodu nietknięte, z tyłu były tylko strzępkami. W niektórych miejscach na ich nogach można było dostrzec kości. Zaczęła krzyczeć, a gdy już gardło nie pozwalało na nic innego, płakała, aż poczuła jak drży na całym ciele. To kłamstwo - pomyślała. - To nie jest ich śmierć.
Śnił jej się Zayn. Przyszedł do niej, kiedy rodzice odeszli. Siedziała ze zwieszoną głową. Wyciągnął rękę, aby pomóc jej wstać, jednak ona to zignorowała. Wtedy usiadł obok niej i położył rękę na ramieniu Jack, dokładnie w ten sam sposób, w jaki zrobił to wcześniej tata dziewczyny. Chłopak uśmiechnął się. Nagle ogarnęło ją dziwne, straszliwe przeczucie. Przekrzywiła głowę, starając się spojrzeć na plecy Zayna. Natychmiast zerwała się na równe nogi i zakryła usta dłonią. Chłopak miał już kilka dziur w ubraniu i głębiej w ciele, które z każdą sekundą stawały się większe i większe. Dotknęła swojego tułowia i zrobiło jej się niedobrze, czując krew, wylewającą się z małego otworu, który nie dawno musiał wytworzyć się na jej plecach. Zaczęła biec, jak najdalej od chłopaka i od samej siebie. Jak uciec od samej siebie? Nie da się uciec od samej siebie.
- Zaczekaj! Dokąd biegniesz? – usłyszała za sobą głos bruneta, który zaczął ją gonić. Przyspieszyła, jednak wydało jej się to daremne. On był o wiele szybszy. Złapał ją za łokieć i przytrzymał. Starała się  mu wyrwać. Jednak on był o wiele silniejszy. Wszystko w nim było lepsze od niej. Dlaczego więc też miał te rany?
- Nie wiesz, że każdy to ma? – wskazał za siebie. Mówił, nie odrywając od niej spojrzenia. Chciał ją prześwietlić. – Nikt nie lubi patrzeć na swoje błędy, ale każdy je ma. Staramy się je ukryć w miejscach, na które rzadko patrzymy. Jednak, jeśli ktoś pójdzie za tobą, prędzej, czy później je zauważy. I wtedy odkryje, że nie tylko on je popełniał. Ludzie mają do tego prawo. Sęk w tym, żeby przezwyciężysz obrzydzenie, które nami targa, kiedy dostrzegamy wady u innych ludzi. Brzydzisz się mnie, Jack?
- Tak – dziewczyna wyznała cicho i odwróciła wzrok.
- Rozumiem – spuścił głowę i odwrócił się, żeby odejść. Jack nie patrzyła, bo jego błędy nadal krwawiły.
- A ty się mnie brzydzisz? – zapytała i dostrzegła, że na jej nogach z przodu, pojawiają się czerwone plamy. Wyglądała przerażająco. Musiała wzbudzać odrazę.
- Nie mógłbym.
Obudziła się.

Dziewczyna otworzyła szeroko oczy i zaczęła szybko oddychać. Poczuła pasy bezpieczeństwa, które blokowały jej ruchu. Chwyciła je mocno i zaczęła naciągać. Wyglądała na kompletnie zdezorientowaną i przerażoną. Niall i Zayn spojrzeli na siebie. W ich oczach odbił się lęk. Nie wiedzieli jak zareagować. Pierwszy z samochodu wyskoczył brunet. Otworzył drzwi od strony Jack, wsunął się do połowy i odpiął pasy, które ją trzymały. Dziewczyna zaczęła wymachiwać rękami, jakby się topiła. W końcu uchwyciła się mocno koszulki Zayna i nie chciała puścić. Niall otworzył drzwi z drugiej strony i stali tak między nią, nie wiedząc, co dalej.
- Cholera – jęknął Zayn.
- No – przyznał blondyn. – Co robimy?
- Wyprowadzamy ją na świeże powietrze. Okej?
- Okej.
- Okej.
Łatwiej powiedzieć, trudniej zrobić. Jack nie chciała puścić Zayna, przez co temu trudno było wykonać jakikolwiek ruch, nie ciągnąc przy tym dziewczyny. W końcu objął ją w pasie i wyniósł na zewnątrz samochodu. Postawił dziewczynę na ziemi i przytrzymywał przez chwilę w obawie, że gdy tylko ją puści, upadnie. Niall stał obok, gotowy w każdej chwili pomóc przyjacielowi. Mimo że dzień był w miarę słoneczny, Jack cała się trzęsła.
- Zimno jej? – zapytał Irlandczyk.
- A skąd ja mam to wiedzieć? Weź jej walizkę i poszukaj jakiegoś swetra lub kurtki – odpowiedział Zayn.
Niall zastosował się do polecenia i otworzył bagażnik w poszukiwaniu odpowiedniego ubrania. Tymczasem drugi z chłopaków zastanawiał się, co ma począć z wyprowadzoną z równowagi Jack.
- Spokojnie, spokojnie – odezwał się łagodnym głosem i położył rękę na jej głowie. Brunetka uniosła podbródek i spojrzała na jego twarz. – No już, przecież nic się nie stało.
Zacisnęła mocniej palce na jego przedramieniu. I może to był tylko wymysł wyobraźni chłopaka, ale wydawało mu się, że Jack skinęła głową, jakby zgadzając się z jego słowami.
Przyciągnął ją bliżej siebie, jedną ręką nadal podtrzymując jej głowę.
- Poradzimy sobie – powiedział i nie wiedział, które z nich bardziej potrzebowało tego zapewnienia.
Nagle poczuł jak ręce dziewczyny dotykają jego pleców. Znieruchomiał, zdziwiony jej reakcją. Nie wyglądało to na odwzajemnienie uścisku. Zdawało się raczej, jakby czegoś szukała. Po chwili przestała, chyba nie znalazła. Zaczęła się wiercić, więc odsunął się od niej. Rozejrzała się dookoła i zatrzymała swój wzrok na blondynie, który nadal przeglądał zawartość walizek. Podeszła w jego stronę i stanęła kilka centymetrów przed nim. Nie patrzyła ani na to, co robi, ani na jego twarz. Wpatrywała się jedynie w jego plecy. Niall odwrócił się zdezorientowany. Jego mina wyrażała autentyczne zdumienie i skonsternowanie.
- Zayn, powinienem coś zrobić? – zapytał niepewnie.
- Gdybym to ja wiedział. – Brunet podrapał się po głowie, zastanawiając się, o co też może chodzić Jack. Jednak dziewczyna zrobiła krok w tył i znowu spojrzała na Zayna.
Na jej twarzy pojawił się delikatny uśmiech.
Widocznie była zadowolona z tego, co zobaczyła.

***
- Powiedz mi, jak to jest? – odezwał się Niall. Teoretycznie zostało im jeszcze pół godziny drogi do celu. Przez poprzednią godzinę praktycznie żadne z nich się nie odzywało. W przypadku Jack, to było oczywiste. Jednak jeśli chodzi o Nialla, Zayn był zaskoczony. Widocznie dziwne zachowanie dziewczyny zmieszało go do tego stopnia, że dopiero teraz wrócił do pełnej świadomości.
- Jak to jest, co?
- Jak to jest kochać kogoś takiego jak Jack? – Policzki Nialla natychmiast stały się czerwone. Uparcie patrzył przed siebie, żałując, że zadał tak głupie, osobiste pytanie.
Zayn zerknął na niego, a potem na Jack, która obserwowała co chwila zmieniający się krajobraz.
W końcu wzruszył ramionami i po prostu się uśmiechnął.
- To najbardziej pokręcona rzecz w moim życiu. 




  
*_*_*_*_*_*_*_*_*_*_*_*_*_*_*_*_*_*_*_*_*_*_*_*_*_*_*_*_*_*_*_*_*_*_*_*_*_*_*_*_*_

Dziekuję wszystkim, którzy cierpliwie czekali na ten rozdział. Mam nadzieję, że było warto :)

A.