niedziela, 18 maja 2014

11. Milczący krzyk



Niektóre rzeczy na zawsze pozostaną zagadką. Na przykład miłość, a raczej moment, w którym dwoje ludzi uświadamia sobie, że nareszcie odnaleźli coś, czego szukali od tak wielu lat. Nikt nie potrafi przewidzieć, kiedy nadejdzie ten czas. Nie da się tego zrozumieć i pojąć, a tym bardziej zaplanować. Miłość po prostu istnieje, niezależnie od wszystkiego, niemożliwa do zbadania, czy też zapisania wzorem matematycznym. Podobnie było z uczuciem Zayna jakim darzył Jack. Niezrozumiałe dla niego samego i dla ludzi wokół. Nie wiedział, kiedy tak bardzo zaczęło mu na kimś zależeć. Nagle poczuł, że życie otwarło przed nim nowy, nieznany dotąd obszar i on nie może tego zlekceważyć ani odrzucić. Wręcz przeciwnie, powinien zacząć odkrywać kawałek po kawałku to, co skryte było w głębi jego serca, a jeśli zajdzie taka potrzeba, walczyć, aby nic nie stanęło między nim a Jack. Stojąc przed drzwiami mieszkania Josha i jego kuzynki, czuł w sobie niezmierzony żar, który wydawał się przepełniać jego duszę, kości, całe ciało. Nie był pewny, czy to dobra definicja miłości. Może i nieidealna, ale jego własna. Uczucie, które nim owładnęło. Uczucie, któremu poddawał się bez oporu. Uczucie, które nie powinno zaistnieć, a jednak było i nie dawało o sobie zapomnieć. Przeklął pod nosem, stwierdzając, iż robi się beznadziejnie romantyczny.
- Jeszcze chwila, a zacznę pisać wiersze – westchnął i nacisnął dzwonek do drzwi. W mieszkaniu rozległ się delikatny dźwięk, który pobrzmiewał jeszcze przez chwilę zanim ucichł. Ze środka nie słychać było żadnych oznak obecności. Zayn spróbował jeszcze raz, a kiedy sytuacja się powtórzyła, wyciągnął klucze. Pomyślał, że Josh pewnie musiał gdzieś wyjść. Wchodząc do mieszkania, wręcz czuł jak cisza otula każdy skrawek tego miejsca. Nie wydawało mu się to przytłaczające, już nie. Nauczył się, że milczenie potrafi być nieraz piękniejsze od najbardziej poruszających melodii. Ściągnął czarną, skórzaną kurtkę i powiesił ją na wieszaku obok. Buty ściągnął i położył na półce obok reszty obuwia. Przyjrzał się jednej parze damskich półbutów, zastanawiając się, czy Jack w ogóle ich używa. Z tego co zdołał zarejestrować, dziewczyna chodziła albo boso, albo w grubych wełnianych skarpetach, które przywodziły na myśl mroźne dni zimy. Uśmiechnął się na samą myśl o niej. Ruszył w stronę schodów, wyciągając telefon z zamiarem wysłania wiadomości do Josha. Nie czuł się na tyle swobodnie, by przebywać w czyimś domu, nie informując o tym właściciela. Gdy już znalazł się naprzeciwko drzwi Jack, delikatnie zapukał. Nikt mu nie otworzył. Nie było w tym nic szokującego. Zayn byłby naprawdę zdziwiony, gdyby dziewczyna podeszła i sama go zaprosiła do środka. Tymczasem jednak nacisnął klamkę i wszedł do środka.
- Jack? – rozejrzał się po pokoju i odetchnął z ulgą, gdy zobaczył ją leżącą na podłodze, z dłońmi założonymi pod głową i oczami skierowanymi na duże okno, po którym spływały pojedyncze krople deszczu. Kiedy podszedł bliżej, dziewczyna zwróciła na niego swoje spojrzenie. Zayn poczuł jak wstrzymuje oddech. Bał się, że teraz ona może go nie poznać, że będzie się bała. Jednak nic takiego się nie stało. I może przypadkowy obserwator niczego więcej, by tutaj nie dostrzegł, lecz brunet, wyczulony na choćby najmniejszy gest z jej strony, zauważył, że wyraz twarzy minimalnie się zmienił. Oczy zajaśniały, jak gdyby wewnętrznym blaskiem, a usta wykrzywiły się lekko, tworząc coś na kształt uśmiechu. Wypuścił wstrzymywane dotąd powietrze i przejechał dłonią po twarzy. Jak na razie było dobrze. Przysiadł obok Jack, zachowując jednak pewien dystans. Miał ogromną ochotę rzucić się w jej stronę i zamknąć ją w szczelnym uścisku, lecz wiedział, że to mogłoby być dla tej dziewczyny za wiele. Bał się, iż kiedyś skończy się ta milcząca akceptacja i pewnego dnia Jack po prostu nie będzie chciała nawet na niego spojrzeć, dlatego dbał nawet o najmniejszy szczegół. Nie chciał zepsuć tego, co było między nimi.
O ile coś w ogóle było, pomyślał. W pewnym momencie jego wzrok natrafił na scyzoryk, który leżał kilka centymetrów od Jack. Spojrzał podejrzliwie na dziewczynę i sięgnął po przedmiot. Brunetka nagle się ożywiła. Jedną ręką schwyciła jego nadgarstek. Zayn momentalnie zesztywniał i spojrzał jej prosto w oczy. Jack podniosła się do pozycji siedzącej i nie przerywając kontaktu wzrokowego, wsunęła swoją dłoń w jego. Chłopak poczuł jak jej chłodne palce owijają się wokół scyzoryka, więc rozluźnił uścisk. Dziewczyna wykorzystała to, szybko wyjmując mu przedmiot z dłoni i wstając. Zszokowany patrzył jeszcze przez chwilę na miejsce, gdzie jej dłoń jeszcze chwilę temu dotykała jego, czując mrowienie, które rozchodziło się po jego ciele. Pomyślał w tamtym momencie jak bardzo ją kocha i jak głupi był, że pozwolił złapać się w sidła tej chorej miłości. Przy niej stawał się zupełnie bezsilny, nie potrafił wydobyć z siebie słowa. Na sam jej widok, serce biło mu tak mocno, iż wydawało mu się to nienaturalne. Zaprosiła go do swojego świata, a teraz nie potrafił z niego wyjść. Pomyślał również, jak słowa, którymi ludzie komunikują się na co dzień , są pozbawione wartości. Po co rozmawiać, kiedy można obserwować, wczytywać się w czyjąś głębie oczu? Być może Jack nie mówi, ponieważ rozumie, że słowa są złe i bezużyteczne i tylko poprzez ciszę człowiek potrafi odnaleźć sens swojego istnienia? Zayn mógłby przysiąc, iż w tamtym czasie poczuł, iż rozumie ją jak nigdy przedtem. Wstał z podłogi, kończąc tym samym swoje rozmyślania i wracając do rzeczywistości. Zastanowił się, po co Jack był scyzoryk, jednak nie zauważył, aby zrobiła sobie gdzieś krzywdę, więc zostawił to w spokoju. Najwidoczniej nie chciała, żeby się tym interesował. Jack wydawała się równie zdziwiona swoim zachowaniem, co on. Otrząsnęła się jednak po kilku sekundach i podeszła do swojego łóżka. Schowała pod poduszką scyzoryk, wyciągając przy tym kolejną rzecz. Zayn po chwili zorientował się, że to książka. Oczywiście wiedział która. Jack, po raz drugi tego dnia, spojrzała mu prosto w oczy, jakby oczekiwała od niego jakiejś reakcji.
- Przeczytać ci? – zapytał oszołomiony jej dzisiejszym zachowaniem, nie mogąc oderwać od niej wzroku. Czuł się zahipnotyzowany błękitem oczu dziewczyny.  
Gdy tylko wypowiedział te słowa, Jack uśmiechnęła się lekko, tak jakby robiła to na porządku dziennym i usiadła na łóżku, kładąc książkę na miejscu obok.
A on stał, nie mogąc uwierzyć własnym oczom. Ta zmiana… co się wydarzyło?

***
Czuła, że słowa i czyny ją uwalniają. Dni jego nieobecności dłużyły się niemiłosiernie, jednak ona nie chciała go zawieść i walczyła bez niego. W tamtym czasie była samotnym rycerzem, który mimo przewagi i potęgi wroga, nie poddawał się. Przecież walka toczyła się o coś istotnego… o jej własne życie. Słyszała zdanie po zdaniu. Zayn czytał w taki sposób, w jaki ona tego potrzebowała. Tak jakby nie istniało nic poza tymi zapisanymi stronami, nic poza nimi.
Przestań, przestań myśleć! Nie mogę… nie mam siły. Niszczysz mnie!
Jack słyszała krzyki Nicości i choć było jej ciężko, starała się je ignorować. Czuła się winna, że ją zabija, że pozbawia kogoś… czegoś życia, że jest taka sama jak…
Jak  o n. Mężczyzna, który zabił jej rodziców.
Zaczerpnęła głęboko powietrza, chcąc się uspokoić. Wdech i wydech.
Słuchaj jego głosu, słuchaj, co on mówi, powtarzała sobie.
Bicie serca wróciła do normalnego rytmu, a jej powieki powoli zaczęły opadać. Zasypiała, a w głębi siebie czuła niepokój. Tam gdzie zaraz się miała znaleźć, nie miała już żadnej kontroli.

Cisza wokół. Potem narastający jednostajny dźwięk, który powodował ból głowy. Zasłoniła uszy, ale to  nie pomogło. Usłyszała z oddali Jej śmiech.
- Czemu to znowu się dzieje?! – krzyczała. Tutaj potrafiła mówić, lecz wcale nie podobał się jej ten świat wykreowany przez Nicość.

Nic tylko śmiech. Panowała tutaj nieprzenikniona ciemność, która zdawała się namacalna. Dusiła się tym toksycznym powietrzem. Uklękła, czując, że nie zdoła dłużej stać o własnych siłach. Ciemność pochłaniała jej energię, którą tak bardzo chciała ukryć, zachować tylko dla siebie. Śmiech wydawał się coraz bliższy. Jack zaczęła się całą trząść, czuła fizyczny ból przebywania w tym miejscu. Przerażona do granic możliwości, krzyknęła, gdy poczuła pierwszy złowieszczy dotyk Nicości. Widać było tylko jej przekrwione oczy, który wlepiały się w twarz wycieńczonej dziewczyny, napawając się tryumfem.
- Długo czekałam aż się tutaj pojawisz. Mało ostatnio sypiasz, nie sądzisz? – zakpiła, chwytając ją mocno za nogi i ciągnąć po niewidzialnej drodze. Jack wiedziała, co wydarzy się za moment. Zacisnęła zęby, a w jej oczach zebrały się łzy. Z dołu wyrosły ostre kolce. Nicość nie przestawała jej ciągnąć, co powodowało, że ciało Jack było okropnie ranione. Tortury wydawały się nigdy nie kończyć, ciało zalewało się krwią.
- To jest twoja rzeczywistość, Jack! On jest tylko iluzją, a to właśnie jest świat, na który zasłużyłaś! – Nicość wrzeszczała w szaleńczym transie. Świadomość, że przegrywa tylko potęgowała jej gniew.

***
Zayn z niepokojem obserwował zmiany jakie zaszły w Jack, po zapadnięciu w sen. Zauważył jak jej twarz wykrzywiała się w grymasie bólu. Jej ręce i nogi od czasu do czasu skręcały się pod różnymi kątami. Z oczu płynęły łzy. Jednak, to co przeraziło go najbardziej był moment, w którym ujrzał jej… milczący krzyk. Zobaczył to godzinę po tym jak zasnęła. W między czasie starał się obudzić Jack, potrząsając najpierw lekko, a potem coraz silniej jej ramionami. Na nic się to zdało. Poddał się, cierpiąc razem z nią i wyczekując, aż w końcu dziewczynie uda się ocknąć z koszmaru.
A kiedy w końcu tak się stało, okazało się, że nie był na to przygotowany. Pod koniec snu, na czole Jack pojawiły się kropelki potu. Płakała jeszcze bardziej, łzy moczyły jej policzki, a potem poduszki, na które przeniósł ją wcześniej Zayn. Nagle otworzyła szeroko oczy. Podniosła gwałtownie głowę
i otworzyła usta, chcąc wydać jakikolwiek dźwięk. Lecz nie potrafiła. Poczuł silny ucisk w klatce piersiowej, jego oczy się zaszkliły. Krzyczała, Zayn był tego pewien, tylko, że nie słyszał, aby cokolwiek wydostawało się z jej krtani. Poczuł się przez chwilę, jakby to on ogłuchł, nie chcąc słyszeć przeraźliwego wołania jej duszy. Nigdy już nie zapomniał tego widoku. Drobna dziewczyna, której nikt nie potrafił pomóc. Nawet on, który to obiecał. W przypływie chwili, oplótł swoimi ramionami jej kruche ciało. Czuł jak mimo tego uścisku, dziewczyna cała się trzęsie. Tulił ją do siebie. Szecząc słowa pocieszenia, muskał delikatnie jej włosy i czoło. Czekał cierpliwie, aż Jack się uspokoi. Wiedział, że wtedy będzie musiał ją wypuścić z objęć i najpewniej poinformować o wszystkich Josha, jednak nie pragnął niczego bardziej niż jej dobra. Mimo iż marzył o pocałunku, w którym zamknąłby wszystkie ich lęki, ograniczył się do zwykłych słów.
Lecz słowa nie mają takiej mocy jak czyny.

Obudziła się. Czuła jeszcze pulsujący ból całego ciała, jednak wiedziała, że to koniec, że Nicość nie wyrządzi jej teraz krzywdy. Jednak to, co ukoiło jej serce najbardziej, to moment, w którym brunet ją przytulił. Wtedy poczuła się…
- Bezpieczna? – zapytał głos.
- Tak. Właśnie tak.
- Zapamiętaj to uczucie i nie pozwól mu zblednąć, a już nie długo, uda ci się zwyciężyć.
Nagle Jack zrozumiała, że to nie Nicość mówiła. Nie rozpoznawała jeszcze dobrze tego głosu, ale miała pewność, że może mu zaufać. 
  




*_*_*_*_*_*_*_*_*_*_*_*_*_*_*_*_*_*_*_*_*_*_*_*_*_*_*_*_*_*_*_*_*_*_*_*_*_*_*_*_*_*_*_

 11 rozdział! :) Mam nadzieję, że się spodoba. Dziękuję tej części osób, która napisała komentarze, cieszę się, że wyrażacie swoje opinie. Przybyło także kilku nowych czytelników. Bardzo mnie to cieszy. Oczywiście byłabym bardziej zadowolona, gdyby wszyscy nowi obserwatorzy coś od siebie napisali, bo niestety, ale nie zawsze tak jest. Przypominam również o możliwości zapisywania się na listę informowanych. Kończę już, bo obiecałam rozdział o 21, a jest już piętnaście po ;)