Czwartego dnia wczesnym rankiem, kiedy świat dopiero otrząsał
się z senności, czajnik w domu pani Duff głośno zapiszczał. Kobieta, nucąc po
cichu swoją ulubioną melodię, odłożyła grubą książkę i wstała powoli z krzesła,
opuszczając werandę. Będąc już w kuchni, wlała wrzącą wodę do dwóch kubków,
które wcześniej przygotowała. Odczekała parę chwil, przy okazji wycierając i
tak czysty blat stołu kuchennego, po czym odcedziła herbatę. Z tak
przygotowanym naparem wróciła na zewnątrz, gdzie słońce wychylało się już poza
najwyższe gałęzie drzew, dając nadzieję na piękny dzień. Postawiła kubki na
małym, kwadratowym stoliku, a towarzyszący temu stukot naczyń, zwrócił uwagę
jej towarzyszki.
- Jack, herbata jaśminowa, tak jak obiecałam - sapnęła z zadowoleniem, znowu rozsiadając się wygodnie na szerokim, drewnianym krześle.
Dziewczyna skinęła głową, przysuwając się bliżej stolika. Tiffany założyła swoje okulary na nos, które momentalnie zjechały jej w dół.
- Ech, wciąż mi spadają - skomentowała, kręcąc ze zniechęceniem głową.
W głębi uszy była jednak zadowolona, bo tak właśnie zachowywały się okulary jednej z jej książkowych bohaterek. Ktoś, kto by ją lepiej znał, mógłby pomyśleć, że celowo rozciągała w ten sposób swoje oprawki od dwóch tygodni, aby stały się one za luźne. Jack, jednak jej nie znała, więc mogła spokojnie udawać przed nią i przed samą sobą, iż jest to przypadkowy defekt okularów. Przesunęła je z powrotem w górę, odkaszlnęła i sięgnęła po swoją książkę. Przebrnęła może przez jedną stronę, kiedy zauważyła, jak młoda dziewczyna wkłada palec prosto w parującą herbatę, chcąc sprawdzić jej temperaturę.
- Dziecko, jeszcze za gorące, zostaw to, zostaw - ponagliła ją, odsuwając od niej kubek, a przysuwając książkę, którą dla niej wczoraj wybrała. Jack zaplotła dłonie i ułożyła je grzecznie na kolanach. Spojrzała w stronę słońca, które zawisło już nad horyzontem, budząc do życia wszystko wokół.
- Nie będziesz tego czytała? - spytała starsza kobieta.
Jack spojrzała na nią przeciągle, po czym pokręciła przecząco głową. Tiffany westchnęła.
- Ale to jest taka dobra książka - lamentowała tamta.
Brunetka sięgnęła szybkim ruchem po swój kubek i upiła łyk jaśminowej herbaty. Tiffany miała rację, była za gorąca. Ale Jack przekonała się o tym sama. Na myśl o poparzonym języku, na którego powierzchni odczuwała teraz mrowienie, uśmiechnęła się lekko.
- Aleś ty dzisiaj przekorna.- Pani Duff spojrzała na nią srogo, ale szybko przemieniło się to w cichy chichot. Sama schwyciła swój kubek i napiła się. Od razu uderzyło ją gorąco wywaru. - Jasny gwint, co za dziewczyna. Mówiłam, że gorące, to nie słuchasz. Pewnieś się poparzyła.
Jack tylko wzruszyła ramionami i znowu się napiła. Aromat herbaty unosił się wokoło. Pachniało tak ładnie. Pogoda dopisywała. Tiffany jej towarzyszyła. Było jej tu dobrze.
Nie dalej jak pół godziny później starsza pani znudziła się naprzemiennym dopingowaniem Jack do czytania i skupianiem się na własnej lekturze. Obydwie już dawno zdążyły wypić herbatę do dna, która pozostawiła po sobie miłe uczucie ciepła w środku. Mimo iż od ich obudzenia minęło już trochę czasu, wciąż było dość wcześnie, zwłaszcza dla dwóch chłopaków, którzy o tej porze jeszcze głęboko spali wewnątrz cichego domu. Tiffany zaznaczyła zakładką miejsce, w którym zakończyła czytanie, po czym zamknęła książkę, głaszcząc przez moment jej okładkę.
- No to co chciałabyś zrobić? - zapytała dziewczynę, nie spodziewając się konkretnej odpowiedzi.
A ta, o dziwo, nadeszła.
Jack wyciągnęła z kieszeni spodni notes i otworzyła go na pierwszej stronie. Przekazała go w ręce kobiety, a ta marszcząc brwi, skupiła się na jego treści. Zdanie to musiało zostać przez nią napisane już wcześniej i Tiffany była ciekawa, od jak dawna Jack czekała z jego pokazaniem.
Wstała energicznie i podeszła do brunetki, kładąc jej rękę na ramieniu.
- Chodźmy - powiedziała, bojąc się, że ta zechce się teraz wycofać.
Jack też wstała. Była gotowa się z tym zmierzyć.
- Jack, herbata jaśminowa, tak jak obiecałam - sapnęła z zadowoleniem, znowu rozsiadając się wygodnie na szerokim, drewnianym krześle.
Dziewczyna skinęła głową, przysuwając się bliżej stolika. Tiffany założyła swoje okulary na nos, które momentalnie zjechały jej w dół.
- Ech, wciąż mi spadają - skomentowała, kręcąc ze zniechęceniem głową.
W głębi uszy była jednak zadowolona, bo tak właśnie zachowywały się okulary jednej z jej książkowych bohaterek. Ktoś, kto by ją lepiej znał, mógłby pomyśleć, że celowo rozciągała w ten sposób swoje oprawki od dwóch tygodni, aby stały się one za luźne. Jack, jednak jej nie znała, więc mogła spokojnie udawać przed nią i przed samą sobą, iż jest to przypadkowy defekt okularów. Przesunęła je z powrotem w górę, odkaszlnęła i sięgnęła po swoją książkę. Przebrnęła może przez jedną stronę, kiedy zauważyła, jak młoda dziewczyna wkłada palec prosto w parującą herbatę, chcąc sprawdzić jej temperaturę.
- Dziecko, jeszcze za gorące, zostaw to, zostaw - ponagliła ją, odsuwając od niej kubek, a przysuwając książkę, którą dla niej wczoraj wybrała. Jack zaplotła dłonie i ułożyła je grzecznie na kolanach. Spojrzała w stronę słońca, które zawisło już nad horyzontem, budząc do życia wszystko wokół.
- Nie będziesz tego czytała? - spytała starsza kobieta.
Jack spojrzała na nią przeciągle, po czym pokręciła przecząco głową. Tiffany westchnęła.
- Ale to jest taka dobra książka - lamentowała tamta.
Brunetka sięgnęła szybkim ruchem po swój kubek i upiła łyk jaśminowej herbaty. Tiffany miała rację, była za gorąca. Ale Jack przekonała się o tym sama. Na myśl o poparzonym języku, na którego powierzchni odczuwała teraz mrowienie, uśmiechnęła się lekko.
- Aleś ty dzisiaj przekorna.- Pani Duff spojrzała na nią srogo, ale szybko przemieniło się to w cichy chichot. Sama schwyciła swój kubek i napiła się. Od razu uderzyło ją gorąco wywaru. - Jasny gwint, co za dziewczyna. Mówiłam, że gorące, to nie słuchasz. Pewnieś się poparzyła.
Jack tylko wzruszyła ramionami i znowu się napiła. Aromat herbaty unosił się wokoło. Pachniało tak ładnie. Pogoda dopisywała. Tiffany jej towarzyszyła. Było jej tu dobrze.
Nie dalej jak pół godziny później starsza pani znudziła się naprzemiennym dopingowaniem Jack do czytania i skupianiem się na własnej lekturze. Obydwie już dawno zdążyły wypić herbatę do dna, która pozostawiła po sobie miłe uczucie ciepła w środku. Mimo iż od ich obudzenia minęło już trochę czasu, wciąż było dość wcześnie, zwłaszcza dla dwóch chłopaków, którzy o tej porze jeszcze głęboko spali wewnątrz cichego domu. Tiffany zaznaczyła zakładką miejsce, w którym zakończyła czytanie, po czym zamknęła książkę, głaszcząc przez moment jej okładkę.
- No to co chciałabyś zrobić? - zapytała dziewczynę, nie spodziewając się konkretnej odpowiedzi.
A ta, o dziwo, nadeszła.
Jack wyciągnęła z kieszeni spodni notes i otworzyła go na pierwszej stronie. Przekazała go w ręce kobiety, a ta marszcząc brwi, skupiła się na jego treści. Zdanie to musiało zostać przez nią napisane już wcześniej i Tiffany była ciekawa, od jak dawna Jack czekała z jego pokazaniem.
Wstała energicznie i podeszła do brunetki, kładąc jej rękę na ramieniu.
- Chodźmy - powiedziała, bojąc się, że ta zechce się teraz wycofać.
Jack też wstała. Była gotowa się z tym zmierzyć.
***
Jej serce
naprawdę łomotało. Waliło tak mocno, że aż bała się poruszyć. Obserwowała jak
dłoń Tiffany sięga po płytę, a następnie umieszcza ją w odtwarzaczu.
Towarzyszył temu cichy szum, który stanowił teraz tło dla tysiąca myśli, które
przewijały się w głowie Jack. Nie wiedziała czemu, ale odkąd pani Duff
opowiedziała jej o tym nagraniu, nie dawało jej to spokoju. Wracała do tego
myślami już wielokrotnie. Chyba pokładała w tym jakieś wielkie nadzieje. Coś
przeczuwała. Bała się.
- Mam z tobą zostać? - głos kobiety dotarł do Jack jakby z oddali.
W odpowiedzi chwyciła ją za rękę, przytrzymując przy sobie.
Usilnie wpatrywała się w czarny ekran. Chwilę później pojawiły się na nim szarawe paski, biegnące z góry na dół. Aż w końcu pojawił się obraz.
Trzy osoby. Ogród. Dmuchany basen. Głos zza kamery. To była Tiffany.
"Bonnie, nie uciekaj, pomachaj w moją stronę" śmiała się.
Dziewczynka w stroju kąpielowym, wyglądająca na nie więcej niż sześć lat, pisnęła i pobiegła schować się za postacią smukłej nastolatki.
"Nie chcę, ciociu" wołała Bonnie, co chwila wystawiając głowę, to znów ją chowając za spódnicą dziewczyny.
Kamera ruszyła w stronę dziewcząt.
"Popatrz, Eva się wcale nie wstydzi!"
"Mamo, przestań, to żenujące."
"Steven też nie ucieka, spójrz, Bonnie."
Dziewczyna podbiegła teraz w stronę chuderlawego chłopaka, który siedział na krześle pod cieniem drzew. Mała teraz okrążyła krzesło i nawet próbowała się pod nie wczołgać. Chłopak nie reagował w żaden sposób na jej zaczepki.
"Nie, nie, Bonnie, zostaw go, nie przeszkadzaj" Tiffany musiała w tej chwili położyć gdzieś kamerę, bo obraz się przestał trząść i wyostrzył. Jack zobaczyła jak młodsza wersja pani Duff, bierze na ręce małą dziewczynkę, która śmiała się i piszczałą na zmianę.
"Eve, chodź do domu. Pomożesz mi przy obiedzie." oznajmiła, po czym zniknęła z obiektywu, a zaraz po niej jej córka, jak domyślała się Jack. Został tylko Steven, który opierając głowę na ręce, spoglądał w dal. Minutę później ciszę przerwał chichot Bonnie, która nagle wskoczyła z impetem do basenu, rozchlapując wodę na ziemię obok.
"Steven, pobaw się ze mną!" krzyknęła w jego stronę. Jednak on tylko pokręcił leniwie głową.
"No, proszę cię" marudziła. "Jesteś taki nudny. Ja tutaj umręęęę z nudów" powiedziała, przeciągając słowa. Widząc, że nic tym nie wskóra, położyła się płasko na wodzie, tak, że zniknęła z pola widzenia chłopaka i kamery. "Dobrze, a więc umieram" oświadczyła. I zrobiło się cicho. Minęło kilka chwil, a Steven, spojrzał z niepokojem w stronę basenu. Zaczął szybko kręcić głową, jakby próbował przegonić jakieś natrętne myśli. Po minucie wstał z krzesła, lecz nie zrobił kroku naprzód, jak gdyby coś go paraliżowało. Widać było ruch jego ust, powtarzał coś, najpewniej imię dziewczynki, jednak żaden dźwięk się nie wydostawał. Druga minuta mijała, a chłopak wyglądał na naprawdę przerażonego. Jednak w dalszym ciągu nie podbiegł do basenu. Co go blokowało? Znowu zaczął gwałtowanie kręcić głową, po czym rzucił się na kolana i uderzył pięścią w ziemię. Nagle podniósł się i w kilku susach znalazł się przy basenie. I wtedy kilka rzeczy stało się naraz.
Z domu wyszła Tiffany, wołając, co się dzieje, czemu jest tak cicho.
W basenie podskoczyła Bonnie, unosząc w górę ręce.
"Ej! Jestem!" krzyknęła.
"Mamo, co się dzieje" pojawiła się Eve.
I twarz Steven'a. Jego przerażona, zdezorientowana twarz. Cały drżał. Tiffany podbiegła do niego, przygarniając go do siebie.
"Co się stało?" spytała.
Wtem z jego gardła wydobyło się jedno słowo, które przemieszało się ze szlochem, stając się niemal niezrozumiałe. Jednak Tiffany je usłyszała. Jack też.
"Mamo" zapłakał Steven.
Nagranie kończy się kilka minut później, kiedy szczęśliwa i cała czerwona od płaczu Tiffany Duff, przypomina sobie o kamerze. Ekran znowu stał się ciemny.
Jack zacisnęła pięści. Widziała łzy na pomarszczonych policzkach swojej towarzyszki.
Siedziała sztywno wyprostowana na kanapie i zastanawiała się, czy ten filmik coś zmienił. Próbowała wyobrazić siebie w podobnej sytuacji. Kto by z nią był? Josh, Zayn, może ciocia. Gdzie by siedziała? Pewnie w salonie, w starej kamienicy. Kto by próbował zwrócić na siebie jej uwagę, tak jak Bonnie zrobiła to w przypadku Steven'a? Bez wahania pomyślała o Zaynie. On cały czas próbował.
Zostawiła Tiffany samą, wychodząc z pokoju i przemierzając powoli korytarz. Weszła na pierwsze piętro, gdzie lubiła przebywać, gdyż z okien rozpościerał się wspaniały widok okolic. Mijając pokój Zayna, przystanęła na chwilę, jakby rozważając opcję. Trzymała rękę na klamce. Niepewnie uchyliła drzwi, a jej oczom ukazał się średniej wielkości pokój, oświetlony promieniami słońca, które wpadały przez duże okna, wychodzące na wschód. W prawym rogu znajdowała się szafa, natomiast po lewej stronie drewniane, wysokie łóżko, w którym spał chłopak. Cały przykryty był pierzyną, a widoczna była tylko jego ciemna czupryna. Jack odwróciła się jeszcze w stronę korytarza, po czym wsunęła się do środka, przymykając za sobą drzwi. Podeszła najpierw w stronę ogromnych okien. Wydawało jej się, że naprawdę lubi to miejsce. Ta przestrzeń dawała jej jakąś radość, przypominała o czymś utraconym w przeszłości. Z tego co słyszała niedługo będą musieli opuścić to miejsce, tę bezpieczną przystań. Na tę myśl krajało jej się serce. Goodwood coś w niej zmieniło i choć raz była pewna, że to zmiana na lepsze. Oderwała się w końcu od okna i podeszła do śpiącego Zayna. Przyjrzała mu się uważnie, sprawdzając, czy aby na pewno pogrążony jest we śnie. Oddychał miarowo, jego twarz wyrażała całkowity spokój. Nachyliła się jeszcze niżej i sięgnęła ręką w stronę jego włosów. Przeczesała dłonią kilka ciemnych kosmyków. Zaskoczyło ją, że jego włosy były tak miękkie i gładkie. Nigdy o tym nie rozmyślała, ale podświadomie spodziewała się, iż będą szorstkie w dotyku. Sama dziwiła się temu co robi. Zanim by się zupełnie obudził, szybko musnęła ustami jego skroń, składając w tym miejscu delikatny pocałunek. Chłopak westchnął przez sen, jakby wyczuwając czyjś dotyk na swojej skórze. Jack spłoszona wybiegła z pokoju, zostawiając wpółotwarte drzwi.
Zayn jednak spał dalej. Tylko cień uśmiechu, pojawił się niespodziewania w kącikach jego ust.
- Mam z tobą zostać? - głos kobiety dotarł do Jack jakby z oddali.
W odpowiedzi chwyciła ją za rękę, przytrzymując przy sobie.
Usilnie wpatrywała się w czarny ekran. Chwilę później pojawiły się na nim szarawe paski, biegnące z góry na dół. Aż w końcu pojawił się obraz.
Trzy osoby. Ogród. Dmuchany basen. Głos zza kamery. To była Tiffany.
"Bonnie, nie uciekaj, pomachaj w moją stronę" śmiała się.
Dziewczynka w stroju kąpielowym, wyglądająca na nie więcej niż sześć lat, pisnęła i pobiegła schować się za postacią smukłej nastolatki.
"Nie chcę, ciociu" wołała Bonnie, co chwila wystawiając głowę, to znów ją chowając za spódnicą dziewczyny.
Kamera ruszyła w stronę dziewcząt.
"Popatrz, Eva się wcale nie wstydzi!"
"Mamo, przestań, to żenujące."
"Steven też nie ucieka, spójrz, Bonnie."
Dziewczyna podbiegła teraz w stronę chuderlawego chłopaka, który siedział na krześle pod cieniem drzew. Mała teraz okrążyła krzesło i nawet próbowała się pod nie wczołgać. Chłopak nie reagował w żaden sposób na jej zaczepki.
"Nie, nie, Bonnie, zostaw go, nie przeszkadzaj" Tiffany musiała w tej chwili położyć gdzieś kamerę, bo obraz się przestał trząść i wyostrzył. Jack zobaczyła jak młodsza wersja pani Duff, bierze na ręce małą dziewczynkę, która śmiała się i piszczałą na zmianę.
"Eve, chodź do domu. Pomożesz mi przy obiedzie." oznajmiła, po czym zniknęła z obiektywu, a zaraz po niej jej córka, jak domyślała się Jack. Został tylko Steven, który opierając głowę na ręce, spoglądał w dal. Minutę później ciszę przerwał chichot Bonnie, która nagle wskoczyła z impetem do basenu, rozchlapując wodę na ziemię obok.
"Steven, pobaw się ze mną!" krzyknęła w jego stronę. Jednak on tylko pokręcił leniwie głową.
"No, proszę cię" marudziła. "Jesteś taki nudny. Ja tutaj umręęęę z nudów" powiedziała, przeciągając słowa. Widząc, że nic tym nie wskóra, położyła się płasko na wodzie, tak, że zniknęła z pola widzenia chłopaka i kamery. "Dobrze, a więc umieram" oświadczyła. I zrobiło się cicho. Minęło kilka chwil, a Steven, spojrzał z niepokojem w stronę basenu. Zaczął szybko kręcić głową, jakby próbował przegonić jakieś natrętne myśli. Po minucie wstał z krzesła, lecz nie zrobił kroku naprzód, jak gdyby coś go paraliżowało. Widać było ruch jego ust, powtarzał coś, najpewniej imię dziewczynki, jednak żaden dźwięk się nie wydostawał. Druga minuta mijała, a chłopak wyglądał na naprawdę przerażonego. Jednak w dalszym ciągu nie podbiegł do basenu. Co go blokowało? Znowu zaczął gwałtowanie kręcić głową, po czym rzucił się na kolana i uderzył pięścią w ziemię. Nagle podniósł się i w kilku susach znalazł się przy basenie. I wtedy kilka rzeczy stało się naraz.
Z domu wyszła Tiffany, wołając, co się dzieje, czemu jest tak cicho.
W basenie podskoczyła Bonnie, unosząc w górę ręce.
"Ej! Jestem!" krzyknęła.
"Mamo, co się dzieje" pojawiła się Eve.
I twarz Steven'a. Jego przerażona, zdezorientowana twarz. Cały drżał. Tiffany podbiegła do niego, przygarniając go do siebie.
"Co się stało?" spytała.
Wtem z jego gardła wydobyło się jedno słowo, które przemieszało się ze szlochem, stając się niemal niezrozumiałe. Jednak Tiffany je usłyszała. Jack też.
"Mamo" zapłakał Steven.
Nagranie kończy się kilka minut później, kiedy szczęśliwa i cała czerwona od płaczu Tiffany Duff, przypomina sobie o kamerze. Ekran znowu stał się ciemny.
Jack zacisnęła pięści. Widziała łzy na pomarszczonych policzkach swojej towarzyszki.
Siedziała sztywno wyprostowana na kanapie i zastanawiała się, czy ten filmik coś zmienił. Próbowała wyobrazić siebie w podobnej sytuacji. Kto by z nią był? Josh, Zayn, może ciocia. Gdzie by siedziała? Pewnie w salonie, w starej kamienicy. Kto by próbował zwrócić na siebie jej uwagę, tak jak Bonnie zrobiła to w przypadku Steven'a? Bez wahania pomyślała o Zaynie. On cały czas próbował.
Zostawiła Tiffany samą, wychodząc z pokoju i przemierzając powoli korytarz. Weszła na pierwsze piętro, gdzie lubiła przebywać, gdyż z okien rozpościerał się wspaniały widok okolic. Mijając pokój Zayna, przystanęła na chwilę, jakby rozważając opcję. Trzymała rękę na klamce. Niepewnie uchyliła drzwi, a jej oczom ukazał się średniej wielkości pokój, oświetlony promieniami słońca, które wpadały przez duże okna, wychodzące na wschód. W prawym rogu znajdowała się szafa, natomiast po lewej stronie drewniane, wysokie łóżko, w którym spał chłopak. Cały przykryty był pierzyną, a widoczna była tylko jego ciemna czupryna. Jack odwróciła się jeszcze w stronę korytarza, po czym wsunęła się do środka, przymykając za sobą drzwi. Podeszła najpierw w stronę ogromnych okien. Wydawało jej się, że naprawdę lubi to miejsce. Ta przestrzeń dawała jej jakąś radość, przypominała o czymś utraconym w przeszłości. Z tego co słyszała niedługo będą musieli opuścić to miejsce, tę bezpieczną przystań. Na tę myśl krajało jej się serce. Goodwood coś w niej zmieniło i choć raz była pewna, że to zmiana na lepsze. Oderwała się w końcu od okna i podeszła do śpiącego Zayna. Przyjrzała mu się uważnie, sprawdzając, czy aby na pewno pogrążony jest we śnie. Oddychał miarowo, jego twarz wyrażała całkowity spokój. Nachyliła się jeszcze niżej i sięgnęła ręką w stronę jego włosów. Przeczesała dłonią kilka ciemnych kosmyków. Zaskoczyło ją, że jego włosy były tak miękkie i gładkie. Nigdy o tym nie rozmyślała, ale podświadomie spodziewała się, iż będą szorstkie w dotyku. Sama dziwiła się temu co robi. Zanim by się zupełnie obudził, szybko musnęła ustami jego skroń, składając w tym miejscu delikatny pocałunek. Chłopak westchnął przez sen, jakby wyczuwając czyjś dotyk na swojej skórze. Jack spłoszona wybiegła z pokoju, zostawiając wpółotwarte drzwi.
Zayn jednak spał dalej. Tylko cień uśmiechu, pojawił się niespodziewania w kącikach jego ust.
***
Obudził się nagle i gwałtowanie. Próbował sobie przypomnieć,
czy spowodował to jakiś koszmar senny, jednak nie pamiętał niczego takiego.
Oparł się o łóżko, próbując wyrównać oddech. Po minucie wstał i podszedł do
okien, otwierając jedno po drugim. Już po chwili do środka wpadło świeże
powietrze, które omiotło jego nagie ramiona i twarz. Wziął głęboki wdech,
rozkoszując się otaczającą go rzeczywistością. Londyn już dawno rozpoczął swój
szaleńczy maraton, a to miejsce dopiero się budziło, tak jak on. Tutaj się nie
spieszyło, tu się szło na spacer. Nie wrzucało się w siebie byle czego, żeby
tylko załagodzić uczucie głodu, a jadło się spokojnie, delektowało się
posiłkiem. Tutaj człowiek przypomniał sobie swoje dziecięce marzenia i
odkrywał, że czasami lepiej po prostu postać w miejscu, bez celu - dla własnej
przyjemności.
Odwrócił się, chcąc podejść do szafy, gdzie trzymał torbę z ubraniami, kiedy coś przykuło jego uwagę. Drzwi do pokoju były otwarte. Zmarszczył brwi, bo do tej pory nigdy się to nie zdarzyło. Po chwili jednak wzruszył ramionami, bagatelizując sprawę. Tiffany zapewne potrzebowała czegoś z pokoju i zapomniała zamknąć za sobą drzwi.
Nic wielkiego się nie stało.
Odwrócił się, chcąc podejść do szafy, gdzie trzymał torbę z ubraniami, kiedy coś przykuło jego uwagę. Drzwi do pokoju były otwarte. Zmarszczył brwi, bo do tej pory nigdy się to nie zdarzyło. Po chwili jednak wzruszył ramionami, bagatelizując sprawę. Tiffany zapewne potrzebowała czegoś z pokoju i zapomniała zamknąć za sobą drzwi.
Nic wielkiego się nie stało.
Podczas obiadu czuł na sobie spojrzenie Jack, jednak za każdy
razem, kiedy odwracał się w jej stronę, ta patrzyła gdzie indziej. Starał się
to ignorować, ale było to na tyle osobliwe zachowanie ze strony dziewczyny, że
z trudem przełykał jedzenie. Miał wrażenie, jakby go chciała prześwietlić,
ocenić. Popołudniu, kiedy zasiedli z Niallem na ławce w ogrodzie i próbowali
napisać jakiś tekst, a Jack słuchała jak Tiffany czyta jej na głos książkę,
znowu to poczuł. Odwracał się co kilka minut, sprawdzając, gdzie teraz patrzy dziewczyna.
I rzeczywiście, raz udało mu się ją przyłapać, jak spogląda w ich stronę,
przekrzywiając w zamyśleniu lekko głowę. Uśmiechnął się do niej i mógłby
przysiąc, że zostawszy nakryta, zawstydziła się. Spuściła głowę i podwinęła
wyżej kolana na krześle, aby móc oprzeć na nich swoją głowę.
- Zayn, mam, posłuchaj. - Z zamyślenia wyrwał go podekscytowany głos przyjaciela.
Tak upłynęły im kolejne godziny, aż zrobiło się na tyle ciemno, że musieli wejść do domu. Zadowoleni z dzisiejszej pracy, wkroczyli do salonu, gdzie czekała już na nich parująca herbata i drożdżowe ciasto. Usłyszeli też krzątaninę w kuchni z czego stwierdzili, że Tiffany musi tam być. Zasiedli na kanapie i ze smakiem zjedli ten poczęstunek. Nie minęło pięć minut, kiedy zgodnie wstali, chcąc wybłagać u pani Duff dokładkę. Skierowali się do źródła dźwięku.
- Możemy jeszcze po kawałku? - spytał Niall od progu, szczerząc się szeroko do starszej pani, która zajęta była zmywaniem naczyń.
- Oczywiście, ukrójcie sobie, ile chcecie - oznajmiła, wskazując na tacę z plackiem, pośrodku stołu. W kącie kuchni znajdowała się również Jack. Miała nałożone na głowę słuchawki i oglądała coś na laptopie.
- Co robi? - Zayn skinął głową w jej kierunku.
- Namówiłam ją, żeby spróbowała języka migowego. - Tiffany przerwała pracę i uśmiechnęła się z dumą do chłopaka.
- Udało się pani? - spytał zdumiony. Podszedł do Jack od tyłu. Rzeczywiście, na filmiku wyświetlała się jakaś kobieta, poruszająca rękami w nieznanym mu znaczeniu. - Kiedy?
- Jak pracowaliście - odpowiedziała, wycierając ręce ścierką.
- Pani jest jakąś cudotwórczynią - zaśmiał się. - Ale jak to? - Chwycił się za głowę, nie mogąc wyjść ze zdumienia. - Zaraz, ale ja muszę też... ja się też muszę nauczyć! Jak długo już to ogląda?
- Trochę ponad dwie godziny - zastanowiła się Tiffany.
- Gdzie krzesło? O, tutaj. Dobrze. - Zayn miotał się przez chwilę po pomieszczeniu, aż w końcu zasiadł obok Jack. Zatrzymał filmik i poczekał, aż na niego spojrzy. - Hej, pouczymy się razem?
Dziewczyna uśmiechnęła się i skinęła głową. Jej policzki wydały mu się zaróżowione, jakby znowu coś ją zawstydziło. Brunet nie myśląc długo, odłączył słuchawki od laptopa i znowu włączył nagranie.
- Ej, ale placek - przypomniał mu nagle Niall, prezentując na talerzu spory kawałek. - I mieliśmy też...
- Cicho - przerwał mu tamten. Machnął ręką na to wszystko.
Bo wyjaśnijmy sobie jedną rzecz: Zayn Malik lubił ciasto drożdżowe. Ale spędzać czas z Jack Lawrence po prostu lubił o wiele bardziej.
- Zayn, mam, posłuchaj. - Z zamyślenia wyrwał go podekscytowany głos przyjaciela.
Tak upłynęły im kolejne godziny, aż zrobiło się na tyle ciemno, że musieli wejść do domu. Zadowoleni z dzisiejszej pracy, wkroczyli do salonu, gdzie czekała już na nich parująca herbata i drożdżowe ciasto. Usłyszeli też krzątaninę w kuchni z czego stwierdzili, że Tiffany musi tam być. Zasiedli na kanapie i ze smakiem zjedli ten poczęstunek. Nie minęło pięć minut, kiedy zgodnie wstali, chcąc wybłagać u pani Duff dokładkę. Skierowali się do źródła dźwięku.
- Możemy jeszcze po kawałku? - spytał Niall od progu, szczerząc się szeroko do starszej pani, która zajęta była zmywaniem naczyń.
- Oczywiście, ukrójcie sobie, ile chcecie - oznajmiła, wskazując na tacę z plackiem, pośrodku stołu. W kącie kuchni znajdowała się również Jack. Miała nałożone na głowę słuchawki i oglądała coś na laptopie.
- Co robi? - Zayn skinął głową w jej kierunku.
- Namówiłam ją, żeby spróbowała języka migowego. - Tiffany przerwała pracę i uśmiechnęła się z dumą do chłopaka.
- Udało się pani? - spytał zdumiony. Podszedł do Jack od tyłu. Rzeczywiście, na filmiku wyświetlała się jakaś kobieta, poruszająca rękami w nieznanym mu znaczeniu. - Kiedy?
- Jak pracowaliście - odpowiedziała, wycierając ręce ścierką.
- Pani jest jakąś cudotwórczynią - zaśmiał się. - Ale jak to? - Chwycił się za głowę, nie mogąc wyjść ze zdumienia. - Zaraz, ale ja muszę też... ja się też muszę nauczyć! Jak długo już to ogląda?
- Trochę ponad dwie godziny - zastanowiła się Tiffany.
- Gdzie krzesło? O, tutaj. Dobrze. - Zayn miotał się przez chwilę po pomieszczeniu, aż w końcu zasiadł obok Jack. Zatrzymał filmik i poczekał, aż na niego spojrzy. - Hej, pouczymy się razem?
Dziewczyna uśmiechnęła się i skinęła głową. Jej policzki wydały mu się zaróżowione, jakby znowu coś ją zawstydziło. Brunet nie myśląc długo, odłączył słuchawki od laptopa i znowu włączył nagranie.
- Ej, ale placek - przypomniał mu nagle Niall, prezentując na talerzu spory kawałek. - I mieliśmy też...
- Cicho - przerwał mu tamten. Machnął ręką na to wszystko.
Bo wyjaśnijmy sobie jedną rzecz: Zayn Malik lubił ciasto drożdżowe. Ale spędzać czas z Jack Lawrence po prostu lubił o wiele bardziej.