Zayn leżał w swoim łóżku, wykończony ostatnimi nagraniami.
Dzisiaj oficjalnie zakończyli prace nad nowym albumem. Nie miał nawet siły,
żeby cieszyć się razem z innymi. Mimo tego poszedł na imprezę zorganizowaną
przez ludzi pracujących przez ostatnie miesiące, aby płyta powstała. Wytrzymał
może godzinę i dyskretnie wymknął się na zewnątrz, uprzednio dzwoniąc po
taksówkę. Menadżer oznajmił im dzisiaj, że będą mieli pięciomiesięczną przerwę
na zregenerowanie sił. To była dla Zayna dobra wiadomość. Tak, kochał tych
chłopaków i traktował ich jak braci, ale nagle zdał sobie sprawę, że jego
hierarchia wartości uległa niewielkiej zmianie. Musiał dodać do niej pewną
osobę, która stała się dla niego niezwykle istotna. Dlatego też potrzebował
więcej czasu, aby ona mogła zrozumieć, jak bardzo mu zależy.
Teraz odpoczywał, skryty w swoim pokoju. Czuł się choć na
chwilę odcięty od świata i było mu z tym dobrze. Wiedział, że długie bezczynne
siedzenie nie leży w jego naturze, jednak od czasu do czasu lubił pobyć sam. Rozmyślał
nad tym, co stało się niespełna miesiąc temu. Jack trafiła do szpitala. Josh
bardzo się martwił, nie potrafił się na niczym skupić. On go rozumiał. Pamiętał
jaką poczuł ulgę, kiedy okazało się, że to nic poważnego, że ona z tego
wyjdzie. Jednak tym co najbardziej go zdumiało w tamtych dniach, była ukryta
wiadomość od Dawnej Jack… Tak, tak właśnie nazywał tę dziewczynę, która skrywa
się w zakamarkach swojej duszy. Wierzył, że ją stamtąd wydostanie. Westchnął po
raz kolejny tego dnia. Nie wiedział co ma robić. Nie miał żadnego magicznego
planu na ocalenie kuzynki Josha, a bardzo by chciał takowy posiadać. Odwiedzał
ją coraz częściej. Niall dał mu spokój i
tylko uśmiechał się trochę wymuszenie, kiedy po raz wtóry Zayn wymykał się z
mieszkania. Jednak to wszystko nie miało widocznych rezultatów. Brunet
zastanawiał się skrycie, czy rzeczywiście podjął dobrą decyzję. Jak niby może
ją uratować? „Nie jestem specjalistą. Nie wiem jak można jej pomóc.” pomyślał. Mimo
tych wątpliwości nie chciał rezygnować. Po pierwsze zawiódł by siebie i Josha,
po drugie Jack nie jest mu obojętna. Bardzo pragnął, aby jego uczucia do tej
dziewczyny ograniczyły się tylko do chęci pomocy w powrocie do zdrowia, ale nie
potrafił. Z każdym dniem wydawało mu się, iż grzęźnie w czymś z czego nie uda
mu się już nigdy wydostać. Nawet przed samym sobą nie przyznawał się do tego,
że na widok Jack jego serce zaczyna bić mocniej, że kiedy spojrzy w jej oczy
jest gotowy zrobić wszystko by ją uratować. Chciał stać się dla niej kimś ważnym,
chciał być jej obrońcą, gotowym by ją ocalić w każdej chwili. Jedyne co dawało
mu nadzieję, to ten rysunek, który wykonała z myślą o nim.
Josh pomyślał, że jeszcze chwila a Zayn się do nich
przeprowadzi. Z jednej strony śmieszyło go to, z drugiej, martwiło. Widział jak
przyjaciel patrzy na Jack i domyślał się, że to nie jest tylko „pomaganie”. Dziewiętnastolatek
praktycznie nawiedzał ich codziennie. Tak jak zawsze siadał obok dziewczyny,
uśmiechał się, wyciągał pierwszą lepszą książkę i czytał. Czasami Josh
przyłapywał chłopaka na tym jak wpatruje
się w Jack przez całe minuty. Czuł, że nawet gdyby teraz zabroniłby mu
przychodzenia tutaj, Zayn by to zignorował. To było jasne, że on się w niej
zakochuje. Ta myśl nękała Josha od kilkunastu dni. Miał świadomość, iż Jack
jest, krótko mówiąc, bardzo atrakcyjna, ale trzeba spojrzeć prawdzie w oczy, jego
kuzynka ma zaburzenie psychiczne. Samo to nie wróżyło niczego dobrego. Josh żył
w przeświadczeniu, że przyjmując pomoc Zayna, zniszczy mu życie. Jego
rozmyślania przerwał telefon. Odebrał połączenie i momentalnie jego twarz
rozpromieniła się, gdy usłyszał głos matki.
- Josh, dzwoniłam do tego terapeuty. Zgodził się. Podałam mu
twój adres i numer telefonu. Proszę cię bądź dla niego miły, podobno to świetny
specjalista. Umówcie się jak najszybciej na pierwszą wizytę. Ty chyba najlepiej
wiesz, jak bardzo zależy nam na czasie. Z Jack może być coraz gorzej…
- Wiem, mamo – przerwał jej chłopak. Nie chciał sprzeciwiać
się matce, ale stracił nadzieję, że jakiś lekarz potrafi pomóc Jack. Było ich
już tylu.
- Może lepiej będzie, żeby wtedy ten Zayn nie przychodził?
Mam nadzieję, że rozumiesz o co mi chodzi. Ten pan mógłby się poczuć urażony,
że bardziej wierzymy w umiejętności chłopaka nie mającego pojęcia o leczeniu
niż w prawdziwego profesjonalisty – jej głos zabrzmiał trochę niepewnie. Sama
nie wiedziała, czy to dobry pomysł. Przyjaciel Josha dał nadzieję całej
rodzinie na wyzdrowienie Jack, jednak chyba nic więcej nie zdoła zrobić.
- Zastanowię się. Znasz moje zdanie. Wolę wizyty Zayna niż
jakiegoś obcego faceta – odburknął Josh lekko zirytowany sugestiami kobiety.
Chyba nikt nie zaprzeczy, że dotychczas, to ten dziewiętnastolatek zrobił
więcej podczas kilku tygodni niż jakikolwiek terapeuta wciągu tych wszystkich
lat.
Kiedy zakończyli rozmowę, Josh oparł głowę o ścianę kuchni i
potarł ręką czoło. Ciężko mu było dyskutować na ten temat z matką. Mimo
wszystko chłopak nie miał zamiaru wyganiać Zayna. Oczywiste, że bardziej ufał swoim
przyjaciołom niż lekarzom, którzy tak wiele razy ich zawiedli. Uspokoiwszy się, Josh wstał i ruszył w stronę
wieszaka na ubrania. Zgarnął płaszcz, prędko założył buty i wyszedł cicho
zamykając za sobą drzwi. Musiał coś odebrać i nie bał się opuścić mieszkania,
ponieważ wiedział, że razem z Jack jest On… a jemu ufał.
„(…) Jeśli chcesz mieć przyjaciela, oswój mnie!
- Jak to się robi? – spytał Mały Książę.
- Trzeba być bardzo cierpliwym. Na początku siądziesz w
pewnej odległości ode mnie, ot tak, na trawie. Będę spoglądać na ciebie kątem
oka, a ty nic nie powiesz. Mowa jest źródłem nieporozumień. Lecz każdego dnia
będziesz mógł siadać trochę bliżej…”*
Zayn przerwał czytanie i spojrzał na Jack. Nie wiedział już,
który raz czyta jej tę książkę. Uśmiechnął się pod nosem, widząc jak ta spokojnie
buja się w fotelu. Był pewny, że go słucha. Miał wrażenie, że każde kolejne
zdanie coraz bardziej zbliża ich do siebie.
- Wiesz co chcę ci przez to powiedzieć? – odezwał się.
Oderwał głowę od twardej ściany i przeczesał swoje ciemnie włosy ręką.
Oczywiście, nie uzyskał odpowiedzi. – Ty jesteś Lisem, a ja Małym Księciem. Chcesz,
żeby cię oswoił, prawda? Zrobię to, bo pragnę mieć takiego przyjaciela.
Ja także
- Wierzę, że mnie słuchasz, Jack. Trochę głupio mówić do
siebie przez cały czas. Chciałbym, żebyś dała jakiś znak. To może być dla
ciebie trudne, ale spróbuj, dobrze?
Słucham Cię
Zayn zawiedziony opuścił głowę. Ile jeszcze razy będzie
musiał patrzeć na jej obojętność? Ręka dziewczyny zwisała bezwładnie z fotela.
Po namyśle chłopak delikatnie ujął jej małą dłoń i ścisnął chcąc przesłać w ten
sposób trochę życia w pozbawione energii ciało Jack.
Nie śmiej się, proszę Cię. Nie śmiej się z Nas.
Ty i ten chłopak, jesteście żałośni. Myślisz, że on cię
uratuje? Jesteś tylko nędzną resztką człowieka. On natomiast jest najgłupszym
mężczyzną jakiego widziałam.
Nie mów tak…
Nie możesz mi rozkazywać. Za mało masz w sobie siły, żeby
się postawić.
Wtedy Jack pierwszy raz od niepamiętnych czasów poczuła
nieodpartą chęć wydostania się stąd. Kipiała ze złości, kiedy Nicość tak ją
znieważała. Pod wpływem emocji, podeszła i spoliczkowała Ją.
Jak śmiesz! Beze mnie zginiesz, ty durna dziewczyno!
Bez Ciebie w końcu stanę się wolna!
Brunet zszedł na dół, aby odnaleźć Josha. Zauważył brak jego
rzeczy w holu, więc domyślił się, że tamten wyszedł. Skierował się zatem do
kuchni i nalał sobie wody. Zaschło mu w gardle od czytania. Wystarczyło kilka
łyków i opróżnił szklankę. Przetarł zmęczone oczy i z powrotem ruszył w stronę
pokoju Jack.
Nacisnął klamkę i wszedł. Spojrzał na brunetkę, po czym zamarł.
Był to pierwszy raz, kiedy ujrzał jak Jack płacze. Podbiegł i schwycił jej twarz w obie dłonie. Kciukami
ścierał łzy spływające wartkim strumieniem po policzkach dziewczyny. Wzruszył
się, widząc w końcu emocje wymalowane na jej twarzy.
- Nie płacz, proszę.
Ten dzień okazał się
być jeszcze łaskawszy. Gdy znowu zaległa cisza, oczy Jack odnalazły spojrzenie
chłopaka. Zayn na chwilę wstrzymał oddech, kiedy uświadomił sobie, co się
dzieje.
To była środa, 23 października.
Wtedy po raz pierwszy Jack się do niego uśmiechnęła, a Zayn
zrozumiał, że jego serce należy do niej.
***
- Zayn? – brunet już miał wychodzić, kiedy usłyszał wołanie
Josha. Zrobił krok w tył i spojrzał pytająco na chłopaka.
- Tak?
- Łap – powiedział tylko i rzucił coś w jego stronę. Zayn
wyciągnął rękę, aby schwycić przedmiot. Rozwarł dłoń i ujrzał klucze. Uniósł
wysoko brwi dając do zrozumienia przyjacielowi, że oczekuje wyjaśnień. – Chcę,
żebyś je miał w razie, gdybym ja nie mógł być przy Jack. Mam do ciebie pełne
zaufanie. Wiem, że jej nie skrzywdzisz.
Zayn nie wiedział co powiedzieć. Josh naprawdę na nim
polegał. Zacisnął szczękę i pomyślał, że teraz na pewno sobie nie odpuści.
Chciałby powiedzieć coś, co utwierdzi
Josha w przekonaniu, że podjął dobrą decyzję, ale nie potrafił. Podszedł tylko
i mocno uścisnął dłoń przyjaciela.
- Nie zawiodę was – wydukał i zacisnął pięści dla
podkreślenia mocy swojej przysięgi.
Oby.
Jack stała w salonie i przysłuchiwała się rozmowie mężczyzn.
Nie docierało do niej każde słowo, ale zrozumiała to jedno, najważniejsze. On
jej pomoże. Nicości już nie było tak do śmiechu, kiedy pojęła, że dziewczyna
naprawdę zaczyna się budzić.
*_*_*_*_*_*_*_*_*_*_*_*_*_*_*_*_*_*_*_*_*_*_*_*_*_*_*_*_*_*_*_*_*_*_*_*_*_*_*_*_*_*_
* cytat z książki "Mały Książę" A. De Saint-Exupery
Tak oto w 21. urodziny Zayn'a Malika pojawia się szósty rozdział na I Want To Break The Silence. Wiem, że musiałyście na niego czekać ok. trzy tygodnie i przepraszam. Smuci mnie tylko jedna rzecz. Członków mi przybywa, a komentarzy nie. Wręcz powiedziałaby, że ich liczba się systematycznie zmniejsza w porównaniu do rosnącej liczby czytelników. Naprawdę nie wiem co mam napisać, żeby zachęcić Was do komentowania. Bez tego po prostu nie mam ochoty pisać! Jest Was 93, a komentarzy 43. Coś chyba jest nie w porządku. Już nie wymagam od Was nie wiadomo jakich esejów na temat rozdziału, a szkoda, bo chętnie kiedyś bym taki przeczytała. Wysilcie się i choć napiszcie, czy się podobało, ulubiony moment, co zszokowało, zasmuciło, cokolwiek! Apeluję do osób, które tutaj dochodzą, aby napisały pod postem, że czytają. Chciałabym Was wszystkie kojarzyć po nazwie, a nie zobaczyć kolejnego członka i zaraz o nim zapomnieć, bo przecież nic nie napisał, więc jak niby mam go zapamiętać? Mam nadzieję, że rozumiecie. Byłoby miło, gdyby tutaj panowała nieoficjalna zasada CZYTASZ= KOMENTUJESZ.Moim marzeniem jest zobaczenie pewnego dnia, że ilość komentarzy równa się ilości czytelników! :p
Ostatnia rzecz, tym razem przyjemna. Wpisałam ostatnio na twitterze adres mojego bloga i ku mojemu zdumieniu oprócz moich własnych tak zwanych "reklam", pojawiło się kilka innych tweetów na temat opowiadania. Zrobiło mi się bardzo miło, cieszyłam z tego chyba przez następne kilka dni! Nie spodziewałam się, że ktoś na Twitterze wspomina o mojej historii.
To chyba tyle z mojej strony, teraz liczę na Was! :)
Pozdrawiam
A.