Tak jak obiecałam! Dedykacja dla @houngeer,
dziękuję Ci za tę rozmowę ;)
Dwóch młodych mężczyzn szło ulicami Londynu, wybierając te
mniej uczęszczane. Chcieli uciec, znaleźć miejsce, gdzie będą mogli w spokoju
wszystko przemyśleć. Wydarzenia ostatnich godzin wracały do ich podświadomości.
Mimo iż starali się odegnać to wszystko, nie udawało się. Nie było ucieczki od
prawdy, od faktów. Jack była w ogromnym niebezpieczeństwie. Zarówno Josh jak i
Zayn drętwieli na myśl, co by się zdarzyło gdyby nie ratunek
dziewiętnastolatka. Nie przyjemny ucisk w sercu towarzyszył im przez całą
drogę. Wstrząs jakiego doznali Josh oraz jego matka po powrocie do domu był
niewyobrażalny. To co zobaczyli wchodząc do pokoju: chaos, krew, przerażoną
Jack ściskającą kurczowo oparcie fotela, można było porównać to do mocnego
policzka wymierzonego w twarz. Zawiedli.
Kiedy Zayn relacjonował całe wydarzenie, matka Josha popłakała
się. Tuliła do siebie trzęsącą się do tej pory dziewczynę, która patrzyła
szeroko otwartymi oczami w przestrzeń. Ona znajdowała się w swoim świecie,
niedostępnym dla żadnego z nich. Wszystko tłumiła w środku. Co ona czuje? Chyba
każdy z nich zadał sobie to pytanie co najmniej dwa razy wciągu tego dnia. W
pierwszej chwili Josh poczuł taki gniew, że był gotów odnaleźć Davidsa i dosłownie
zabić go, nie zważając na konsekwencje. Chodził po pokoju czując jak zbiera się
w nim ta negatywna energia. Chciał krzyczeć, walić w pięściami w ścianę, targać
włosy. Nie potrafił zrozumieć jak człowiek może być tak okrutny, tak bezduszny,
pozbawiony uczuć. Czuł jak jego serce bije w przyśpieszonym tempie, gdy
wyobrażał sobie jak potoczyłaby się sprawa, gdyby Zayn nie trafił na czas,
gdyby spóźnił się choć o chwilę. To było nie do zniesienia. Ich Jack, biedna,
bezbronna, niewinna… chora. Mogło się jej coś stać. Nie chciał o tym myśleć, a
mimo to był bezsilny wobec napływających wizji. Jego matka gładziła włosy
dziewczyny, na które od czasu do czasu spadała mokra łza starszej kobiety. Zayn
natomiast stał w kącie pokoju, skubiąc skrawek swojej potarganej koszuli. Josh
widząc go w tak opłakanym stanie, zdławił w sobie kolejną falę żałości i wziął
się w garść. Trzeba się nim zająć. Włosy przyjaciela były w kompletnym nieładzie,
na szyi i rękach widocznych było kilka zadrapań, zapewne pamiątki po bójce z
tym mężczyzną, krew widniała na każdej części jego ubioru. Josh westchnął i
wyszedł na górę, po chwili wołając bruneta. Przygotował dla niego czyste
ubranie oraz polecił mu, aby odświeżył się w łazience. Ustalili także, że potem
przejdą się gdzieś, aby to wszystko przedyskutować na spokojnie. Zayn kiwnął
głową i zamknął się w pomieszczeniu. Josh wrócił i dopiero teraz uświadomił
sobie, że ma wilgotne policzki. Dotknął ich, zdziwiony. Wcześniej nie zdawał
sobie sprawy, iż płakał. Łzy pojawiły się mimowolnie i stojąc w progu salonu
zaczął je szybko wycierać.
- Josh, płacz to nie zawsze oznaka słabości – odezwała się
jego mama, spoglądając na niego z miłością. – Mówi się, że prawdziwy mężczyzna
nigdy nie uroni nawet jednej łzy. Jednak prawda jest inna. Prawdziwy mężczyzna,
potrafi okazywać uczucia i nie wstydzi się ich.
- Nigdy nie widziałem, żeby tata płakał – odburknął chłopak,
trochę zły na siebie. Mimo wszystko łzy nie prezentują się najlepiej na twarzy mężczyzny.
- Och! Chyba żartujesz! Musiałbyś go zobaczyć, kiedy łkał
podczas twoich narodzin. Wyglądał na bardzo zrozpaczonego, więc bałam się, iż
ktoś pomyśli, że zostanie ojcem jest dla niego jakąś osobistą tragedią – na jej
twarzy zagościł uśmiech, co podniosło trochę na duchu Josha. Jeśli jego mama
czuje się już lepiej, on nie powinien być dalej w takiej rozsypce. Niedługo
potem do pomieszczenia wszedł Zayn. Wyglądał na zmęczonego i przez chwilę
szatyn poczuł wyrzuty sumienia, że chce go gdzieś w takim stanie wyciągnąć.
Jednak rozmowa na osobności była im potrzebna.
Szli dalej unikając zbędnego towarzystwa tłumu. Josh na to spotkanie
wybrał kawiarnię, która jak zdążył się zorientować wcześniej, nie była jedną z
tych popularnych i często odwiedzanych przez tabuny osób. Można było spokojnie
się tam zatrzymać, bez zbędnego ryzyka zostania zauważonym. Kiedy weszli do
środka w górze zadźwięczał mały dzwoneczek. Josh wybrał stolik znajdujący się w
tyle, tak, by nikt im nie przeszkadzał. Kiedy zajęli swoje miejsca przez chwilę
nie wiedzieli o czym mówić. Zayn miał zwieszoną głowę i ciężko wzdychał.
Martwił się tym wszystkim. Dopiero dzisiaj w pełni do niego dotarło, że Jack jest
chora i bezbronna. On zaś zrozumiał, co to znaczy, gdy osoba, na której ci
zależy jest w niebezpieczeństwie. Wcześniej nigdy tego nie doświadczył. Natomiast
jego reakcja była dla niego samego wielkim zaskoczeniem. On nie był aż tak
agresywny. Co się zmieniło w jego życiu? Była odpowiedź, której jednak nie
chciał wywlekać na światło dzienne. Jednak w głębokiej podświadomości wiedział,
że powodem tego wszystkiego jest Ona. Dziewczyna, która najprawdopodobniej
nigdy nie odwzajemni jego uczuć. Ta myśl bolała najbardziej. Kiedy się w niej
zakochiwał nikt nie obiecywał mu, że Jack będzie czuć do niego to samo. Czy ona
w ogóle zdaje sobie sprawę z jego istnienia? Równie dobrze, może uważać go za
kolejnego lekarza, który nadaremnie próbuje ją wyciągnąć z choroby. Zacisnął
pięść i nerwowo zaczął kopać nogę stolika. Podniósł wzrok na Josha, zaraz
jednak jego uwagę przykuła kelnerka, która podeszła do nich.
- Dzień dobry. Czy mogłabym przyjąć zamówienie? – uśmiech
pojawił się na jej twarzy. Wyciągnęła mały notes gotowa zapisać, to o co
poproszą klienci.
Spojrzeli po sobie. W zasadzie nie byli głodni. Przyszli tutaj,
szukając azylu, lecz nie wypadało zostać niczego nie zamawiając.
- Dwie kawy? – Josh spojrzał na Zayna, a gdy ten skinął
głową, potwierdził zamówienie. Kobieta zanotowała i ruszyła z powrotem.
- Nie wiem co mam powiedzieć – odezwał się Zayn, chcąc
przerwać ciszę. Jak można rozpocząć rozmowę, gdy temat jest tak okropny?
- Ja też. To mnie zwyczajnie przerasta. Nie mogę pojąć, jak
można było… - Josh pokręcił głową. Jego mina wskazywała, że jest zdruzgotany. –
Bogu dzięki, że się tam pojawiłeś. Zayn, muszę ci po raz kolejny podziękować.
Kiedy myślę, że ten psychopata był bliski zrobienia Jack krzywdy, po prostu coś
się we mnie gotuje. Będę ci już zawsze wdzięczny.
- Możesz na mnie liczyć. Jestem gotów zrobić wszystko, żeby
była bezpieczna – odrzekł brunet pocierając ręką kark. Trochę czuł się
onieśmielony, by mówić o swoich uczuciach do Jack. Fakt, że Josh jest jej
kuzynem nie ułatwiał mu tego. Do stolika podeszła ta sama kobieta co przedtem,
niosąc na tacy dwie filiżanki kawy. Postawiła napoje i zawróciła.
- Wszystko? – Josh powrócił do przerwanej rozmowy. – Już
dawno chciałem z tobą o tym porozmawiać. Widzisz, nie umknęło mojej uwadze, że
zaczynasz coraz bardziej angażować się w tę sprawę. Powiem wprost… czy ty coś
czujesz do Jack?
Zayna zamurowało. Nie spodziewał się takiego pytania od
swojego przyjaciela. Myślał, że będą głównie rozmawiać o tym, co wydarzyło się
dzisiaj. Co miał mu powiedzieć? Że kocha ją tak mocno, że prawie pobiłby
dzisiaj człowieka do nieprzytomności? Że dla niego nie ma znaczenia, iż w
zasadzie jej nie zna, bo jego serce bije jak opętane za każdym razem, gdy ją
widzi? Że jest w niej cholernie zakochany? Szczerość tym razem nie wchodzi w
grę. Zayn nie potrafił mu tego powiedzieć. Spojrzał na Josha, który wyraźnie
oczekiwał odpowiedzi.
- Ona… jest dla mnie ważna – po namyśle streścił wszystkie
te odczucia do jednego prostego zdania. – Bardzo.
Josh zacisnął ręce pod stołem. Nie chciał tego słyszeć. Nie
chodziło o to, że uważał Zayna, za nieodpowiedniego dla Jack. Po prostu uważał,
że to nierozsądne i niebezpieczne zakochać się w osobie takiej jak jego
kuzynka. Brunet nie powiedział wprost, że kocha Jack, ale Josh wiedział, że to
kwestia czasu, gdy usłyszy to z ust chłopaka.
- W jaki sposób ważna? Zayn! – prawie na niego krzyknął, kiedy
tamten odwrócił głowę. - Chcesz powiedzieć, że ją kochasz, tak?! Oszalałeś? To
jest głupie, nie możesz…
Zayn walnął pięścią w stół, tak, że zawartość filiżanek
prawie wylała się na blat. Zaniepokojona kelnerka zerknęła w ich stronę, jednak
nie zareagowała.
- Cała twoja rodzina ją kocha, razem z tobą! Uważasz się za
głupca? Uważasz, że to nie ma sensu? Gdyby tak było, to chyba zostawilibyście ją
w ośrodku, ale tego nie zrobiliście! Zatem pytam się, jakim prawem mówisz mi,
że miłość do Jack jest szaleństwem? – jego głos drżał przy każdym
wypowiedzianym zdaniu.
Josh poczuł się jak ostatni dureń. Rzeczywiście nie powinien
tego mówić. Jeśli Zayn naprawdę ją kocha, takimi słowami tylko go ranił.
Przetarł oczy, starając się skupić. Jak wytłumaczyć przyjacielowi, że powinien
odpuścić w tej materii? Jak w okrężny sposób zakazać mu tego uczucia? Czy w
ogóle to jest możliwe? A jeżeli jest za późno…
- Przepraszam. Źle się wyraziłem – bąknął i spojrzał
błagalnie na Zayna, który w dalszym ciągu wyglądał na wkurzonego.
- Chcesz znać prawdę? Kocham ją! Tak bardzo ją kocham, że
czasami mnie to przytłacza. Nie prosiłem się o to! Tak po prostu wyszło. Z
każdym dniem… czułem, iż przestaję patrzeć na nią jak na kogoś komu chcę tylko
pomóc. Przez pierwsze tygodnie nawet nie dopuszczałem do siebie myśli, że to
jest miłość. To było zbyt śmieszne. Przekonywałem sam siebie, że to nie jest
jakaś bajka, w której widzi się osobę po raz pierwszy i jest się gotowym
zadeklarować dozgonną miłość, ale moja
sytuacja przedstawiała się łudząco podobnie. Nie wiem na jakiej podstawie zacząłem
o niej myśleć w ten sposób, lecz nie miałem siły już z tym walczyć. Może brzmi
to idiotycznie, ale chciałeś znać prawdę. Tak właśnie jest. Kocham osobę, która
pewnie nawet nie wie jak mam na imię! To jest dopiero szalone! Mieć świadomość
o nieodwzajemnionym uczuciu i brnąć w to dalej.
Josh na chwilę wstrzymał oddech. Tak jak się obawiał, było
już za późno. Pozostało mu tylko mieć nadzieję, że nie skończy się to
tragicznie.
***
Kilka dni później Zayn pojawił się w swoim mieszkaniu z
wielkim bukietem czerwonych róż. Niall stanął osłupiały w korytarzu i patrzył
się na zaaferowanego współlokatora, który najprawdopodobniej szukał wazonu. Po
chwili jednak brunet zwrócił uwagę na przyjaciela.
- Podobają ci się? – zapytał jak gdyby nigdy nic.
- Kupiłeś mi kwiaty? – blondyn odpowiedział pytaniem na
pytanie.
- Oczywiście, że nie tobie, Niall. Zaraz jadę do Josha,
tylko muszę się przebrać – wytłumaczył Zayn i wsadził róże do dużego szklanego
wazonu.
- Kupiłeś kwiaty Joshowi? - Niall wydawał się jeszcze
bardziej zbity z tropu. Zaraz potem usłyszał śmiech kolegi. Blondyn po chwili
zrozumiał. – To dla Niej?
Zayn kiwnął głową i oparł się o ścianę.
- To jak, ładne?
Irlandczyk uniósł kciuk do góry, ale podszedł jeszcze do
szafki, na której postawione były kwiaty. Przyjrzał się uważniej, po czym
przejechał dłonią po jednej z łodyg.
- Nie mają kolców – orzekł i odwrócił się w stronę
przyjaciela. Zayn nawet dbał o takie detale. Pewnie bał się, że jeden z kolców
mógłby zranić Jack. – Nie wiedziałem, że ty z tą dziewczyną tak na poważnie…
Zayn, nie jestem pewien, czy to dobry pomysł.
- Ale ja jestem – uciął chłopak i poszedł do swojego pokoju
znowu zostawiając blondyna pełnego wątpliwości.
Zayn zapukał do drzwi mieszkania. Po minucie otworzył mu
Josh zdziwiony, kiedy zamiast głowy gościa zobaczył bukiet krwistoczerwonych
róż. Chwilę później zza kwiatów wyłonił się Zayn.
- Mogę wejść? – zapytał, a Josh zaprosił go do środka.
- Jack jest w swoim pokoju – powiedział od razu szatyn i skierował
chłopaka w tamtą stronę. – Poczekam tu na ciebie, musimy pogadać.
Zayn skinął głową i zaczął pokonywać schody. Kiedy znalazł
się przed drzwiami sypialni Jack, zapukał. Oczywiście nikt go nie zaprosił. Nie
potrzebował tego. Wparował do pokoju i rozejrzał się za dziewczyną. Siedziała
na brzegu łóżka, a wzrok wbijała w ścianę naprzeciwko. Chłopak podszedł i położył bukiet obok niej.
- To dla ciebie – rzekł i obserwował jej reakcję. Nadal
patrzyła martwo w jeden punkt. Zayn westchnął i ustawił się tak, by zasłonić
jej fragment ściany, który ją aktualnie bardzo interesował. Jej wzrok
mimowolnie skierował się na bruneta.
- Od razu lepiej – skomentował. – Nie wiem, czy zauważyłaś,
ale przyniosłem ci róże. Wybrałem najbardziej czerwone ze wszystkich. Wiesz…
ten kolor ma wiele znaczeń. Czasami symbolizuje miłość – spojrzał na nią.
Wyciągnął jedną różę, umieścił ją w dłoni Jack i zacisnął po kolei jej palce na
łodydze. – Nie ma na nich ani jednego kolca, więc się nie okaleczysz. Ta róża
jest teraz podobna do ciebie: bezbronna, słaba i można ją łatwo skrzywdzić, ale
wiesz co Jack? Jeśli włożymy ją do wazonu
pełnego wody, to uratujemy ją przed wyschnięciem. W ten sposób będzie
bezpieczna, choćby przez te kilka dni.
Przyniósł Ci kwiaty.
Tak, róże.
W dodatku czerwone jak krew!
Wolę myśleć, że są czerwone jak serce, ale ty tego nie
zrozumiesz.
Dlaczego?
Dlatego, że Ty nie masz serca!
Nicość znów wpadła w furię i zaczęła krążyć dookoła Jack.
Dziewczyna nie znosiła Jej wrzasków i jęków. Potęgowały w niej strach. Zatkała
sobie uszy, nie chcąc słyszeć okropnych słów na Jego temat. Znowu starała się Go
zniszczyć w umyśle Jack, ale On trwał niewzruszenie. Nicość nie potrafiła Go
wymazać, skreślić, sprawić by tamta zapomniała. Ona nie mogła tego pojąć. Nie
znała Uczucia, które pojawiło się pewnego dnia. Zakradło się i schowało tak
głęboko, że Nicość nie mogła go dostrzec i wygnać. Nie miała nad tym kontroli. To Uczucie
szeptało czasem do Jack słowa, które w tym Królestwie były zakazane, słowa
takie jak Wolność, Nadzieja, Bunt.
Teraz Nicość wyciągnęła coś ze swojego czarnego jak noc
płaszcza i podbiegła do Jack. Wcisnęła jej w rękę identyczną różę jak ta od
Zayna. Z jedną tylko różnicą. Po dłoni dziewczyny zaczęła spływać krew. Ten
kwiat miał kolce, które wbiły się w delikatną skórę brunetki.
Mówiłam! Mówiłam! Czerwone jak krew!
Jak serce, Jack szepnęła przekornie stojąc samotnie po
środku prywatnego piekła.
*_*_*_*_*_*_*_*_*_*_*_*_*_*_*_*_*_*_*_*_*_*_*_*_*_*_*_*_*_*_*_*_*_*_*_*_*_*_*_*_*_*_*
Rozdział miał być wczoraj, ale zwyczajnie się nie wyrobiłam, przepraszam. Jednak średnio paliło mi się do napisania widząc ilość komentarzy. Pod ostatnim rozdziałem jest ich ok. 40- ileś. To dużo i pewnie by mnie to cieszyło, gdybym nie porównywała tego z ilościom obserwatorów! 110! Nie wiem, czy ja muszę pod każdym postem pisać, że BARDZO zależy mi na Waszej opinii? Chcę wiedzieć, co Wam się podobało, co nie, czego oczekujecie, jakie macie wrażenia. Zastanawiałam się nad tym i doszłam do wniosku, że jeśli sytuacja się powtórzy, po prostu zablokuję bloga i zaproszę na niego tylko osoby, którym naprawdę zależy i które komentują. Chyba nie mam innego wyjścia...
Mam nadzieję, że rozdział się podoba, starałam się by było trochę dłuższy.
Pozdrawiam
A.