poniedziałek, 15 grudnia 2014

16. Odpowiedź


- Martwię się o nią – powiedział Zayn, wpatrując się we wzory, jakie zdobiły dywan w salonie Josha.
- Jeśli ty się martwisz, to co ja mam powiedzieć? To nie ciebie uderzyła w twarz, a później zachowywała się wyjątkowo dziwnie przez prawie cały tydzień – wyszeptał Josh i nieświadomie dotknął miejsca na policzku, na którym pozostał ślad po ostatnim incydencie.
We wtorek go uderzyła. W środę leżała cały dzień w łóżku. W czwartek wszedł do jej pokoju trochę za późno - zdążyła namalować swoim pisakiem czarne koło, o rozmiarach kierownicy. W piątek przyjechała jego mama, zobaczyć „zamianę” Jack i akurat tego dnia dziewczyna płakała przez kilka godzin. Nikt nie był w stanie zatrzymać jej potoku łez. A dzisiaj przechodzi samą siebie. Na początku stała spokojnie przed oknem w sypialni. Jednak nie minęła godzina, a zaczęła biegać z góry na dół, jakby czegoś szukała, ale za każdym razem zapominała, czego konkretnie. Po dwóch godzinach bezustannego słuchania tupotu jej stóp na schodach i piętrze, zadzwonił do Zayna, czy nie chciałby podzielić jego losu. Nie zdziwił się, gdy otrzymał odpowiedź twierdzącą. Josh żył w przekonaniu, że jego przyjaciel oszalał, a co za tym idzie: Zayn powoli stawał się idealnym kompanem dla Jack.
Podczas swoich bezcelowych wędrówek dziewczyna wywróciła się co najmniej trzy razy. Słychać było, jak potyka się o coś na drodze lub dźwięk upadającego ciała na schodach. Za każdym razem, Zayn zrywał się pierwszy i ratował brunetkę. Ledwo Josh zdążył zareagować na dźwięk, a już jego przyjaciel był tam, żeby pomóc Jack.
Jestem z góry na straconej pozycji, pomyślał, lecz mimowolnie się uśmiechnął. Dziwnie było patrzeć na zakochanego Zayna Malika. Czasami Josh miał ochotę wyjść po cichu, czując się w mieszkaniu bardziej jak intruz niż gospodarz.
Znowu usłyszeli głuchy łomot. Dochodził z korytarza, a jego źródłem z pewnością była drobna dziewiętnastolatka. Nim się obejrzał, Zayn już był na nogach.
- No pewnie – mruknął Josh, ale nie zatrzymał bruneta. Po co? Przecież i tak by go nie wysłuchał. Zayn ostatnio kierował się wyłącznie sercem.

Przykucnął obok niej. Widziała to wyraźnie. Rozpoznawała jego buty, sposób podwijania nogawek spodni, rękę, którą wyciągnął, aby pomóc jej wstać. Mogła nareszcie zobaczyć błysk w oku napotkanych osób, mogła zrobić cokolwiek bez gróźb i krzyków Nicości, więc dlaczego tego  nie robiła? Dlaczego upadała i nie chciała wstać? Coś straciła. Zabijając Nicość, odpłynęła z niej jakaś siła do dalszej egzystencji. To czym była Ona skutecznie podtrzymywało Jack przy życiu. Nie mogła się poddać dopóki dzieliła swoją duszą z Nią. Do tej pory były razem, znienawidzone, lecz nie samotne. Teraz, gdy Jej zabrakło, czuła ciężar spadających na nią nowych obowiązków, czuła  c i ę ż a r  rzeczywistości. Miała także świadomość, że tylko od niej będzie zależało, czy zechce udźwignąć, to co przyniesie los, czy podda się na samym początku. Maraton czas zacząć.
Gotowa, do startu, start!
Wyimaginowany wystrzał niemal rozsadził jej czaszkę.
Jack nie było gotowa biec.

- No dalej! Wstajemy, Jack – powiedział Zayn i mocno chwycił rękę dziewczyny. Brunetka podniosła głowę i spojrzała na niego, jakby zastanawiając się, czy może mu zaufać. Po chwili poczuł, że ściska jego dłoń. Uśmiechnął się szeroko, myśląc, jak wiele radości sprawia mu tak z pozoru niewielka rzecz. Jack z pomocą Zayna, wstała z podłogi i stanęła niepewnie u boku chłopaka. Ten objął ją delikatnie wokół talii i pokierował do salonu, gdzie czekał na nich Josh. Kiedy stanęli przed wejściem do pomieszczenia, Jack wyszarpnęła się z ramion bruneta. Zayn westchnął przeciągle.
- Hej, może już wystarczy na dzisiaj? Usiądź z nami. Musisz trochę odpocząć. – Chciał znowu chwycić ją za dłoń, ale Jack zdążyła odsunąć się jeszcze dalej, a następnie pobiec na schody. Brunet wpatrywał się w nią jak oczarowany. Co z tego, że go ignoruje? Co z tego, że zachowuje się nienormalnie? Co z tego, że jest chora? W tamtej chwili Zayn chłonął widok jej idealnej sylwetki otulonej błękitną sukienką, na którą założyła szary, gruby sweter. Skarpety podciągnięte prawie do kolan. Lekko rozczochrane włosy i te oczy, które wpatrywały się w niego, jakby oczekując wyjaśnień na temat sytuacji, w jakiej się znaleźli.
- Nie wiem, Jack, ale proponuję szukać odpowiedzi razem – szepnął, dopiero po chwili uświadamiając sobie, że powiedział to na głos.
Jack pobiegła do swojego pokoju. Może nie chciała poznać prawdy. 


***
Zayn i Josh siedzieli przy stole w kuchni i rozmawiali na temat powrotu do pracy. Kiedy tylko skończy się przerwa, zaczną się przygotowania do nowego albumu. Nowe teksty, muzyka, nagrywanie, na końcu ogłoszenie trasy koncertowej. Mimo że zostały im jeszcze niecałe trzy tygodnie wolnego, zdawali sobie sprawę, że czas szybko leci i zanim się obejrzą, znowu będą siedzieć do późna w studio, tworząc swoją muzykę. Równie dobrze mogli zacząć myśleć o tym już teraz.
- Wszyscy się zgodziliśmy, że musimy zmienić trochę brzmienie. Nie możemy zanudzać tymi samymi dźwiękami. Potrzebujemy czegoś nowego – tłumaczył Zayn przyjacielowi. Tamten kiwał głową, pijąc gorącą czekoladę.
- Fakt, ale nie wiadomo, na ile pozwoli wam management. No wiesz – Josh wzruszył ramionami i sięgnął po jedno z ciastek ustawionych na szerokim talerzu.
- Nawet nie wspominaj – westchnął znużony brunet. Nie lubił tego tematu. To prawda, że nie mogli o wszystkim sami decydować. Musieli liczyć się ze zdaniem kierownictwa. – Uważam, że zasłużyliśmy na trochę zaufania. Powinni dać nam wolną rękę, przynajmniej w wyborze piosenek do albumu.
- Powodzenia – przyjaciel uśmiechnął się pokrzepiająco i skonsumował kolejne ciastko, równocześnie podsuwając talerzyk z resztą słodyczy w stronę Zayna.
- Dzięki – zdążył odpowiedzieć chłopak. Resztę wypowiedzi przerwał mu dzwonek do drzwi. Josh uniósł brwi, potem zabawnie je zmarszczył i zrobił kwaśną minę.
- Nie w porę, człowieku za drzwiami. Nie w porę – mruknął i poszedł przywitać nieproszonego gościa.
Zayn miał złe przeczucia. Potwierdziły się one, gdy usłyszał wesoły głos Nialla. Potem zaległa cisza. Znowu odezwał się Niall. Teraz Josh. Niall. Ściszone głosy, szuranie stóp rozlegające się w korytarzu. I już byli w kuchni.
- Zayn…-  zaczął Josh i zacisnął usta, jakby tłumiąc złość.
- Cholera, Horan! Co ja ci mówiłem? Porąbało cię, czy jak? – krzyknął zdenerwowany chłopak, wstając z krzesła.
- Dajcie spokój! Robicie z tego jakąś tajemnicę rangi państwowej. Przecież nie wygadam. Spokojnie. Po prostu miałem dość tego biernego obserwowania przez tyle miesięcy. Ja też mogę pomóc – wyjaśnił Niall i założył ręce na piersi. Josh i Zayn spojrzeli na niego wściekli.
- Nikt cię o nic takiego nie prosił! – zarzucił mu Malik.
- Dlatego sam wyszedłem z inicjatywą – prychnął Irlandczyk i oparł się o framugę drzwi. – Problem? – uniósł brwi, najwyraźniej nie rozumiejąc obaw kolegów.
- Tak! – wrzasnęła chórem poirytowana dwójka.
Zapadła ogłuszająca cisza. Niall stał tam, niczym skazaniec, najpewniej żałując swojej decyzji. Natomiast Zayn i Josh starali się ochłonąć. Tego nie spodziewał się ani jeden, ani drugi, ani trzeci. Wszyscy zawiedli siebie nawzajem i czuli się nie swojo, stojąc tam jak kołki.
Zayn minął ich w drzwiach. Zdziwieni powiedli za nim wzrokiem.
- Idę na górę – wyjaśnił i już go nie było.
- Do Jack? – spytał zaciekawiony blondyn.
-Do Jack – potwierdził Josh.

Chodziła po pokoju. Tak naprawdę błądziła. W tej małej przestrzeni, czuła się jak w puszczy. Korony drzew zasłaniały światło. Nie docierało do niej praktycznie nic. Potykała się o kamienie, ściółkę, spróchniałe gałęzie, wystające korzenie, ciernie. Te ostatnie przypominały jej o ostrych paznokciach Nicości, o tym jak wiele razy, była nimi duszona, raniona. Miała ochotę krzyczeć, ale nie było już nikogo, kto by ją tutaj usłyszał. Nikogo. I niczego. Tak myślała.
A potem usłyszała śpiew ptaków. Najpierw jeden głos, potem dołączyły się kolejne, a każdy z nich nucił tę samą melodię. Mimo że nigdy przedtem jej nie słyszała, wiedziała, że to Piosenka o Miłości.
Stawiała coraz większe kroki, czuła zmianę w powietrzu. Już nie błądziła, teraz szła do  c e l u.
- Jack? Nawet nie wiesz, co się teraz dzieje tam na dole. – Usłyszała. Rozglądała się dookoła, wiedziała, że szuka Jego twarzy. Przekroczyła wszystkie przeszkody i w końcu Go ujrzała. Stał tuż obok. Trzymał się pod boki, wyprostowany, dostojny. Jak jedno z tych drzew, które jeszcze chwilę temu mijała. Teraz to wszystko zniknęło. Byli tylko oni i Piosenka w głowie dziewczyny.
Podszedł i podał jej kartkę i długopis.
- Napisz coś – poprosił.
Nie mogła. Trzymała tylko kartkę, czuła ją pod palcami. Bezradna i zdezorientowana wolałaby skulić się na ziemi.
- Jack! Czekam, czekam na ciebie.

Stał i niecierpliwie przestępował z nogi na nogę. Dziwnie było być tak blisko Jack. Czuło się jej obecność tuż obok siebie, mimo świadomości, że tak naprawdę Ona sama mogła być gdzieś daleko. Mieszkała w innym świecie. Po prostu chciał, żeby kiedyś go tam zaprowadziła.
Nagle wpadł na pomysł. Był śmieszny, szalony, nielogiczny i pewnie nie zadziała, ale Zayn postanowił spróbować. Podszedł do dużego okna, za którym niebo było już dawno ciemnogranatowe. Otworzył je szeroko, wspiął się na parapet i odwrócił do dziewczyny.
- Skoczę. Bądź pewna, że skoczę, jeśli nie dasz mi jakiegoś znaku… Jeśli nie jestem ci potrzebny, zrobię to, bo, Jack, przysięgam, że oszalałem. Jestem teraz wariatem i potrzebuję cię bardziej niż ty mnie, czy kogokolwiek innego. Muszę wiedzieć… czy coś dla ciebie znaczę. Proszę – spojrzał na nią ostatni raz i zwrócił spojrzenie ku niebu. Następnie zerknął w dół. Nie było tak wysoko, ale mimo tego, serce zabiło mu mocniej. Wysunął jedną nogę poza krawędź.
I wtedy poczuł, jak coś ciągnie go do tyłu. Jack trzymała chłopaka za koszulkę i patrzyła na niego wielkimi, przestraszonymi oczami. Zayn czuł, jak jego wnętrze rozsadza niepohamowana radość. Zeskoczył z parapetu, chwytając Jack w ramiona.
To, co zrobiła, było jak słowa:
 
„Szukajmy odpowiedzi razem”



*_*_*_*_*_*_*_*_*_*_*_*_*_*_*_*_*_*_*_*_*_*_*_*_*_*_*_*_*_*_*_*_*_*_*_*_*_*_*_*_*_*_*_

Na początek chciałabym podziękować wszystkim, którzy wspierają mnie w tworzeniu IWTBTS. Komentującym tutaj, na wattpadzie, osobom, które piszą do mnie maile, tweetują, czy zadają pytania na asku. Jest to dla mnie coś naprawdę niezwykłego i jestem Wam ogromnie wdzięczna za okazywane zainteresowanie.
Co do rozdziału, to przepraszam, jeśli pojawią się jakieś błędy. Rozdział kończyłam w pośpiechu.
Co do osób, które nie komentują. Nie wiem, co mam napisać. Nie znam Was, bo nie dajecie mi się poznać. Nie wiem, jak mam do Was przemówić, żeby zachęcić do wyrażania opinii. Przepraszam.

Gdybyście chcieli zrobić mi prezent na Święta Bożego Narodzenia...
Byłabym przeszczęśliwa, gdyby udało Wam się przekroczyć liczbę 90 komentarzy. Wiem, że to dużo, ale... byłoby wspaniale :)
Wtedy ja także postaram się dać coś od siebie.

Pozdrawiam
A. xx

wtorek, 11 listopada 2014

15. Czerń



Nazywam się Jack. Mam 19 lat. Nie lubię zapachu spalonych ziemniaków. Nie lubię samotności. Nie lubię dźwięku zamykanych drzwi. Nie lubię się bać. Nie lubię metek na ubraniach. Nie lubię nie mieć rodziców. Nie lubię temperowania ołówków. Nie lubię chorób. Nie lubię ciemnych zakątków. Nie lubię Nicości.
Lubię patrzeć na wirujące drobiny kurzu. Lubię moczyć stopy w zimnej wodzie. Lubię mój niebieski sweter, który dostałam od babci. Lubię spacery. Lubię, gdy Josh gra na perkusji. Lubię czysty dźwięk rozbijającego się szkła. Lubię skrzypiący pod butami śnieg. Lubię zapach pieczonych jabłek. Lubię Zayna.
Można lubić i nie lubić wiele rzeczy. Można kochać i nienawidzić wiele osób.

- Na kogo stawiasz? – zapytał Josh, sięgając po popcorn. Ekran telewizora pochłonęła zieleń murawy, na której, już za parę minut, miały pojawić się dwa zespoły.
- Manchester United.
- Czy ja wiem? Patrząc na skład, dzisiaj obstawiałbym City.
- Rób co chcesz. United wygra i to miażdżącą przewagą – odpowiedział pewnym siebie tonem Zayn i otworzył puszkę coca-coli. Pociągnął z niej duży łyk i oparł się wygodnie o kanapę. Czekał na rozpoczęcie meczu. Życie stało się piękne. Czego więcej było mu trzeba? Jack dwa dni temu wyszła ze szpitala. Jednak, co ważniejsze, nawiązała z nim kontakt. Twarzą w twarz. Wspominał ruch jej ręki, kiedy pisała na kartce papieru. Dokładnie pamiętał całą scenę. Traktował ten dzień, niczym święto narodowe. Trudno było mu myśleć o czymkolwiek innym. Josh zachowywał się podobnie. Tworzyli razem rozentuzjazmowaną drużynę, której hasłem przewodnim stało się: „Poprowadźmy Jack do uzdrowienia!”. Jednak teraz uznali, że czas na zasłużony odpoczynek. Jack zasnęła podczas ich wspólnego wysiłku namówienia jej do zapełnienia kolejnej kartki. Ponieśli porażkę, ale nie martwiło ich to tak bardzo. Wręcz namacalnie czuli zmiany. Jakby coś przestało hamować dziewczynę. Stała się bardziej… człowiecza.
Piłkarze wyszli na boisko. Gra się rozpoczęła. Chłopcy uważnie śledzili poczynania zawodników. Zapowiadał się zacięty pojedynek.

Ostrzyła noże. Lśniące powierzchnie odbijały kształt księżyca. Ciche pobrzękiwanie towarzyszyło Jack, kiedy przemywała broń. Cisza wokół. Siedzi na pustyni, otoczona niczym i wszystkim. Czuła, że to już czas. Czas zamordować Nicość.
W czarnej sukni i w czarnym welonie, szła przez swój świat, tworząc jednoosobową procesję. Niosła ze sobą noże, którymi chciała pozbawić Upadłą Królową życia. Jej serce biło jak oszalałe, gdy zbliżała się do Jej łoża. Czy potrafi to zrobić? Musiała. Musiała. Musiała.
Zobaczyła straszną twarz. Poczuła, że coś mrozi jej ciało. Ona dalej tam była. Mimo wszystko, zdolna do wielu rzeczy. Niebezpieczna.
Schowała ostrza i podeszła bliżej Nicości. Nachyliła się nad Jej ciałem. Usłyszała świszczący oddech.
- Zestarzałaś się.
Nicość nie otworzyła oczu. Westchnęła i skrzywiła się z obrzydzenia. Była cała pomarszczona.
Jack pomyślała, że potwór chyba stworzył kolejne monstrum. Skoro była gotowa zabić Nicość, czy będzie lepsza od Niej? Przełknęła ślinę i wtedy oczy Królowej się rozwarły. Przekrwione duże oczy. Jack momentalnie odsunęła się od kreatury. Pomarszczona ręka powędrowała w stronę, gdzie dziewczyna teraz stała. Zobaczyła jak Jej palec powoli zgina się, dając znak Jack, żeby podeszła. Brunetka wstrzymała oddech i znowu się zbliżyła do łóżka umierającej. Ich spojrzenia się skrzyżowały. Z oczu Jack trysnęły łzy. Miała być silna. Ale nie jest. Przybliżyła się jeszcze bardziej. Przytknęła swoje ucho do ust Nicości. Jej włosy kaskadą spłynęły na cuchnące ciało. Królowa otoczyła ramieniem Jack.
-Wychowałam cię. Idź, dziewczynko – Usłyszała. Poczuła jak spalone od bezlitosnego słońca pustyni wargi Nicości dotykają jej policzka. Poczuła pocałunek. Poczuła także chłód ostrza, ocierającego się o jej kostkę. Sięgnęła do buta i wyciągnęła stamtąd nóż. Podniosła głowę, równocześnie unosząc wysoko zabójczą broń. Z impetem wbiła ją w przerażone ciało Nicości. Wysunęła ostrze i ponownie wycelowała w kolejną partię Jej ciała. Dźgała na oślep. Łzy zasłaniały jej widok konającej. Nicość wydała tylko jeden jęk, po czym zmarła. Taki był koniec. Taki był finał.
- Babciu! – wykrzyknęła Jack i spojrzała na trupa. Teraz dostrzegła, co stworzyła. Co ciągnęło ją do Nicości, mimo nienawiści, jaką ją darzyła. Co sprawiało, że za każdym razem ulegała Królowej, że jej wierzyła, że się poddawała. Przebiegła, przebiegła Nicość. Pochłonęła jej wspomnienia i wymieszała je ze sobą. Tak przebrana, manipulowała Jack. Lecz dziewczyna w końcu zrozumiała.
- Babciu, uwolniłam cię.

- Nic nie mów.
- Ale…  - Zayn zaprotestował, po czym wybuchnął  śmiechem. Nie jego wina, że United właśnie wygrywało 4:1.
- Stary, stary, stary! Mecz się jeszcze nie skończył – Josh uniósł zabawnie brwi i otworzył kolejną paczkę chipsów.
- No tak. Dziesięć minut. Wszystko się może zdarzyć – wywrócił oczami. Kontynuowali oglądanie, do czasu, gdy usłyszeli hałas na górze. Jack musiała się obudzić. Jednak dziwne, że cokolwiek robiła, robiła to głośno . Zazwyczaj z jej pokoju nie dochodziły żadne dźwięki. Tym razem słychać było tupot jej stóp oraz pojękiwania zawiasów.
- Chyba otwiera starą szafę. Strasznie skrzypi – stwierdził Josh i wstał. Obejrzał się jeszcze raz, rejestrując kątem oka niezmienny wynik meczu i ruszył na górę.
- Iść z tobą? – zaproponował brunet.
- Dam sobie radę – Zayn wzruszył ramionami i wrócił do oglądania. Jednak nie mógł się skupić, ponieważ jego myśli znowu zaczęły krążyć wokół Jack.
„To już zakrawa na obsesję.”, pomyślał i sięgnął po chipsa. Na co teraz czekał? Już nie na wygraną jego drużyny, ale na to, kiedy Josh zawoła go na górę. Jeśli tego nie zrobi… to on i tak tam w końcu pójdzie.

Josh wszedł do pokoju, obawiając się najgorszego. Widział już dużo rzeczy, był świadkiem wielu wydarzeń z nią w roli głównej. Naprawdę nie potrafił przewidzieć, co Jack zrobi następnym razem. Tak było i teraz. Światło było włączone. Po pokoju biegała zaaferowana dziewczyna. Już dawno nie widział jej takiej… pełnej energii. Śledził wzrokiem poczynania Jack. Najpierw szperała w swoich ubraniach. Wyciągnęła czarną sukienkę i przycisnęła ją do ciała. Przebiegła pokój i znalazła się tuż przy oknie, patrząc na swoje odbicie. To wszystko było takie dziwne. Rzuciła ubranie na podłogę i znowu podbiegła do szafy i tak w kółko. Wyjmowała coraz to nowe rzeczy. Wszystkie były czarne. Nie wiedział, czy szuka czegoś konkretnego, czy…
- Może pomogę? – odezwał się i wreszcie Jack zwróciła na niego uwagę. Przekrzywiła głowę i zmarszczyła brwi, jakby zapomniała, kim jest ten chłopak naprzeciwko niej. Jednak po chwili straciła nim zainteresowanie i wróciła pod okno. Chwyciła w ręce suknię, buty oraz kapelusz i wyszła, mijając Josha. Tak po prostu. Po chwili oszołomienia, odwrócił się, jednak Jack znikała już za drzwiami łazienki.
- Co jest? – usłyszał głos Zayna i dopiero teraz uświadomił sobie, że chłopak stoi obok niego.
- To… jest dziwne. Umarł ktoś ostatnio?
- Ktoś na pewno.
- Mam na myśli, z naszego otoczenia – Machnął ręką w bliżej nieokreślonym kierunku. Zayn zastanowił się przez chwilę.
- Nie przypominam sobie, a co?
- Bo Jack chyba szykuje się na pogrzeb – spojrzał na przyjaciela. Byli pełni obawy. Nie wiedzieli, co zaraz się wydarzy. Z pozoru niewinna przebieranka dziewczyny, może przerodzić się w coś poważnego. Czekali w napięciu, aż brunetka pojawi się w korytarzu. Po dziesięciu minutach, zobaczyli, jak klamka się porusza. Chwilę później z łazienki wyszła Jack.
- Co do jasnej… - zaczął Josh, ale nie był w stanie dokończyć. Nie rozumiał. Nic nie rozumiał i mógł się założyć, że tak samo skonsternowany jest teraz Zayn.
Dziewczyna była ubrana w całości na czarno.
Czarna koronkowa sukienka sięgała jej kolan.
Czarne półbuty, związane były czarnymi sznurówkami.
Czarny kapelusz przykrywał jej twarz.
Twarz, na której czarnym flamastrem, zostały wymalowane ogromne, czarne łzy.
- Sformułowanie: „czarno to widzę”, chyba zostało stworzone specjalnie na tę okazję – spróbował zażartować Zayn, jednak w głębi duszy czuł się wyjątkowo nieswojo. Ta dziewczyna była nie tylko tajemnicza i piękna. Była także niesamowicie przerażająca. Przełknął ślinę, bojąc się nawet kiwnąć palcem, w obawie przed tym, co ma się wydarzyć. Obydwaj woleli, żeby to ona zrobiła pierwszy krok. Nie musieli długo czekać. Jack drgnęła i ruszyła z powrotem do pokoju. Zszokowana dwójka zrobiła to samo. Stali ramię w ramię, czekając. Zwyczajnie pozwalając jej działać. Dziewczyna trzymała w ręku flamaster, którym wcześniej wykonała swój osobliwy makijaż. Stanęła przed jedną ze ścian i przycisnęła do niej koniec pisaka.
- Jack – chciał jej przerwać Josh, lecz Zayn położył mu rękę na ramieniu.
- Czekaj. Daj jej napisać to, co chce. Zawsze można zamalować ścianę. Jeśli jej przerwiemy, nigdy się nie dowiemy, co chciała nam przekazać.
To brzmiało wystarczająco przekonywująco, żeby Josh odpuścił. Patrzyli jak brunetka powoli rysuje znaki. Po chwili były to już słowa.
„Jesteście zaproszeni na pogrzeb Nicości.
Jack. Jack. Jack. Jack. Jack. Ja”
Zanim napisała kolejne „Jack”, Josh już był przy niej. Położył jej ręce na ramionach.
- Już wystarczy. Spokojnie – powiedział i chciał zabrać jej flamaster z rąk. Jack wysunęła się z lekkiego uścisku chłopaka i spojrzała na niego z wyrazem oburzenia na twarzy. Już tak dawno przestała okazywać emocje, że Josh nie mógł w to wszystko uwierzyć. Jednak nie spodziewał się także reakcji, która nastąpiła zaraz po tym. Dziewczyna wymierzyła Joshowi policzek. Chłopak wstrzymał oddech. Chwycił się za twarz w pulsującym miejscu. Nie było to może mocne uderzenie, ale od kiedy jego delikatna kuzynka używa przemocy? Co się stało? Zażenowany do granic możliwości odszukał wzrokiem Zayna. Brunet wyglądał jakby przed chwilą zobaczył ducha. Może tak było, bo dziewczyna stojąca przed nimi z pewnością nie zachowywała się jak Jack, którą znali. Zayn wyrwał się z osłupienia dopiero, gdy zobaczył, że postać ubrana na czarno powoli osuwa się na ziemię. Przypominała mu w tamtym momencie kruchy kwiat, który ugiął się pod zbyt mocnym powiewem wiatru. Podbiegł do dziewczyny i mocno ją chwycił. Trzymał przy sobie swój czarny okruch szczęścia i bał się, że jeśli tylko go wypuści, to straci go bezpowrotnie.

Jack była zagubiona. Odkąd zabrakło Nicości, czuła jakby zabrakło jej także powietrza. Z trudem radziła sobie z nową rzeczywistością. Z nowym spojrzeniem na świat. Nie przez warstwy obojętności jak do tej pory. Wyszła na zewnątrz, bezbronna niczym noworodek. Wystawiona na łaskę innych. Po raz pierwszy od długiego czasu doznała intensywności wszystkich uczuć. Wszystko w niej eksplodowało.
Poczuła jak traci równowagę. Poczuła, jak ktoś ją łapie. Poczuła się bezpieczna. Poczuła, że to Zayn.




*_*_*_*_*_*_*_*_*_*_*_*_*_*_*_*_*_*_*_*_*_*_*_*_*_*_*_*_*_*_*_*_*_*_*_*_*_*_*_*_*_*_*_

Bardzo Wam dziękuję za wszystkie komentarze!! Mam nadzieję, że rozdział się spodoba. Mam również nadzieję, że i tu pojawią się komentarze. To śmieszne, ale pod postami, w których wyrażam swoje niezadowolenia jest zawsze najwięcej komentarzy. Mam to rozumieć, że lubicie komentować najbardziej, kiedy jestem na Was wściekła? ;) Wiem, że znowu późno, ale to już taki mój brzydki zwyczaj. Do następnego! xx
A.

poniedziałek, 6 października 2014

14. Szpitalne łóżko



- Wiem, że potrafisz.  Proszę.
To nie jest takie proste.
- Chociaż miej to przy sobie. Może zmienisz zdanie.
Chciałabym, żeby to ode mnie zależało.
- Popatrz. Mam w ręce mnóstwo kartek zapisanych przez ciebie. Nikt cię do tego nie zmuszał. Zrobiłaś to z własnej woli. Ja i Josh wiemy, że z tego wyjdziesz. Jack, nie czujesz, że to może być już wkrótce? Nie tylko my zauważyliśmy zmiany. Cała twoja rodzina troszczy się o ciebie i też widzą, że coś się dzieje, że to „coś” w tobie się kruszy. Nie zostawiaj tak tego. Napisz coś jeszcze. Przy mnie.

Co trzyma człowieka tak blisko drugiej osoby? Co sprawia, że zwykle zaprzątnięty błahostkami dnia codziennego chłopak, staje się nagle samotnikiem, którego myśli ogarnęło jedno pragnienie? Nie ma wyjaśnienia dla tych wszystkich przemian, za które odpowiedzialna jest miłość, troska, cierpienie, czy jakiekolwiek inne silne uczucie. Wszyscy tak samo, bez wyjątku, zostają zmienieni. Na zawsze i nieodwracalnie. Ktoś szkicuje, kreśli  na  kartach ludzkich dusz różne obrazki, z których czasem powstają pełne historie. Nie ma jak się temu przeciwstawić. Ludzie są wystawieni na działania innych przez całe życie. Dlatego siedzącemu obok szpitalnego łóżka chłopakowi, było tak trudno odejść. Dlatego było tak trudno się poddać. Dziewczyna leżąca na tam, zajęła prawie całą podświadomość Zayna. Nie było mocy, która mogłaby go odciągnąć od Jack. Po tym wszystkim czuł, że w jakiś sposób przynależy do niej i że było to coś nowego. Z jednej strony przerażenie i poczucie ograniczonej swobody, z drugiej niesamowita radość. Kim się stawał, siedząc godzinami w sali nr 27? Może ona odpowie mu na to pytanie pewnego dnia. 

A co jeśli widzi się światło w tunelu, ale jakaś część niej, czuje, że tam już nie ma miejsca, dla kogoś takiego? Co jeśli ta jedna myśl, odpycha ją od rzeczywistości? Patrzyła dookoła, wokół świata, w którym żyła. Jaki był okropny!  Mimo to, czuła się bezsilna i niezdolna do pozostawienia tej części swojego „ja”. Ważnej, lecz niebezpiecznej.
 Nicość była jak szkło, które pewnego dnia wbiło się głęboko w stopę. Najpierw ból był do wytrzymania, więc nie zatrzymała się, by je wyciągnąć, ale szła dalej i dalej, aż było za późno, aby dało się interweniować. Szkło przestało być obcym ciałem i stało się jednością. Przyrosło do Jack. Nicości nie ma bez niej. Jej nie ma bez Nicości. Czemu czuła, że to nieprawda?
Umierasz?
Prawie. Z twojej winy.
Nie zasługujesz na lepszy los.
Dobrze wiesz, że mówiąc o mnie, mówisz o sobie. Patrzysz na własną śmierć – wydusiła Ona. Z jej ust wypłynęła strużka krwi.
Nicość już nie tańczyła, nie śmiała się, nie drwiła.
Leżała, leżała przykuta do łóżka z kolców róż.
I ledwo oddychała.

***
Zayn nie mógł wiecznie przebywać w szpitalu. Po pierwsze – był człowiekiem, a każdy normalny przedstawiciel tego gatunku potrzebuje jedzenia i picia. Po drugie, drzemki na plastikowym krześle źle wpływały zarówno na jego kręgosłup jak i samopoczucie. Po trzecie, obiecał spotkać się dzisiaj z chłopakami. Chcieli omówić kilka kwestii dotyczących przyszłego albumu. W końcu urlop zespołu kończył się za miesiąc. Poza tym, nie widział się z nimi dość długo i wiedział, że było to nieuprzejme z jego strony. Byli dla niego jak rodzina, dlatego tym bardziej czuł wyrzuty sumienia z powodu ich notorycznego zaniedbywania.  Wstał z krzesła, po czym się przeciągnął. Jego stałymi rozrywkami ostatnich dni, stały się czytanie gazet, książek, bawienie się telefonem i gapienie się na Jack. Josh mimo ciągłych prób przekonania przyjaciela do zmiany otoczenia, musiał się pogodzić z widokiem bruneta praktycznie za każdym razem, kiedy wchodził do sali.
Zayn w ciągu tych kilku dni spotkał praktycznie większą część rodziny Josha i Jack. Przychodzili mniejszymi grupkami i za każdym razem wyglądali na tak samo zdumionych widokiem obcego chłopaka, w którym po pewnym czasie dostrzegali członka grupy One Direction. Wszyscy starali się być uprzejmi, ale czuć było jakieś napięcie wiszące między nimi. Może było to spowodowane przebywaniem kogoś spoza „kręgu” wraz z Jack. A może wstyd, że to Zayn więcej poświęcał czasu biednej dziewczynie niż jej własna rodzina. Opuszczając pokój, chłopak zawsze słyszał rozchodzące się po korytarzu, gorączkowe szepty, które przypominały mu rozsypane przez kogoś szklane kulki, które tak trudno później złapać i policzyć, czy wszystkie znowu są razem. Po każdej takiej wizycie prosił Josha, żeby przypomniał rodzinie, jak ważne jest zachowanie całej tej sprawy w tajemnicy. Jak dotąd szło nieźle. Zero akcji z fotoreporterami. Zero wiadomości o dziwnych wypadach Zayna Malika. Zero zera. Idealnie. Szkoda tylko, że tym samym określeniem można było opisać zachowanie Jack w ostatnich dniach. Nie ważne jak bardzo się starał i jak wiele czasu poświęcał na przebywanie z nią. Dziewczyna nic nie robiła sobie z jego obecności. Tak jakby nie istniał. Nie miał pojęcia w jaki sposób powinien to interpretować. Czy nie chciała jego towarzystwa? Była zła? Czy wręcz przeciwnie, potrzebowała kogoś przy sobie, bo w jej „wnętrzu” jak zawsze, toczyła się walka? Zayn marzył, żeby mieć choć nikłe pojęcie o tych wszystkich sprawach związanych z umysłami chorych psychicznie, by móc przynajmniej w części przewidzieć, co się stanie lub jakie podjąć środki, żeby osiągnąć, to o czym pragnęła każda osoba związana w jakiś sposób z Jack. Jej przypadek był inny, zresztą można tak chyba powiedzieć o każdym cierpiącym na jakąś chorobę psychiczną. Do pacjenta z zaburzeniami, należało podchodzić inaczej. To nie było przeziębienie, na które ma się sprawdzony przepis. To była choroba umysłu, ducha. Nie takie proste, jak mogło się wydawać komuś z boku.
- Wiesz, nie zawsze jestem taki cierpliwy i wyrozumiały  – odezwał się Zayn, składając gazetę na pół i kładąc ją na stoliku obok Jack. - Siedzę tu, czekam na choćby jeden twój ruch, sygnał, ale nic się nie dzieje. Może na początku to i trochę odprężające, ale po paru dniach, człowiek czuje się jakby siedział na niewiarygodnie twardym kamieniu przez rok i, proszę cię, jeśli nie przemawia do ciebie idea napisania lub przemówienia do mnie, to zlituj się chociaż nad moim tyłkiem, bo, zapewniam cię,  za dwa dni będzie zupełnie płaski.
- Nie wiem, czy to ją przekona – usłyszał śmiech, więc odwrócił się w tamtą stronę. Przy drzwiach stała młoda pielęgniarka, trzymając tacę pełną różnych środków, których zawartość była dla niego wielką niewiadomą.
- Kto wie? Warto było spróbować, bo co jeśli ona jest z tego rodzaju ludzi, którzy oceniają innych wyłącznie na podstawie wyglądu? Sądzę, że mógłbym wiele stracić, gdyby mój tył wyglądał jak deska snowboardowa.
- Co racja, to racja – przyznała mu kobieta i minęła go w przejściu. Zabrała się za sprawdzanie aparatury przy Jack. – Jak tam, kochana? Mam nadzieję, że czujesz się już lepiej.
Zayn przypatrywał się przez chwilę czynnościom wykonywanym przez pielęgniarkę i myślał, czy te wszystkie lekarstwa w ogóle działają. On nie zauważył poprawy, jednak miał głęboką nadzieję, że taka nastąpiła.
- Do zobaczenia – powiedział.
- Do widzenia – dziewczyna odwróciła się w stronę bruneta, jednak zorientowała się, że pożegnanie było raczej skierowane do pacjentki leżącej na łóżku niż do niej. Zaczerwieniła się. Pomyślała, jak to jest możliwe, że ta tajemnicza dziewczyna o długich, brązowych włosach, zdobyła coś, o czym ona sama od zawsze marzyła? Bezinteresowną miłość.
Imponował jej ten zdeterminowany chłopak o oliwkowej skórze. Miała nadzieję, że pewnego dnia, los się do niego uśmiechnie. Naprawdę należało mu się.
- Postaraj się. Postaraj się jeszcze bardziej  – szepnęła do ucha Jack.

***
Wszedł do klubu, mrużąc oczy. Na zewnątrz było już ciemno, natomiast tutaj, ledwo przekroczył próg, a kolorowe światła rozpoczęły gwałtowny taniec na jego twarzy. Wszyscy mienili się tysiącami barw. Zayn starał się jak najszybciej odnaleźć grupkę przyjaciół. Kiedy ich w końcu namierzył, skierował swoje kroki w tamtą stronę.
- … Powiedziałem im, że mają się odwalić. W tamtej chwili, czułem, że tracę kontrolę i byłem gotów im nieźle dołożyć – Chłopak stanął naprzeciwko znajomych, uśmiechając się lekko, usłyszawszy fragment opowieści Louisa.
- Chciałbym to zobaczyć – odezwał się, a spojrzenia wszystkich powędrowały w jego stronę.
- Ale co? – zapytał zdezorientowany Lou, zgubiwszy wątek, po przybyciu Zayna.
- Jak tracisz kontrolę…  - zaczął brunet, naśladując wzburzony ton kumpla.
- Dobra, siadaj. Ciekawy jestem, jak ty byś zareagował, gdybyś po raz setny w tym miesiącu musiał użerać się z żądnymi krwi paparazzi – jęknął Louis i przesunął się, robiąc miejsce Malikowi. – Swoją drogą, jak to się dzieje, że nigdzie o tobie nie słychać? Zdradź swój sekret. Mam do zaoferowania więcej forsy niż na to wyglądam.
Grupka wybuchła śmiechem. To fakt, że Zaynowi wiodło się nie najgorzej, jeśli chodzi o unikanie wszelkich afer. Jednak jakim sposobem udało mu się to osiągnąć, nie miał zamiaru zdradzać.
- Polecam zorientować się, gdzie jest najbliższy schron i udać się tam, uprzednio zaopatrując się w prowiant- zażartował, łatwo odwlekając dyskusję na temat jego rzeczywistego pobytu.
Rozejrzał się po zebranych. Oprócz piątki przyjaciół, zauważył kilka znajomych twarzy z ekipy. Wszyscy trzymali w rękach jakieś napoje i przekrzykiwali się nawzajem. Na pewno większość nie powinna już wsiadać za kółko. Wokół panował ogólny harmider. Zaynowi rzuciło się, jak bardzo różni się to miejsce od otoczenia w jakim ostatnio przebywał. Znowu poczuł dziwną chęć powrotu do Jack.
- Halo, Zayn! Tutaj reszta świata  – krzyknął Liam. Brunet otrząsnął się i uśmiechnął przepraszająco do pozostałych.
- Człowieku, poświęć chwilę swoim starym, dobrym przyjaciołom. Nie dość, że w ogóle się nie kontaktujesz, to kiedy w końcu udaje się nam ciebie gdzieś wyciągnąć, odlatujesz przy pierwszej lepszej okazji – Od tych słów Harrego, rozpoczęło się narzekanie wszystkich, jaki to Zayn stał się nietowarzyski. Zarzucali mu, że znika, że się nie udziela. Niby każdy komentarz wypowiedziany był w formie żartu, ale poczuł się nagle atakowany ze wszystkich stron bez możliwości obrony.
- Dobra, dobra, ludzie, on ma swoje powody! – wymamrotał Niall. Mimo że powiedział to dość cicho, zdołało to zwrócić uwagę większości.
- Jakie? Co takiego? – Wszyscy bez wyjątku odwrócili się w stronę blondyna, którego trzeźwość, Zayn postawił by pod znakiem zapytania. Spiął się na myśl o tym, co mógłby wyjawić Niall.
- Chodzi o… - Irlandczyk uśmiechnął się chytrze i wystawił palec ku górze. -  s e k r e t!
Grupa zaczęła się śmiać z zachowania chłopaka. Wszyscy najwyraźniej uznali, że Niall jest raczej bezużyteczny. Popatrzyli znowu na Zayna, jednak ten przybrał wyraz rozbawienia na twarzy i pokiwał głową.
- Tak, sekret. Pracuję dorywczo jako kucharka Nialla. Możemy przestać zwracać uwagę na pijanego Horana? – zaśmiał się. Jeszcze kilka minut temu planował, żeby się wcześniej urwać, jednak teraz zrozumiał, że musi przypilnować Nialla. Nie mógł pozwolić, żeby ten wyjawił prawdę.
Z klubu wyszli dopiero o piątej rano.

***                                                                                                                              
Szedł korytarzem. Białe ściany przytłaczały go, a jednocześnie wprowadzały w dziwny stan, którego nie potrafił wyjaśnić. Stawał się na wpół nieobecny. Myślami był już w świecie Jack. W świecie, do którego nie dawno nie miałby wstępu. Spędzając z nią tyle czasu, coraz więcej rozumiał i widział. Dostrzegał rzeczy, z których wcześniej nie zdawał sobie sprawy.
Był inny i tą innością chciał dostać się do serca Jack.
Wszedł powoli do pokoju, uprzednio pukając. Czynność na pozór bezsensowna, stała się rytuałem pełnym napięcia. Co jeśli kiedyś usłyszy ciche „Proszę”? Zobaczył ją opartą o poduszki i patrzącą na ścianę naprzeciwko. Był to powszechny obraz. Chciał zmian, a nie „tego”.
- Cześć, Jack.
Odwróciła głowę. Zayn poczuł, jak na jego twarzy wykwita uśmiech. Pierwszy raz od kilku dni, zwróciła na niego uwagę.
- Fajnie, że w końcu mnie zauważyłaś.
Widzę cię zawsze.
Wyciągnął z kieszeni złożoną dzisiejszą gazetę i usiadł na krześle. Westchnął ociężale i zaczął czytać. Nagle coś przyciągnęło jego uwagę do szpitalnego łóżka. To Jack wyciągnęła rękę, żeby sięgnąć po leżącą na stoliku czystą kartkę. Na pościeli położyła już długopis. Zayn powoli złożył dziennik, czując, że ta chwila nie może być przerwana żadnym gwałtownym ruchem. Wstał i niemal drżący podszedł bliżej Jack. Dziewczyna do tego czasu chwyciła długopis do ręki i zaczęła kreślić linie na papierze. Chłopak wstrzymał oddech. Pisała… pisała do niego. Czuł, że to wyobraźnia płata sobie z niego figle. Jednak realność wszystkiego dookoła, pozwalała mu wierzyć, że to się dzieje naprawdę. Zobaczył jak po policzkach Jack spływają łzy. Jedną ręką ocierała słone krople z twarzy, a drugą niepewnie coś zapisywała. Sekundy wydawały się długie niczym godziny. Zatrzymali się w czasie i przestrzeni. Tylko oni. Jack i Zayn.
Skończyła. Odłożyła długopis, chwyciła pewniej kartkę i odwróciła głowę w stronę Zayna. Wyciągnęła rękę, w której trzymała wiadomość do niego. Brunet przez chwilę znieruchomiał, oszołomiony jej bezpośrednim spojrzeniem. „Wspaniała” to było słowo, jakim opisałby Jack w tamtej chwili. Delikatnie wysunął kartkę z rąk dziewczyny.
- „Dziękuję. Bardzo się staram.” – przeczytał, a jego głos załamał się pod koniec. Nie mógł tego znieść. Widział, że cierpi, walcząc ze swoją chorobą. Chciałby, żeby to wszystko było dla niej łatwiejsze, ale nie był w stanie jej tego zapewnić. Ta niemoc okropnie bolała. Zdławił płacz i spojrzał na Jack, w jej piękne, przejrzyste oczy.
- Przecież wiem. Wszystko wiem. Bo ja cię, cholera, kocham.




*_*_*_*_*_*_*_*_*_*_*_*_*_*_*_*_*_*_*_*_*_*_*_*_*_*_*_*_*_*_*_*_*_*_*_*_*_*_*_*_*_*_*_

Przepraszam za lenistwo, ale mam dziwne wrażenie, że większość czytelników powinna przeprosić za to samo.
A.